Wydawało się, iż po burzliwym 2023 roku Sławomir Mentzen złapał oddech. Tymczasem ostatnie dni przyniosły liderowi Nowej Nadziei serię politycznych ciosów, które trudno zignorować. Trzy dni – trzy porażki. Czarna seria księgowego z Torunia trwa w najlepsze.
Nowe sondaże wyborcze opublikowane w ostatnich dniach nie pozostawiają złudzeń – Konfederacja traci poparcie, a największy spadek notuje sam Mentzen. W ciągu zaledwie kilku dni jego formacja zanotowała aż 4-punktowy zjazd. To poważny sygnał ostrzegawczy, zwłaszcza w przededniu kampanii do Parlamentu Europejskiego. Coś, co miało być marszem po drugą młodość polityczną, coraz bardziej przypomina zjazd po równi pochyłej.
Sławomir Mentzen tym razem przeliczył się z retoryką – musiał publicznie przeprosić marszałka Sejmu, Szymona Hołownię, za nieprawdziwe informacje, jakie na jego temat rozpowszechniał. Polityczne zgrzyty to jedno, ale przeprosiny w przestrzeni publicznej? To sytuacja, która rzadko przytrafia się graczom aspirującym do poważnej roli w państwie. Dla wyborców to może być znak, iż lider Konfederacji zaczyna tracić kontrolę nad własnym przekazem.
Wreszcie – debata. Ta, o której mówi cała Polska. Główne postacie sceny politycznej, pełna sala, emocje i błyski fleszy. A Mentzena… brak. Choć złośliwi mówią, iż to nie jego wina – nie został zaproszony – fakt pozostaje faktem: zabrakło go tam, gdzie liczy się obecność. W polityce nieobecni nie mają racji, a debata, która już przeszła do historii, to kolejny moment, w którym Mentzen pozostał na uboczu.
Nie jest to jeszcze polityczny nokaut, ale z pewnością wyraźna zadyszka. Albo upadek. Czarna seria Mentzena to mieszanka własnych błędów, zewnętrznych okoliczności i być może wypalenia formuły, która jeszcze niedawno niosła go na fali popularności. A wszystko to z charakterystycznym dla 2023 roku zapaszkiem – tego samego, który unosił się nad TikTokową kampanią, mocnymi słowami bez pokrycia i polityką opartą bardziej na memach niż na programie.