Co jest NAJWAŻNIEJSZE, czyli Boże Narodzenie u Karandziejów

solidarni2010.pl 14 godzin temu
Aktualności
Co jest NAJWAŻNIEJSZE, czyli Boże Narodzenie u Karandziejów
data:27 grudnia 2017 Redaktor: Shork
Wigilia

O Bożym Narodzeniu - jak je wspominają i spędzają - opowiedzą członkowie wyjątkowej rodziny Elżbiety i Jana Karandziejów. Jan – człowiek „Solidarności”, działacz i członek komitetu Założycielskiego Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża. Mąż i ojciec siódemki dzieci. Przez wszystkie, również te najtrudniejsze lata - walki, więzienia, emigracji - stała obok niego wiernie, równie dzielna i silna, małżonka Elżbieta. Oboje - po prostu skromni, przyzwoici ludzie głębokiej wiary. Pięknie wychowali swoje dzieci, co świadczą dziś, wspominając rodzinne Święta Bożego Narodzenia. Mimo, iż są już dorośli, niektórzy mają już swoje rodziny, wciąż trzymają się blisko rodzinnego domu. To, jak wspominają swe rodzinne świętach, może będzie dla niektórych podpowiedzią, co w życiu najważniejsze…

Jan - Tata
Każde, nasze Święta Bożego Narodzenia, patrząc dziś z perspektywy czasu, były wspaniałe. Przynosiły ze sobą, oprócz tego największego daru, jakim jest przyjście narodzonego w Betlejem dzieciątka Bożego – również inne, niematerialne dary: euforia bycia razem, możliwość dzielenia się tą euforią i miłością, tęsknotę za nieobecnymi. To święta miłości i nadziei.
Zdarzały się też smutne święta. W Kalifornii. Pierwsze Boże Narodzenie na amerykańskiej ziemi. W wigilię otrzymałem telegram o tragicznej śmierci brata, który starał się wówczas o azyl w Republice Federalnej Niemiec. Byłem w trakcie ubierania z dziećmi choinki (zawsze ją ubieramy w wigilię). Choć było to dla mnie bardzo bolesne przeżycie, dziś, dziękuje Bogu za wszystkie doświadczenia, również trudne. Czynią człowieka silniejszym. Czego możemy się obawiać gdy Bóg jest z nami?
Elżbieta - Mama
Przygotowanie do Bożego Narodzenia zaczyna się u nas z początkiem adwentu – ograniczamy sobie przyjemności i prowadzimy bardziej intensywne życie religijne. Na wieczerze wigilijną czekamy w szczególnej atmosferze - od samego rana. Dzieci – mamy ich siedmioro - starają się i pragną być z nami w każde święta. Cześć z nich posiada już własne rodziny. Stół musi być duży, bo jest nas około 20-tu osób. Najmłodsi pomagają przy ubieraniu choinki a później, z niecierpliwością, oczekują pierwszej gwiazdki. Ukradkiem zerkają pod choinkę, sprawdzając, czy są już prezenty. Najbardziej wyczekiwane są moje pierogi z kapustą i grzybami, oraz karp smażony przez męża. Bywały lata skromnych bardzo wigilii, ale i te były radosne.
Dziękuje Bogu, iż obdarował nas taką ilością dzieci.
W pamięci mam wciąż święta w roku 1981. Po zakończeniu strajku w Porcie Gdańskim, mąż się ukrywał. Ja byłam w stanie błogosławionym, tuż przed porodem. Oboje spędzaliśmy święta w Gdańsku, jednak nie zobaczyliśmy się. Nie mogliśmy sobie złożyć życzeń. Męża aresztowano 30 grudnia 1981 r. Pełna troski o jego los, biegałam od komendy do komendy, by dowiedzieć się, co z nim się stało. Nie udzielono mi żadnej informacji. W tej niepewności żyłam około miesiąca.
Natalia - córka
Wszystkie Święta Bożego Narodzenia są wyjątkowe i niepowtarzalne. Z euforią czekam aż cała nasza Rodzina spotka się przy Wigilijnym stole, a jest nas - choć niemało - jednak zawsze za mało. Tak jest np., kiedy ktoś z nas spędza Święta poza domem. Najpiękniejsze moje rodzinne wspomnienia wiążą się właśnie ze Świętami Bożego Narodzenia. Ubieranie choinki w wigilijny poranek - mnóstwo śmiechu i radości! choćby zupa rybna jest dzisiaj dla mnie dobrym wspomnieniem, choć jako dziecko, raczej za nią nie przepadałam. Zawsze mocno przeżywam dzielenie się opłatkiem - niezwykle wzruszające i piękne, takie oczyszczające. Najważniejszy jednak jest Jezus i Maryja i my dla siebie wzajemnie. Reszta, to piękne dodatki, dzięki którym są te chwile jeszcze wspanialsze.
Patryk - zięć
U rodziny mojej żony miałem okazję spędzić dotychczas tylko jedne święta Bożego Narodzenia. Ze swoimi rodzicami zawsze spędzaliśmy je u dziadków. W niewielkim składzie. Tym większym zaskoczeniem była dla mnie ilość osób na świętach u Karandziejów. Choć miejsca niewiele, wszyscy byli dla siebie bardzo serdeczni i nie zaburzało to świątecznej atmosfery. Zapamiętałem pyszną kuchnię teściowej i wspólne kolędowanie. Nigdy nie przeżyłem tak głęboko, tych świąt. Szczerze mówiąc, już nie mogę się doczekać tegorocznej Wigilii u teściów!
Dawid - syn
Święta to w naszej rodzinie wielkie oczekiwanie na przyjście Dzieciątka Jezus. Najpierw roraty. Jako dzieci chodziliśmy prawie codziennie. Rodzice zawsze chcieli nam wpoić, iż najważniejszy jest Jezus - i udało im się. Czekaliśmy również na prezenty. Dziś już mogę powiedzieć, iż tradycją było przeszukiwanie strychów i innych schowków, właśnie w poszukiwaniu upominków. W dzień Wigilii - poranne ubieranie choinki, mama przy kuchence gazowej, tata naprawiający co roku te same lampki, przywiezione ze Stanów! Później oczekiwanie w oknie na pierwszą gwiazdkę. Z kolacji wigilijnej - mamusine pierogi z kapustą i grzybami oraz karpia smażonego na którego i teraz czekamy cały rok, bo nigdy nie smakuje tak, jak w wigilię. Przede wszystkim, jest to nasze wielkie spotkanie. Jedyny dzień w roku, kiedy możemy wszyscy wspólnie usiąść i w atmosferze spokoju, pachnącej choinki , miłych rozmów i śpiewu kolęd, oczekiwać na pasterkę, podczas której cieszymy się wspólnie z narodzin naszego Pana.
Marcin - syn
Zawszę z wielką niecierpliwością wyczekiwałem Bożego Narodzenia. W wigilijny poranek czuć było pozytywne napięcie. Każdy starał się jak najlepiej przygotować do uroczystego świętowania. I dziś, cały dom jest tego dnia, pełen krzątających się ludzi. Był czas, iż mieszkałem we Wrocławiu i tam święta trwały już od listopada. Po Wszystkich Świętych, ze wszystkich stron ”atakowały” choinki, lampki, może to za mocne słowo, ale święta człowiekowi "powszedniały". W naszej małej Kudowie, jeszcze nie jest to, tak widoczne, co pozwala odnaleźć istotę świąt, co w nich najważniejsze, co było mi od zawsze, przez rodziców przekazywane - Pana Jezusa.
Jan Paweł - najmłodszy syn
Co najgłębiej zapisało się w moich wspomnieniach z wszystkich "Bożych Narodzeń" ? Zawsze był to czas, kiedy rodzina mocniej się jednoczyła. Każdy zostawiał na jakiś czas swoją prywatność i zajęcia, aby być razem. To czas, który pozwalał mocniej się zjednoczyć, aby zbudować w sobie mocniejszy fundament, dzięki czemu, później było się bardziej odpornym na problemy. Wyniosłem z nich również naukę, aby za wszystko dziękować Bogu. choćby jeżeli czasami mogło się wydawać, iż osaczają nas jakieś nieszczęścia, to jeszcze bardziej odczuwało się obecność Boga. To skłania do refleksji i nie pozwala zapomnieć prawdziwego powodu świętowania. Dzięki temu, dziś mogę coraz bardziej przeżywać narodziny Jezusa i dziękować Mu, iż przyszedł na Świat, aby nas zbawić.
Ewa - córka
Święta w domu, to zawsze czas niezwykły, wytęskniony i pełen euforii oczekiwania na narodzenie Jezusa.
Gdy byłam małą dziewczynką, świętowanie było czasem trudnym w sensie materialnym, ale święta były tym bardziej cudowne. Mama i tata dokładali olbrzymich starań, mimo braku pieniędzy, aby zarówno jedzenie, jak i prezenty ale przede wszystkim cały wymiar duchowy, były na najwyższym poziomie. Niejednokrotnie doświadczaliśmy pomocy ze strony innych ludzi, za co wszyscy byliśmy wdzięczni. Nigdy nie mówiliśmy innym, iż czegoś nam brak, a Pan Bóg sprawiał, iż w najmniej oczekiwanym momencie, pojawiały się osoby, które chciały podzielić się jakimś dobrem. Atmosfera w domu, zarówno przed Świętami, jak i w trakcie, zawsze była i jest pełna jedności i miłości. To czas niekończących się rozmów, śmiechu, śpiewania kolęd i dziękczynienia za każdego z nas. Jednym z najważniejszych momentów dla mnie jest dzielenie się opłatkiem, ale przede wszystkim dobrym słowem, pięknymi życzeniami.
Jarek - zięć
W domu rodziców mojej żony przeżyłem już wiele Świąt. W pewnym sensie, te pierwsze przeżyte tutaj, były dla mnie pierwszymi normalnymi i prawdziwymi Świętami Bożego Narodzenia. Dlaczego? Ponieważ po raz pierwszy, wartości duchowe, miłość i ludzie, liczyli się bardziej od jedzenia i prezentów, które bez tego pierwszego, nie mają sensu. Co najwyżej są kosztownym dodatkiem. Tutaj, nauczyłem się czekać, a następnie celebrować euforia i świętować. Doświadczyłem przyjęcia, akceptacji i miłości. Poznałem ludzi, którzy dbają o wzajemne relacje, troszczą się o nie. Tym sposobem, ludzki wymiar: praca nad sobą i nad przygotowaniem Świąt (jak zaangażowanie św. Józefa w uprzątnięcie stajenki) jest tym, co przygotowuje miejsce, w którym może narodzić się Jezus. Nie potrzeba wiele, potrzeba rzeczy prostych, słów szczerych i możliwie największego zaangażowania w budowanie relacji i ich klimatu. Nie tylko od Święta, ale także na co dzień. Tutaj tak jest. Dlatego święta są uwieńczeniem i doświadczaniem nieba bardziej niż tego, iż jeszcze jakiś czas przebywamy na "ziemskim wygnaniu".
napisała pani Anna Dąbrowska
Źródło Gazeta Warszawska
Idź do oryginalnego materiału