Europejski przemysł motoryzacyjny znalazł się dziś w jednym z najtrudniejszych momentów w swojej historii. Od synonimu luksusu, jakości, niezawodności i technologicznego splendoru, marki z Europy coraz częściej łapią zadyszkę. Cła w wysokości 15 proc. na samochody importowane z UE do USA, choć medialnie głośne, okazały się jedynie kolejnym kamieniem dorzuconym do i tak już przeciążonego plecaka, który europejska branża nosi na swoich barkach. Problem polega na tym, iż zamiast pomóc odciążyć sektor, unijni urzędnicy zdają się nie zauważać zmęczenia i każą producentom robić jeszcze przysiady. W tym samym czasie nakłada się kilka procesów i nie wydaje się, aby jakikolwiek był chwilowy.