Co chce ugrać Hołownia, blokując debatę nad prawem do aborcji?

6 miesięcy temu

Marszałek Szymon Hołownia ogłosił, iż cztery złożone w Sejmie projekty ustaw dotyczących aborcji będą czytane nie teraz, jak to było zapowiadane, w okolicach dnia kobiet, ale dopiero 11 kwietnia, po pierwszej turze wyborów samorządowych.

Czemu? Ano dlatego – tłumaczy Hołownia – iż temperatura polityczna przed wyborami jest zbyt wysoka i prawa kobiet mogą na tym ucierpieć, bo staną się sprawą, na której politycy będą zbijać kapitał. Chce więc Hołownia chronić prawa kobiet przed politykami.

Jakoś mu nie wierzę. Bo gdyby rzeczywiście prawa kobiet i ich bezpieczeństwo były dla niego tak ważne, nie blokowałby ustawy ratunkowej Magdaleny Biejat od momentu przejęcia władzy.

Ale on ją właśnie blokował, bo na prawach kobiet, a raczej: na odmawianiu nam tych praw, wszyscy politycy zbijają kapitał od zawsze. Posłanka Biejat złożyła w Sejmie projekt, który natychmiast poprawiłby bezpieczeństwo kobiet i były jasną odpowiedzią na frekwencję wyborczą i wygraną partii demokratycznych. Hołownia nie poddał jednak tego projektu pod obrady, a dziś projekty są już cztery.

A skoro są cztery projekty, to wszystkie cztery będą dyskutowane. Każdy klub będzie bronił swojego, a sprawa przeciągnie się jeszcze bardziej. Jeden z tych projektów ustaw zakłada powrót do „kompromisu” sprzed wyroku Trybunału Przyłębskiej; drugi proponuje referendum – oba przyniosła do Sejmu Trzecia Droga. O pozostałych Szymon Hołownia mówi: „te, z którymi się fundamentalnie nie zgadzam, jako poseł i jako człowiek”. To ten sam Szymon, który spóźnił się na demonstrację, bo chciał się pokazać w tłumie, ale prawa kobiet „fundamentalnie” go uwierają.

Podgrzewanie atmosfery

Dlaczego atmosfera jest coraz gorętsza? Bo Szymon Hołownia ją podgrzewa. Nie dopuszczając do głosowania gotowych projektów ustaw, czyniąc prawa kobiet przedmiotem coraz gorętszych dyskusji i sporów między politykami, ryzykując rozpad koalicji 15 października, wreszcie ryzykując uliczne demonstracje kobiet, którym kolejny miesiąc powtarza się: jeszcze nie teraz, to nie ten moment, nie krytykujcie rządu, dajcie im czas. Szymon Hołownia po to podgrzewa atmosferę wokół praw reprodukcyjnych kobiet, by móc nazwać sprawę gorącą i polityczną i czekać, aż wystygnie.

Oczywiście z jednej strony chce tym zbić z szachownicy Lewicę, która zabiega o dostęp do aborcji od wielu lat. Ale nie tylko.

Kto ma silniejszy głos raczej w mniejszych miastach niż w większych? Konserwatyści i Kościół. A to są siły, na których Trzecia Droga chce rosnąć. Konserwatyści tradycyjnie trzymają z Kościołem, a Kościół tradycyjnie nie chce uznać, iż kobiety mają prawa.

Już sam sposób mówienia o aborcji ma źródło w kościelnej ideologii, w której moralność delegowana jest na byt ponadnaturalny i stosowana jest tylko przez pośredników – księży – bo ludzie sami z siebie są tej moralności pozbawieni. A zwłaszcza kobiety. Puszczone samopas prawdopodobnie będą czyhać na własne dzieci. Dlatego o losach kobiet, ich macierzyństwie, pracy, poświęceniu – mają dyskutować wszyscy, a nie te, których to dotyczy. Bo w tej ideologii kobiety nie są pełnoprawne, nie mogą decydować choćby o sobie.

Biopolityka okazuje się całkiem prosta, kiedy moralne decyzje odbiera się ludziom i przenosi na boga i Kościół.

W jakiej sytuacji podgrzewanie atmosfery przez Hołownię stawia nas, kobiety, które prawdopodobnie zaraz znów wyjdziemy na ulice? Ano, w roli awanturniczek, które nie dają rządowi czasu, które „chcą wszystko za szybko”, „bez adekwatnego namysłu”. Za rządów PiS walczyły o swoje prawa, od ich głosu zależała demokracja. Dziś te same kobiety są niecierpliwymi awanturnicami, a Szymon Hołownia chce je po prostu zawstydzić.

Podgrzewanie atmosfery daje też argumenty przeciwnikom liberalizacji prawa aborcyjnego. Daje im więcej czasu w podważenie kolejnych badań, w tym najnowszego sondażu IPSOS dla Oko.press, z których wynika jasno, iż przekonanie, iż liberalizacja prawa do aborcji jest konieczna, podzielają elektoraty wszystkich partii.

Jak się kilka razy powie i powtórzy, iż większość to jednak nie wszyscy, iż konserwatywnego elektoratu też trzeba wysłuchać, iż są jeszcze w Sejmie siły bardziej konserwatywne niż marszałek Hołownia – nie wzmacnia to kobiet, a je osłabia. A nuż uda się zgasić ten ogień, który pozwalał na podważenie autorytetu Kościoła choćby w niemniejszym miasteczkach, choćby na wsiach?

Układ z Kościołem?

Kościół na pewno już widzi, iż na sojuszu z PiS-em wiele więcej nie ugra, bo PiS władzę utracił i prawdopodobnie na dłużej. Po kościelne poparcie może więc teraz sięgnąć Trzecia Droga – a czy można zrobić Kościołowi piękniejszy prezent niż złożyć mu ofiarę z praw kobiet?

Co będzie z tego mieć Trzecia Droga? Przypomnijcie sobie gorącą kampanię przed wyborami parlamentarnymi, w którą kościół angażował się na całego. Kto by nie chciał, by z każdej ambony w kraju księża wiernych przekonywali, iż tylko Kosiniak i Hołownia obronią „tradycyjne polskie, katolickie wartości”, iż może nie wyjdziemy z Unii, niestety, i uchwał anty-LGBT nie da się już forsować w każdej gminie, ale przynajmniej rozpasanie kobiet uda się powściągnąć i zapędzić je do kąta na kolejne długie lata. Niech się pilnują.

Tymczasem we Francji 8 marca prawo do aborcji zostanie wpisane do konstytucji.

Idź do oryginalnego materiału