Oto rzeczy, których dowiedzieliśmy się po organizacyjnej katastrofie telewizyjnej debaty w Końskich.
REKLAMA
1. Taktyczny "geniusz" głównych kandydatów
Wszyscy wiemy, w jak pełnym wyzwań świecie żyjemy. Nieprzewidywalny prezydent USA, wojna za naszymi granicami, rosnące napięcia na linii USA-Chiny, nie mówiąc o punkcie zwrotnym w dziejach Unii Europejskiej i wszystkim tym, co jeszcze przyniesie ten zakręt historii. Polska nie tylko za czasów PiS lubiła myśleć o sobie jako o regionalnym mocarstwie. Do tego potrzeba nie tylko siły marzeń, ale też ludzi, którzy tę "mocarstwową" politykę zrealizują. Tymczasem zobaczmy, jakimi mistrzami taktyki okazali się w ostatnich godzinach główni pretendenci i jak wyłożyli się na czymś tak z pozoru prostym, jak debata wyborcza. Jeden (Rafał Trzaskowski) chciał tylko z drugim (Karolem Nawrockim), drugi chciał z pierwszym, ale chciał nie z trzema, ale z pięcioma telewizjami. Obaj zarzucali sobie tchórzostwo.
Obaj "mistrzowie taktyki" zapomnieli przy tym, iż jesteśmy jeszcze przed pierwszą turą i iż walczący czasami o swoje polityczne życie (Szymon Hołownia, Magdalena Biejat), czasami o pranksterskie zaistnienie (Krzysztof Stanowski, Jadwiga Senyszyn) kandydaci, a czasami o nic (Maciej Maciak, któremu jeden z sondaży dawał 0,42 proc. poparcia) nie poddadzą się bez walki. Efekt? Kompromitacja organizacyjna, przepychanki sztabów i wykluczenie kandydatów, po których głosy trzeba będzie prosić w drugiej turze (Mentzen, Zandberg). jeżeli prawdopodobny prezydent wykłada się na czymś tak taktycznie "skomplikowanym" jak debata, jak zachowa się na krytycznych dla pomyślności Polski szczytach w otoczeniu regionalnych i światowych mocarstw?
2. Skończmy z takimi debatami
Pytanie od dziennikarzy, minuta na odpowiedź, możliwość zadania pytania drugiemu kandydatowi, swobodna wypowiedź, możliwość zadania dwóch pytań innemu kandydatowi, ale nie można ich wszystkich (dwóch) zadać jednemu kandydatowi. Na wszystko albo minuta, albo 30 sekund - brzmią jak zasady 3. edycji Dungeon&Dragons skrzyżowane z zasadami "Jednego z dziesięciu"? Nie, to zaimprowizowane przez kierownictwo największych telewizji (oprócz TV Republika) zasady debaty, które do absurdu doprowadziły taką formę "rozmawiania" do potrzebnego absurdu.
Ile możemy się dowiedzieć w 60 sekund o bezpieczeństwie, gospodarce czy energetyce? Co nam jako wyborcom da zabawa w pytanie i odpowiedź na 90 sekund? Załóżmy, iż debatę ogląda osoba, która w tym roku głosuje pierwszy raz. Co zobaczy? Czego się dowie? Czy nie grupę klepiących wyćwiczone formułki mniej lub bardziej znanych ludzi, którzy z lepszym lub częściej gorszym skutkiem próbują skomplikowane problemy rozwiązać w 60 sekund, kiedy na co dzień ludzie potrafią oglądać wielogodzinne wywiady czy debaty z ekspertami.
To wyzwanie w wielu krajach - podobne zasady obowiązywały na debacie republikanów w czasie prawyborów w 2024 roku, Gazeta.pl też organizowała podobne widowiska, ale musimy wymyślić coś nowego. Czas przestać udawać, iż to więcej niż show "kto kogo".
3. Trzy telewizje poprowadziły imprezę sztabów Rafała Trzaskowskiego i Karola Nawrockiego
Nie wiadomo, czy to presja ze strony sztabu Szymona Hołowni, czy odruchowe odrzucenie gorącego kartofla, faktem jest, iż TVP przyznała, iż debaty Trzaskowski-Nawrocki "nie jest inicjatorem, ani organizatorem" i iż impreza jest "organizowana przez sztaby dwóch kandydatów". W efekcie doszło do sytuacji, iż impreza organizowana przez polityków ma prowadzących z niezależnych mediów. Dziennikarze ani TVN24, ani Polsatu, ani tym bardziej TVP nie prowadzą ani konwencji, ani konferencji, ani happeningów żadnych polityków. Tymczasem dały jako prowadzących swoich czołowych ludzi - Piotra Witwickiego (Polsat), Grzegorza Kajdanowicza (TVN) i Joannę Dunikowską-Paź do wydarzenia, którego miejsce, czas i formę wyznaczył Rafał Trzaskowski. Pogoń za świętym graalem kampanii czyli "ekskluzywnym" starciem na antenie oraz walka z konkurencją (TV Republika jest większa niż TVN24, Polsat News i TVP Info) sprawiły, iż telewizje poprowadziły nie swoje wydarzenie. Nie zarzucam mediom stronniczości czy wpływu sztabów na zadane pytania. Mówię, iż doszło do czegoś czego w dobie kryzysu zaufania do wszystkich mediów robić jako media nie powinniśmy.
4. Jak oni się w tej koalicji nie lubią
Przytyki Szymona Hołowni w kierunku Magdaleny Biejat, riposty Biejat w kierunku Hołowni, przejęcie schowanej przez Rafała Trzaskowskiego tęczowej flagi, którą dostał od Karola Nawrockiego, odgrzanie przez Hołownię opowieści o PO-PiSie, jeżeli wygra Rafał Trzaskowski - to nie pełna choćby lista mniej lub bardziej celnych ciosów koalicjantów, którzy od półtora roku walczą o restaurację demokrację po ośmiu mroczny latach rządów PiS. Dzisiejsza debata pokazuje to, co widzimy na co dzień - w koalicji trzeszczy i nie ma w niej już zbyt wiele ducha demokratycznej rewolucji, która odsunęła PiS od władzy. Jest to też dość czytelny trailer tego, co koalicję czeka nie tylko po pierwszej turze, kiedy dojdzie do rytuału pod tytułem "przekazywanie poparcia", ale też po wyborach prezydenckich. Niezależnie od zwycięstwa czy porażki Rafała Trzaskowskiego.
5. Krzysztof Stanowski jest nudnym politykiem
Sam byłem wśród tych komentujących, którzy prognozowali, iż Krzysztof Stanowski może być - czy go lubimy, czy nie - jedną z gwiazd tej kampanii. Gdy pozował na człowieka bez programu, który chce sobie robić jaja z polityków, było to pewną nowością, ale dość gwałtownie - jak każdy powtarzany w kółko żart - się to wypaliło. Debaty telewizji Republika oraz wPolsce24, a potem debata sztabów pokazała Stanowskiego, który nie kryje swoich prawicowych poglądów. I wypowiada się jak umiarkowanie prawicowy, nie wyróżniający się ani na plus, ani na minus polityk z kilkuprocentowym poparciem. jeżeli ktoś potrzebuje kandydata o podobnym profilu, ale z większymi szansami, wybierze Karola Nawrockiego. jeżeli ktoś potrzebuje kogoś o podobnym profilu, ale bardziej po bandzie i z większymi szansami, wybierze Sławomira Mentzena.