Ciecz, zasolona bardziej niż ocean, truje ryby w krakowskiej rzece. W tle gigantyczne inwestycje

1 rok temu

Od lat naukowcy wskazują, iż ryby w krakowskiej Wildze giną przez źle zabezpieczone „Białe Morza”. Są to składowiska po dawnych Krakowskich Zakładach Sodowych „Solvay”. Dziennikarz RMF MAXX w swoim filmie przedstawia na to dowody. Ciecz, która wydostaje się spod składowisk, nie zawiera tlenu i jest zasolona bardziej niż woda z oceanu.

O zdarzeniach, do jakich doszło na rzece Wildze, pisaliśmy tutaj:

Białe Morza ciągle zatruwają Wilgę. Nikt się tym nie zajął od lat

Co zabiło ryby w Wildze?

Na to pytanie miał odpowiedzieć specjalny zespół do spraw koordynowania działań podczas występowania przypadków śnięcia ryb w rzekach w Małopolsce. Zespół powołany przez wojewodę ustalił, iż ryby w Wildze zabiło kilka czynników, które zbiegły się w czasie. Wśród nich urzędnicy wymieniają: gwałtowny rozkwit glonów, których butwienie i obumieranie doprowadziło do zabrania części tlenu rozpuszczonego w wodzie, jak również zrzuty ścieków z przelewów burzowych ze zlewni powyżej.

– To także wysokie temperatury poprzedzające ten okres, jaki i długi okres bezopadowy, następnie gwałtowne burze, które doprowadziły do przepłukania i wypłukania podczas zrzutów burzowych do Wilgi znacznej ilości organicznych związków nagromadzonych w kanalizacji burzowej – twierdzi Radosław Radoń dyrektor RZGW w Krakowie, który jednocześnie nie wyklucza podobnej sytuacji w przypadku Białych Mórz. Substancje ze składowisk, także mogły zostać wypłukane do rzeki.Nie wykluczamy takiej sytuacji, natomiast na chwilę obecną nie jesteśmy w stanie tego potwierdzić – dodaje.

Według prof. Mariusza Czopa z Wydziału Geologii, Geofizyki i Ochrony Środowiska AGH w Krakowie o potwierdzenie lub jakiekolwiek wiarygodne ustalenia w tej sprawie byłoby łatwiej, gdyby przeprowadzono niezbędne w takich przypadkach badania martwych ryb. Naukowiec wyjaśnia, iż badania WIOŚ wbrew temu, co zapowiadano, objęły standardowy zakres parametrów i były wykonywane głównie już po wystąpieniu katastrofy.

Wygięta do góry rura drenażowa, jeden z odcieków wpływa wprost do rzeki, Fot. Przemysław Błaszczyk

„Totalna bezrefleksyjność” na drodze do katastrofy

– Wyniki badań przeczą tezie o uśmierceniu ryb wskutek niskiej zawartości tlenu w wodzie. Utrzymywał się on na poziomie około 60-70 proc. nasycenia. A żeby wystąpiły jakiekolwiek negatywne skutki, musiałby spaść do poziomu 10-20 proc. czy choćby jeszcze niżej – tłumaczy w rozmowie ze SmogLabem prof. Czop. – Z niewiadomych przyczyn, bo za takie trudno uznać fakt, iż na miejscu katastrofy nie było lekarza weterynarii, nie wykonano badań uśmierconych ryb. Pomimo ogromnej pracy wykonanej przez wędkarzy i społeczników oraz przekazaniu służbom ochrony środowiska pełnego materiału dowodowego w postaci kilku tysięcy martwych ryb, zostały one przekazane do utylizacji. To naprawdę skandaliczna sytuacja totalnej bezrefleksyjności, która uniemożliwiła precyzyjne określenie przyczyn tej katastrofy.

Dyrekcja RZGW zapewnia, iż o ile dojdzie do podobnego zdarzenia – tym razem próbki ryb zostaną pobrane.

– To bardzo cenna inicjatywa – wtóruje prof. Czop, ale niedociągnięć w działaniu służb jest dużo więcej. – Pomimo iż rok temu mieliśmy katastrofę na Odrze, która także w tym roku dotyka Kanał Gliwicki, widać, iż służby ochrony środowiska niestety nie wyciągnęły żadnych wniosków. Działają w sposób skrajnie niewydolny. W przypadku takiej katastrofy trzeba dokładnie badać skład gatunkowy wszystkich uśmierconych organizmów nie tylko ryb. Bardzo zastanawia mnie też kompletne pominięcie kwestii wykazanego w badaniach WIOŚ bardzo dużego zasolenia wód w rzece Wildze. Jest ono związane z Białymi Morzami – zauważa prof. Akademii Górniczo Hutniczej.

Kto zabezpieczy alkaliczną solankę?

„Białe Morza” to kompleks składowisk. Dzisiaj na jednym z nich stoi Centrum Jana Pawła II „Nie lękajcie się!”. Obok powstały również tunele Trasy Łagiewnickiej. Na drugim, bliżej krakowskiej autostrady mamy psi wybieg. Trzecie składowisko znajduje się pomiędzy ul. Totus Tuus, a ul. Podmokłą. To tam podjęto się nieudanej próby budowy pola golfowego.

  • Czytaj także: Największa taka inwestycja w Polsce. „Szantaż emocjonalny i dzielenie ludzi”

Powierzchnia tego składowiska, co widać na zdjęciach satelitarnych z Google Earth, została rozkopana między 13.05.2018, a 30.08.2018.

„Białe Morza” w 2017 r. Google Maps

„Białe Morza” w 2018 r. Google Maps

Budowa pomimo zastrzeżeń

Co stało się pomiędzy tymi datami? Otóż to właśnie wtedy, po raz pierwszy odnaleziono w Wildze kilkaset martwych ryb. Służby stwierdziły, iż winne w tym przypadku były ścieki sanitarne.

Co ciekawe, już w 2007 roku urzędnicy zostali poinformowani o zagrożeniach wynikających z naruszenia ciągłości warstwy rekultywacyjnej. Chodzi o minimalną warstwę osłaniającą odpady od niekorzystnych czynników atmosferycznych. Ma ona najważniejsze znaczenie dla ograniczenia intensywności procesu wnikania wód opadowych do wnętrza składowisk i wymywania łatwo rozpuszczalnych chlorków i związków alkalicznych.

Oczywiście nie przejęto się tym faktem, bo w 2008 roku wydano pozwolenie na budowę Centrum Jana Pawła II „Nie lękajcie się!”. 10 lat później natomiast ruszyły prace przy budowie tuneli Trasy Łagiewnickiej, które przechodzą przez składowisko Białych Mórz.

Nasyp z odpadów, fot. Przemysław Błaszczyk

Park zamiast pola golfowego

– Wszelkie inwestycje wykonywane dotychczas na terenie Białych Mórz bardzo niekorzystnie wpłynęły na szczelność ochronnej warstwy rekultywacyjnej przyznaje prof. Czop. Dodaje, iż dotyczy to zarówno budowy Centrum Jana Pawła II, Trasy Łagiewnickiej, jak i przerwanej budowy pola golfowego.

Każda z tych inwestycji związana była z intensywnymi robotami ziemnymi, rozkopywaniem wierzchowiny składowiska oraz przemieszczaniem odpadów. Warto wybrać się na teren tej ostatniej inwestycji i zobaczyć ogromny zakres ingerencji w bryłę składowiska: głębokie wykopy pod projektowane budynki, kilka niecek na zbiorniki wodne oraz świeże nasypy i pryzmy przemieszczonych odpadów. W wielu miejscach widać jak wody opadowe rozpuszczają odsłonięte białe odpady. W związku z tym, iż zawierają one ogromne ilości łatwo rozpuszczalnych soli, rośnie ładunek zanieczyszczeń wymywanych z kompleksu Białych Mórz, które nieuchronnie trafiają do wijącej się pośród nich rzeki Wilgi – ostrzega profesor.

Słowa naukowca potwierdzają również mieszkańcy, ale też urzędy.

Teraz na tym terenie ma powstać park. Niedawno zapowiedziano badania tego składowiska – przed przygotowaniem tam inwestycji dla krakowian. Nie będą to jednak badania zgodne z Rozporządzeniem Ministra Środowiska z dnia 1 września 2016 roku w sprawie sposobu prowadzenia oceny zanieczyszczenia powierzchni ziemi. Tego typu badania – przypomnijmy – są pierwszym etapem całego procesu zabezpieczania potencjalnie zanieczyszczonego obszaru i zapewniają bezpieczeństwo dla ludzi i środowiska.

Co obejmą planowane badania?

– Będą to badania gleboznawcze pod kątem klasyfikacji gleboznawczej. Czyli badania pod kątem choćby miąższości warstwy, humusu, poszczególnych warstw, które tam występują. Bardziej o to chodzi przyznaje Jarosław Tabor zastępca dyrektora Zarządu Zieleni Miejskiej. – Chodzi o badania pod kątem możliwości wprowadzenia tam nowej roślinności, czy wykorzystania tylko tej roślinności, która tam już istnieje – dodaje dyrektor jednostki.

Czy Zarząd Zieleni Miejskiej zajmie się też odciekami cieczy, która wypływa spod przyszłego parku? – pyta SmogLab.

– Nie. W zakresie działań Zarządu Zieleni Miejskiej nie ma tego typu działań. Główne nasze działania skupiają się na urządzeniu tam przestrzeni, powiedzmy, użytkowej parkowej. Oczywiście przy jak najmniejszej ingerencji w teren. To jest nasz główny temat przewodni – wyjaśnia dyrektor Tabor.

W poszukiwaniu jednostki, która zajmie się odciekami, trafiliśmy na komunikat na miejskiej stronie. Dzięki niemu wiemy, iż rekultywację składowisk zakończono w 1996 roku. W dalszej części czytamy, że… proces ten przez cały czas trwa… i to od 20 lat.

Wypłukiwanie się substancji do rzeki to korzystny proces?

Urząd w swojej publikacji potwierdza, iż „Białe Morza” negatywnie wpływają na rzekę, ale też przyznaje, iż substancje wpłukujące się ze składowisk umożliwią rekultywację biologiczną osadników.

Zostały tam zamontowane specjalne drenaże, które mają zapobiec gromadzeniu się tych substancji w glebie. Wypłukiwanie soli w wyniku opadów umożliwia z kolei rekultywację biologiczną osadników.” – czytamy w komunikacie na stronie www.krakow.pl

Obecnie słone i słonawe wycieki występują w wielu miejscach. W ogólnym bilansie trafiają one do rzeki Wilgi, m.in. z wycieków w brzegach i otworów drenażowych.”

W dalszej części artykułu urzędnicy przyznają, iż rozważa się różne metody neutralizacji zasolonej cieczy. „(…) tak, by odprowadzać ją do obiegu zamkniętego. Dzięki odpowiednim rozwiązaniom nie będzie przedostawała się do gleby i rzek. Rozważany jest m.in. montaż zbiornika, który gromadziłby solankę, chroniąc w ten sposób środowisko.”

Poprosiliśmy urząd, aby wyjaśnił parę kwestii i najważniejsze odpowiedział na pytanie, czy ktoś zajmie się odciekami wpływającymi do rzeki?

Okazało się, iż niewielką częścią tego problemu ma zająć się KEGW, miejska jednostka Klimat-Energia-Gospodarka Wodna. Częścią, bo tylko alkalicznym roztworem znajdującym się w rowie przy ul. Podmokłej.

Rów przy ul. Podmokłej z odciekami ze składowisk. Fot. Przemysław Błaszczyk

Urzędnicy przyznają, iż faktycznie w latach 90. zakończono proces rekultywacji składowiska i wydano odpowiednią decyzję administracyjną. Zastępca Dyrektora ds. Gospodarki Wodnej jednostki Klimat-Energia-Gospodarka Wodna Adam Cebula tłumaczy, iż problem odcieków powinien zostać załatwiony właśnie w tamtych latach.Wtedy kiedy zamykano składowiska, ale skoro nie zrobił tego likwidator Zakładów Chemicznych i przegapiły to ówczesne urzędy, problem przeniesiono na nas – wyjaśnia.

Co planują urzędnicy?

Ci zastanawiają się nad zleceniem ekspertyzy. – Tak, przystąpiliśmy w tej chwili do rozważania takiej metody, żeby poprowadzić drenaż wzdłuż tego rowu, który tam się znajduje przy ul. Podmokłej i sprowadzić te wody z tego drenażu do kanalizacji ogólnospławnej w okolicy Podmokłej. Natomiast wymaga to pewnych analiz i dlatego rozmawiamy o wykonaniu pewnej ekspertyzy wyjaśnia dyrektor Cebula. Bez oczyszczenia tych wód? – dopytujemy. – Nie no, w kanalizacji ogólnospławnej ścieki idą na oczyszczalnię ścieków, także to nie będzie bez oczyszczenia.

Przypomnijmy, iż niestety ścieki wraz z deszczówką wypływające kanalizacją ogólnospławną do rzek, to od lat potężny problem – nie tylko w Krakowie.

– To nie do końca tak jest, ale oczywiście mają tak zwane przelewy burzowe, natomiast przelewy burzowe zaczynają pracę w momencie, kiedy jest bardzo duży opad i powiedzmy szczerze, będzie wtedy minimalne stężenie tych chlorków w ściekach. Tam nie ma tego typu obawy – mówi SmogLabowi dyrektor ds. Gospodarki Wodnej.

Zgodę na tego typu działanie wydają wodociągi. My, zlecając ekspertyzę, określimy ilość, która powstaje tych odcinków i którą byśmy chcieli przekazać, zrzucić do kanalizacji ogólnospławnej. Natomiast wodociągi muszą wydać warunki, a warunki są wydawane na wniosek i w tym wniosku musi być określone zarówno ilość proponowanego zrzutu do ich kanalizacji i skład fizykochemiczny. No głównie chemiczny, tych odcinków. My to traktujemy jako ścieki poprzemysłowe. Wodociągi muszą to przeanalizować, bo oddawanie ścieków do kanalizacji ogólnospławnej musi być bezpieczne dla ich urządzeń – wyjaśnia dyrektor Cebula.

Rów przy ul. Podmokłej. Fot. Przemysław Błaszczyk

A może oczyszczalnia?

Wydział Kształtowania Środowiska rozeznawał wśród środowiska akademickiego możliwość neutralizacji tych odcieków, ale to jest niestety za drogie i to na razie nie wchodzi w grę. Zobaczymy, co wyjdzie z ekspertyzy, trudno wcześniej wyrokować – wyjaśnia dyrektor.

Według prof. Mariusza Czopa problem braku skutecznego zabezpieczenia oddziaływań na środowisko generowanych przez kompleks Białych Mórz występuje od momentu ich powstania za czasów PRL-u.

– Nic w tym względzie nie zmieniła rekultywacja techniczna, która miała niewystarczający, można by rzec „papierowy” charakter. Przez te wszystkie lata alkaliczne solanki o zasoleniu choćby 2-krotnie wyższym niż średnia woda oceaniczna wylewały się do rzeki Wilgi. Od lat 90. XX wieku urzędnicy nie tylko zdążyli zapomnieć o problemie, ale przyczynili się do jego eskalacji. W tym czasie zmieniły się standardy środowiskowe i przepisy prawne w zakresie ochrony środowiska, ale oni tego kompletnie nie zauważyli i co bardzo smutne także w obecnej sytuacji nie biorą ich pod uwagę. Planując na składowiskach, czyli terenie poprzemysłowym, nowe inwestycje o charakterze wypoczynkowo-rekreacyjnym lub sportowym konieczne jest zbadanie terenu zgodnie z wytycznymi podanymi w Rozporządzeniu Ministra Środowiska z dnia 1 września 2016 r. w sprawie sposobu prowadzenia oceny zanieczyszczenia powierzchni ziemi. Zapowiadane przez ZZM badania kompletnie pomijają te najistotniejsze kwestie – zauważa prof. Czop.

„Nie da się”

Profesor dodaje, iż obszaru kompleksu składowisk odpadów przemysłowych „Białe Morza” nie zgłoszono przez Urząd Miasta Krakowa, jako terenu historycznego zanieczyszczenia powierzchni ziemi. – Takie działanie jest wymagane przez ustawę Prawo ochrony środowiska i uchybienia w tym zakresie samorządów lokalnych (starostów) już wiele lat temu wykazały wyniki kontroli NIK. Warto wiedzieć, iż zgłoszenie takiego obszaru daje wiele możliwości w zakresie uzyskania dofinansowania na prace zabezpieczające w tym prawidłową rekultywację i remediację. Możliwości w zakresie skutecznego zabezpieczenia terenu składowiska oraz poprawy jakości w rzece Wildze są ogromne, ale trzeba poważnego zaangażowania urzędników, a nie szukania wśród rozwiązań doraźnych, a choćby łamiących standardy oraz prowadzenia rozmów i konsultacji, z których jak zwykle wynika, iż „nie da się”.

Jeden z wykopów z osuwiskiem po próbie budowy pola golfowego. Fot. Przemysław Błaszczyk
Idź do oryginalnego materiału