Wiem, w zasadzie brak tytułu ale... brak. Bo i słów na to o czym się dowiedziałem. Jak to osądzić, czy i z jakiej perspektywy. Zaczynajmy.
Grajdoł w którym mam wątpliwy zaszczyt mieszkać zalali emigranci... hmm.zagraniczni pracownicy. Niestety skutecznie odbierający naszym miejsca pracy. I równie skutecznie zaniżający płace. Minimalna dzięki nim jest normą. W wielu wypadkach mają opłacone pobyty w hostelach, czasem jeden posiłek dziennie w ciągu tygodnia pracy.
Jak to porównać do Polaka który ( gdy sam zapier... )musi ponosić wszelkie opłaty? I co z tego iż ma pracę i płacę skoro ( tu odsyłam do mojej poprzedniej notki ).
No, powiedzmy, dzięki chciwości miejscowych właścicieli zakładów nasi są w"gie" po szyję.
Już dawno pisałem jak np. się sprawdza"kfa- lifikacje" spawaczy i kto potem ponosi odpowiedzialność w wypadku wypadku- dosłownie, bo to się dzieje gdy odpowiedzialny element nośny szlag trafia na drodze, w fabryce czy gdzie tam. Beknie ten od pieczątki i ew.ten od mechanoskopii zrobionej na chybcika. Czyli? Wiadomo kto.
No dość tego, są i bardziej egzotyczni pracownicy a wśród nich i Hindusi. Moją uwagę zwróciła trzyosobowa rodzina. Z hmm.około trzyletnim synkiem. Mijam ich często a wczoraj stanęli za mną na taśmie do kasy. Gdy się pakowałem, widziałem iż robili skromne zakupy. A żona ewidentnie przyszła po męża do zakładu.
Poczekałem chwilę, zrobiłem hinduski gest przywitania.
I've wanted to ask for a long time. You are from India?
Kobieta wskazała na kropkę na czole. Bindi- powiedziała.
Yoop! From?
Mombay. It's a very big city.
I know. With... with great contrasts.
On pokiwał głową na"tak".
( Tu daruję sobie dokładny dalszy anglo- polski ciąg bo treść ważniejsza. )
Wyjechali na wizę pracowniczą, zostało kilku. Reszta prosto do szwabskiej Krainy Szczęśliwości. Zadałem swoje nieodrodne pytanie. Czy ktoś ogląda się za nimi na ulicach?
Nie, najwyżej czasem pytają czy są z Indii( Bindu. ). I ogólnie życzliwe nastawienie... Polaków. Z innymi bywa dużo gorzej. Uważają się nawzajem za konkurencję ale do niczego nie dochodzi. Tylko Ukraińcy w saturday i sunday strasznie piją. I czasem dronked idą do pracy.
Akurat o tym wiem, nic dziwnego. Ale póki gotują się we własnym sosie... niech się gotują.
Zażartowałem iż Polakom bardzo podobają się Azjatki, Chinki, Wietnamki, Filipinki ale Hinduski... nie! Pokazałem na jego Małżonkę. Zrozumiał dowcip.
Sam z siebie zaczął mówić iż koledzy którzy wyjechali do Niemiec bardzo żałują i nie bardzo wiedzą jak się teraz z tego wyślizgać.
What?
Pokazał na chodnik: It's clean. Cisto, Niemce brudno. Tu cisto chodnik, dobsze idzemy? Chodnik?
Tak, dobrze, idziecie.
Idzemy, nikt nie oglonda, nie czepia, spokojnie.
A tam, Niemce: kolegów pobiły.
Neonazists?
Pokręcił głową.
Islamisty bum, bum wojna, terror.
Islamiści? Szarija? AK47?
Tak, i Ukraince.
A Policaj?
Policaj nie wtranca, policaj daleko.
A Niemcy? Gdzie Niemcy?
Niemcy jak( Pokazał na latarnie. )One dom.
Oni uciekają? Do domu?
Tak, uciekają.
A widzicie, w interncie piszą, Polska rasism, Polska uciekaj, tam bad.
On mi na to: my tu legal. My tu chcemy legal. Nie Niemcy. A internet, po polski... gówno!
Grzecznie pożegnałem się po hindusku.
Have a nice day.
Us too.
I teraz powtarzam początkowe pytanie.
Bo po tej rozmowie mam potężny mętlik