- Dziś ze świecą szukać w USA dzieci urodzonych w Polsce, lawinowo za to rośnie liczba uczniów z rodzin mieszanych, w których językiem polskim posługuje się tylko jeden rodzic
- „Mieszkam w Chicago od ponad 20 lat i byłam świadkiem wielkiego przeobrażenia naszej społeczności. Dawne polskie dzielnice się wyludniają, bo Polonia staje się zamożna i wyprowadza na bogate przedmieścia. Zamykają się polskie delikatesy i księgarnie — mówi Beata Milkowski, właścicielka szkół jazdy w Chicago” — pisze autorka tekstu
- Eksperci, w tym politolog Dominik Stecuła pracujący na Uniwersytecie Stanowym Ohio, autor najnowszego portretu Polonii w USA przedstawionego w książce „Polish Americans Today”, szacują, iż Polaków żyjących w USA „na nielegalu” jest teraz raczej mniej niż więcej, choćby poniżej 50 tys.
- Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu
Korespondencja z USA
Polski rząd z fanfarami szykuje się na przyjmowanie mas Polaków, którzy żyją w Ameryce nielegalnie i – zagrożeni deportacją – będą z niej uciekać. Patrzę na to z rozbawieniem, bo w tych deklaracjach widzę przede wszystkim kolejny dowód na to, iż Polska nie wie, czym jest współczesna Polonia amerykańska i jak naprawdę żyje się jej w Ameryce. Jeśli Polacy wrócą do ojczyzny, zrobią to z innych powodów niż strach przed wydaleniem.
W ciągu ostatniego roku z USA wyjechały trzy znajome rodziny, w których domach na co dzień rozbrzmiewał język polski. Wszystkie z od dawna uregulowanym statusem imigracyjnym oraz w bardzo dobrej sytuacji materialnej – naturalizowani obywatele z urodzonym w Ameryce potomstwem. Jedno małżeństwo, rodzice dorosłej córki, wróciło do Polski, żeby przejąć opiekę nad starzejącymi się rodzicami. Dwie pozostałe rodziny obrały za cel Belgię i Niemcy z nadzieją na lepsze, a zwłaszcza tańsze perspektywy edukacyjne dla swoich wciąż nieletnich dzieci i bardziej sprzyjające warunki społeczno-kulturowe ich wychowywania. Wszyscy wyprowadzili się z USA wiele miesięcy przed ponownym dojściem Donalda Trumpa do władzy.
Wiemy, iż nie wiemy
Propozycję napisania artykułu o nielegalnych polskich imigrantach, którzy lada dzień hordami zaczną wracać do stęsknionej za nimi ojczyzny, przyjęłam jako wyzwanie. Od bardzo dawna nie mam wśród znajomych Polaków nikogo, kto przebywałby w Stanach nielegalnie. Powodem jest prawdopodobnie moje miejsce zamieszkania – z dala od tzw. historycznych skupisk polskojęzycznej Polonii w USA, czyli Wschodniego Wybrzeża oraz Chicago.
Moją świadomość kształtują szerokie kontakty ze środowiskami polonijnymi w wielu zakątkach Ameryki, w tym społecznościami skupionymi wokół polskich szkół, będącymi bez wątpienia najbardziej żywym i aktualnym odbiciem życia polonijnego oraz dobrym polem do badania.
Co pokazują? Przede wszystkim to, jak dramatycznie od początku wieku zmalała emigracja Polaków do USA. Dziś ze świecą szukać tam dzieci urodzonych w Polsce, lawinowo za to rośnie liczba uczniów z rodzin mieszanych, w których językiem polskim posługuje się tylko jeden rodzic. Jednocześnie rośnie zamożność polonijnych rodziców. To, jak wiele dzieci podróżuje nie tylko do Polski, ale i po całym świecie, skłania zaś do refleksji, iż równie drastycznie spadła w kręgach polonijnych liczba rodziców „bez papierów”.
O tym, jak mało mamy badań, które pokazałyby amerykańską Polonię w jej pełnym, współczesnym wymiarze, i o przyczynach tego stanu rzeczy pisałam nieraz. To, co wiemy, jest w dużej mierze efektem pracy amerykańskiego rządu, który co 10 lat przeprowadza powszechny spis ludności. Ostatni, z 2020 r., wykazał, iż Polonia, czyli Polish Americans, to grupa niemal dziewięciomilionowa, ale osób polskojęzycznych jest w niej tylko nieco ponad 400 tys.
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27598552/38da52f0688fdb5fa93782dda1dcd57c.jpg)
Całkowicie po omacku poruszamy się też w kwestii liczby tych, na których przyjazd szykuje się polskie MSZ. Ponieważ prasa krajowa, zarażona emocjami narastającymi wokół tematu amerykańskich deportacji, wypowiedziała się już dość obszernie – znamy szacunki. Może to będzie 15 tys., a może i 100 tys. osób! Trudno uwierzyć, iż przy obecnych możliwościach technologicznych i komunikacyjnych zbadanie, o jakich danych naprawdę mówimy, jest czymś więcej niż kwestią organizacji, funduszy i woli. Ale cóż, z sarmackim przytupem jak zawsze wolimy dociekać, niż opierać się na faktach.
Opinie na temat tego, czym jest i jak żyje amerykańska Polonia, kształtują nam więc szwagier z New Jersey oraz treści z polonijnych platform społecznościowych opanowanych przez zwolenników Trumpa. Temat „gonienia” nielegalnych rodaków wybrzmiewa na tych ostatnich głośno. Najlepszy dowód na to, iż Polaków zagrożonych deportacją jest mnóstwo, czyż nie? Popatrzmy, jak wygląda rzeczywistość.
Gdzie ci nielegalni?
Ludzie się boją. Bardzo trudno będzie ci znaleźć kogoś do rozmowy – z miejsca przestrzegali mnie znajomi ze Wschodniego Wybrzeża i z Chicago, do których zwróciłam się o pomoc w skontaktowaniu mnie z rodakami żyjącymi „bez papierów”. Większość od razu też przyznała, iż osobiście nikogo takiego nie zna, potrzebny więc będzie czas, żeby popytać dookoła. Firmy sprzątające? Budowlane? – sama podsuwałam pomysły, opierając się na stereotypach dotyczących profesji nielegalnych imigrantów, nie tylko z Polski, ale i z innych części świata.
– Do sprzątania to już od bardzo dawna przychodzą do nas Meksykanki – wyjaśniała mi Beata Milkowski, właścicielka szkół jazdy w Chicago. – Dzisiaj Polki w takich firmach są pracodawczyniami. Podobnie jak Polacy w firmach budowlanych. Mieszkam w Chicago od ponad 20 lat i byłam świadkiem wielkiego przeobrażenia naszej społeczności. Dawne polskie dzielnice się wyludniają, bo Polonia staje się zamożna i wyprowadza na bogate przedmieścia. Zamykają się polskie delikatesy i księgarnie. Symptomatyczny jest zanik polskich firm doradztwa podatkowego i ubezpieczycieli, dla których obsługa polskich klientów „bez papierów” była istotną częścią biznesu. Przetrwali ci, którzy potrafią konkurować na rynku z firmami amerykańskimi – opowiada Milkowski. I dorzuca: – Polacy z mojego otoczenia, którzy mieli z Ameryki wyjechać, bo się tutaj nie urządzili, zrobili to dawno temu.
Jest strach, ale pewnie minie
Z dziennikarskiego punktu widzenia miałam jednak szczęście. Najpierw odezwała się do mnie jedna z matek z polskiej szkoły w Nowym Jorku, pytając w imieniu koleżanki, czy nie mam jakichś jednoznacznych informacji na temat przyznawania dzieciom obywatelstwa. Gdy poprosiłam o wyjaśnienie, w jakiej dokładnie sytuacji znajduje się znajoma, usłyszałam: – Ani ona, ani jej mąż nie mają stałego pobytu, ale żyją normalnie, rozliczają się z podatków, w ubiegłym roku kupili dom. Do tego żadnych zatargów z prawem, to normalna, kochająca się i szanująca rodzina. Ułożyli sobie tutaj życie. Teraz czekają na narodziny dziecka. Ale słychać, iż Trump ma zmienić prawo i dzieci nielegalnych nie będą już dostawać obywatelstwa. Czy on w ogóle może to zrobić? Przecież to jest prawo konstytucyjne? – pytała.
Dwa dni później udało mi się zdobyć bezpośrednią wypowiedź Polki, także „bez papierów”, mieszkającej w okolicach Nowego Jorku.
– Na razie nie podejmujemy żadnych drastycznych kroków, ale z tyłu głowy jest myśl, iż ktoś może przyjść, o coś zapytać i się wyda. jeżeli będzie naprawdę nieciekawie, pewnie wrócimy do Polski. Na razie obserwujemy, co się dzieje. Niby są masowe deportacje, ale mówi się, iż tylko kryminalistów. Jak jest naprawdę? Nikt nie wie. Może to źle zabrzmi, ale nie wydaje mi się, żeby Polacy byli pierwsi na celowniku. I w ogóle tacy jak my, którzy się nie wychylają, nie powinni być pierwsi do odstrzału – dodaje.
Kiedy proszę o wyjaśnienie, co znaczy „tacy jak my”, słyszę: – Przyjechaliśmy tu z mężem 20 lat temu, mąż miał obiecaną zieloną kartę z tytułu pracy. Lata mijały i nic się nie działo, a potem to już się tak zasiedzieliśmy, iż nie było po co do Polski wracać. Zwłaszcza kiedy urodziło się nam dziecko. Wbrew pozorom można tutaj bardzo normalnie żyć, choćby jak się jest nielegalnie. I płacić podatki. Ale oczywiście nie o to tu chodzi. Próbowaliśmy zdobyć papiery na różne sposoby, ale to bardzo trudne. I chyba najbardziej denerwujące jest to, dlaczego ludzie, którzy chcą uczciwie żyć i pracować, mają rzucane kłody pod nogi. Może Trump powinien tym się zająć, a nie straszeniem deportacjami i powtarzaniem, iż Ameryka jest najlepsza na świecie? No chyba nie jest, skoro tak to wygląda – mówi rozżalona.
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27598552/b9cfb06992d985c5d06afb88f62d07ed.jpg)
Donald Trump
Złamane prawo, które można nastawić
Powyższe historie potwierdziły to, o czym słyszałam od dawna. Znaczący odsetek Polaków zamieszkałych dziś w Ameryce nielegalnie to rodzice urodzonych tu dzieci – amerykańskich obywateli, którzy obywatelstwo nabyli na mocy tzw. prawa ziemi zapisanego w konstytucji. Są to więc ludzie, którzy łamią prawo, ale robią to dlatego, iż to samo prawo otwiera przed nimi możliwość legalizacji ich statusu, każąc im na to tylko trochę poczekać. Dlatego czekają.
– W świetle prawa dziecko będące obywatelem amerykańskim może sponsorować rodziców z chwilą ukończenia 21 lat – wyjaśnia Ewa Brożek, adwokatka imigracyjna z kancelarii Kurczaba & Brozek Law Offices w Chicago. – Niestety, oprócz małżeństwa z amerykańskim obywatelem to w tej chwili jedyny sposób na legalizację pobytu. Po raz ostatni nielegalni imigranci w USA dostali możliwość uregulowania swojego statusu na mocy specjalnej ustawy w 2001 r.
Ale decyzja, by „przeczekać” – skoro amerykańskie ustawodawstwo jednocześnie umożliwia człowiekowi normalne życie, odprowadzanie podatków, korzystanie z usług bankowych i hipotecznych, prowadzenie własnej działalności gospodarczej, a w wielu stanach również posiadanie prawa jazdy – ma sens z jeszcze jednego powodu.
– Posiadanie dziecka, które jest obywatelem, może pomóc, jeżeli rodzic dostał się w ręce służb i ma wyznaczoną rozprawę deportacyjną. O ile bowiem udowodni przed sądem, iż przebywa w Ameryce dłużej niż 10 lat, nie był w tym czasie karany, płacił podatki i jest moralnym człowiekiem, sąd może mu zezwolić na dalszy pobyt poprzez tzw. cancellation of removal (anulowanie deportacji). Taki wyrok nie jest sposobem na otwarcie sobie ścieżki do uzyskania zielonej karty, ale chroni przed deportacją i pozwala spokojnie doczekać tych wytęsknionych 21. urodzin dziecka – mówi mec. Brożek.
Gdy schodzimy na temat słynnego już dzisiaj rozporządzenia wykonawczego Donalda Trumpa anulującego prawo ziemi, w głosie ekspertki pojawiają się emocje. Dokument, jak wiemy, został natychmiast zaskarżony jako niekonstytucyjny i Ewa Brożek nie ma wątpliwości, iż sąd również tak zaopiniuje. Środowisko prawne jest jednak głęboko oburzone i zaszokowane faktem, iż adwokaci Trumpa w ogóle coś takiego mu przygotowali. Mówi się, iż mogą zostać za to pociągnięci do odpowiedzialności dyscyplinarnej i choćby stracić licencję na wykonywanie zawodu. Rada, jaką mec. Brożek ma w tej chwili dla wszystkich nielegalnych imigrantów, brzmi: nie panikujcie i nie bójcie się przyjść po poradę prawną.
Adwokatka wie, iż taki krok naprawdę może zmienić wszystko, bo sama przez jakiś czas miała nieuregulowany status i głowiła się, jak zalegalizować swój pobyt. – Wiele osób nie wie, iż jeżeli chodziły tu kiedyś do szkoły i miały wizę studencką, to jej ważność, o ile nie dostaniemy oficjalnego zawiadomienia, iż została cofnięta, nie wygasa. To zaś oznacza, iż choćby jeżeli edukacja została zakończona dziesiątki lat temu, jak najbardziej można wystąpić o sponsorowanie przez miejsce pracy – tłumaczy.
Choć na co dzień Polacy stanowią tylko połowę klientów kancelarii Kurczaba & Brozek, odkąd zaczęły się deportacje, to oni dzwonią najczęściej. Czy rozważają powrót do Polski?
– Nie, zdecydowanie nie – natychmiast odpowiada mecenas. – Szukają sposobu, jak tego powrotu uniknąć.
Kto przyleci w deportacyjnym prezencie?
Z danych ICE (Immigration and Customs Enforcement) wynika, iż nakaz deportacyjny ma w tej chwili nieco ponad 2,3 tys. Polaków. Eksperci, w tym politolog Dominik Stecuła pracujący na Uniwersytecie Stanowym Ohio, autor najnowszego portretu Polonii w USA przedstawionego w książce „Polish Americans Today”, szacują, iż Polaków żyjących w USA „na nielegalu” jest teraz raczej mniej niż więcej, choćby poniżej 50 tys.
Osobiste kontakty z Polakami bez uregulowanego statusu skłaniają Stecułę, podobnie jak i mnie, do refleksji, iż większość takich osób prawdopodobnie też podpisałaby się pod słowami moich wcześniejszych rozmówców, tych którzy mieszkają w USA od ponad 20 lat i lada dzień będą mogli zalegalizować pobyt dzięki synowi/córce. Ich wnioski były zaś następujące: – Nie wiadomo, co będzie się działo, ale z drugiej strony my już to wszystko przerabialiśmy. Jest straszenie, ale tak naprawdę nikomu nie zależy na pozbywaniu się nielegalnych. Ameryka nie istnieje bez nielegalnych wykonujących najgorsze prace za półdarmo. Wszyscy wiedzą, iż Trump sam wynajmował takich do budowy Trump Tower.
Za chwilę to wszystko się uspokoi i wróci do normy.
Jakie to ma znaczenie dla polskich planów pomocy nieszczęśnikom deportowanym z USA? Przede wszystkim takie, iż szacunki polskich konsulatów, na podstawie których wiceministra Mościcka-Dendys powzięła informację o tym, iż wydalonych z USA może zostać 30 tys. Polaków, należy włożyć między bajki. Tym bardziej iż zaledwie dwa tygodnie od startu planu deportacyjnego już mamy doniesienia, iż niektórzy zatrzymani są wypuszczani na wolność, gdyż ICE, o czym także mówiło się od początku, nie ma środków ani możliwości lokalowych, by dopełniać procedur deportacyjnych wedle przepisów.
Jeśli dojdzie do otwarcia więzienia Guantanamo, które może przyjąć do 30 tys. osób, umieszczeni zostaną tam – jak wskazują słowa płynące z Białego Domu – najgorsi kryminaliści. A choćby jeżeli znaleźliby się wśród nich wszyscy Polacy z listy ICE, to pojawia się całkiem inne pytanie. Czy Polska powinna rozwijać przed nimi czerwony dywan? Finansować z pieniędzy polskiego podatnika nowy start życiowy nad Wisłą? Zostawiam to do refleksji.
Polonia może wrócić, ale z własnej woli
W chwili gdy piszę ten tekst, czyli na przełomie stycznia i lutego, raczej więc się nie zanosi na masowe powroty amerykańskiej Polonii – choćby tego jej segmentu, który żyje w USA „bez papierów”. Nie znaczy to jednak, iż taki scenariusz nie może się wydarzyć.
Od pierwszych dni swojej ponownej prezydentury Donald Trump zdaje się robić wszystko, by zachwiać porządkiem świata i odebrać Amerykanom poczucie stabilności, przewidywalności. Tam, gdzie miał być cud gospodarczy, mamy na razie podwyżki i zapowiedzi, by szykować się na „zaciskanie pasa”. Tam, gdzie miał być powrót do „prawdy i praworządności”, mamy mnożące się akty łamania konstytucji oraz rządy wyciągniętej z kapelusza czwartej władzy oligarchów, przy pełnej akceptacji konserwatywnej części sceny politycznej i społeczeństwa. W planach na najbliższą przyszłość rysują się zaś demontaż szkolnictwa publicznego i wielkie cięcia w podstawowych systemach zabezpieczeń społecznych, które i tak są w Ameryce skąpe i nieadekwatne do potrzeb.
Amerykanie polskiego pochodzenia, nie tylko emigranci z Polski, ale wszyscy, którzy poprzez kontakty z miejscem urodzenia przodków wiedzą, jak wygląda dziś życie i w kraju, i w Europie, mogą za jakiś czas dojść do wniosku, iż Ameryka przestała spełniać ich oczekiwania. Po wyborach prezydenckich liczba mieszkańców USA zainteresowanych uzyskaniem drugiego paszportu wzrosła o 400 proc. w porównaniu z ostatnim tygodniem przed wyborami. W skali rocznej mówimy o wzroście zainteresowania rzędu 30 proc. (Henley & Partners, 4-10 listopada 2024 r.).
![](https://images4.polskie.ai/images/289565/27598552/ecb4a6c2ccfb84ed348f8ff440f25265.jpg)
Jednak, jak informuje w najnowszym raporcie Harvey Law Group (HLG), wyszukiwanie w internecie wiadomości na temat emigracji z USA zwiększyło się po wyborach aż o ponad 1500 proc. (HLG, Top Reasons Why More Americans Are Leaving the US in 2025, 23 stycznia 2025 r.). Nie dziwi mnie to, bo temat ewentualnej wyprowadzki z USA od kilku tygodni mocno wybrzmiewa również w kręgu moich najbliższych polskich i europejskich znajomych. Dodam, iż w warunkach coraz łatwiejszej do zorganizowania pracy zdalnej Europejczycy oraz ich potomkowie już od jakiegoś czasu liczniej reemigrują na Stary Kontynent. Kierują nimi względy rodzinne, ale coraz częściej także aspekty społeczne i edukacyjne, podobnie jak u moich znajomych przywołanych na początku tekstu.
Istnieją podstawy, by sądzić, iż kombinacja polityki imigracyjnej Trumpa z kurczącą się konkurencyjnością Ameryki w zakresie komfortu codziennego życia przeciętnego człowieka rzeczywiście może odwrócić trwający od stuleci trend napływu mas ludzkich. Słynne jest chińskie ponoć przekleństwo: obyś żył w ciekawych czasach – Ameryka zapędziła się w czasy tak ciekawe, iż przynajmniej dla połowy jej mieszkańców z gruntu straszne.