Coraz więcej Polaków ma oszczędności. Ale dobrobyt nie jest dany na zawsze

2 godzin temu

My uchodzimy za nację, która raczej nie myśli o odkładaniu. W końcu to polski rodowód mają powiedzenia „Zastaw się, a postaw się”, czy „Pański gest”. Mamy, to wydajemy, czasem więcej niż mamy.

Ale tak jak „Polnische Wirtschaft” (z niemiecka pogardliwe „polskie gospodarzenie – aut.), tak i nasza niezdolność do oszczędzania stała się stereotypem. Nieprawdą. Zmieniliśmy się. Stajemy się coraz bardziej dojrzałym zachodnioeuropejskim społeczeństwem, przynajmniej jeżeli chodzi o domowe finanse.

Z badań Eurostatu wynika, iż w 2019 roku niecała połowa Polaków miała jakieś zachomikowane pieniądze. W tym roku ten wskaźnik wynosi już 70 procent. To ogromny skok. Oczywiście, to są różne oszczędności. Kilkusettysięczne stanowią wciąż rzadkość, przeważnie mówimy o kilkuset lub kilkunastu tysiącach złotych. Ale te oszczędności są i trend do odkładania narasta.

To truizm, iż aby odkładać, trzeba mieć z czego. Ale my generalnie mamy. W ub.r. tak zwany dochód rozporządzalny (czyli to, co zostało nam po opłaceniu rachunków, rat i kosztów życia) wyniósł na osobę 3167 zł. Tyle mogliśmy przeznaczyć na oszczędności lub dodatkową konsumpcję. W 2024 roku, w porównaniu do roku poprzedniego rozporządzalny realny dochód – uwzględniając inflację – wzrósł o ponad 14 proc. Najwięcej w naszej historii. W tym roku ten wzrost wyniesie „tylko” 4,1 proc. Ale to najwięcej w całej UE.

Oszczędności Polaków wysokie jak nigdy. Ale trzeba pamiętać o jednym

Pewnie, to statystyka. Wszystkie wskaźniki gospodarcze mamy doskonałe, PKB i płace rosną, inflacja spada, mamy nadwyżkę eksportu nad importem – niewielką, bo niewielką, ale jednak. Bogacimy się. Żyje się nam, jako społeczeństwu, najlepiej w historii, ale wciąż nie możemy zapominać, iż blisko 5 mln Polaków cierpi biedę, z czego dwa miliony dotyka skrajna nędza. To jest dziś wyzwanie dla polityków i ekonomistów, żeby z tej fali dobrobytu większości spłynęło coś do tej mniejszości, która nie tylko z zawinionych przez siebie przyczyn „zaniża” nam średnią rozwoju.

Co do polityków. Tak już jest, iż jeżeli w gospodarce coś idzie źle, to przeważnie ich wina. Ale jeżeli idzie dobrze, to niekoniecznie ich zasługa, a przynajmniej niewyłączna. Tak jest i obecnie. Sprzyjają nam niskie ceny ropy, Ukraińcy ratujący niedobór pracowników oraz pieniądze z KPO. Dostaliśmy już z Unii 93 mld zł, a w sumie trafi do nas ćwierć biliona. I to jest akurat zasługa rządu Tuska, iż odblokował te pieniądze. Deregulacja, która idzie z mniejszym lub większym bólem, to też jego pomysł. To sprzyja inwestycjom i ogólnemu optymizmowi w gospodarce.

Podsumowując: jest tak dobrze, iż aż strach. Np. iż popsuje to wojna, co napędza zwolenników Braunowi i Konfederacji. No i co będzie, jak już dzięki pieniądzom z KPO wybudujemy te wszystkie drogi, mosty, dworce, tory i tamy? Kiedy inwestycje infrastrukturalne przestaną być motorem gospodarki. Obecny model rozwoju wyczerpuje się, potrzebny nam nowy. Ale pomysłów nie widać, także po stronie opozycji, a tego szczególnie z jej strony należałoby oczekiwać. Bo po co chce władzy? Dobrobyt, podobnie jak niepodległość, nikomu nie jest dany raz na zawsze. Pokazują to liczne przykłady wielu państw na świecie.

***

Odważne komentarze, unikalna publicystyka, pasjonujące reportaże i rozmowy – czytaj w najnowszym numerze tygodnika „O!Polska”. Do kupienia w punktach sprzedaży prasy w regionie oraz w formie e-wydania

Idź do oryginalnego materiału