Ciągną tonę ponad siłę, a po pracy trafiają do rzeźni. „Rozwiązanie jest jedno”

1 tydzień temu

Ponownie rozgorzała dyskusja na temat koni wożących „turystów” do Morskiego Oka. Stało się tak za sprawą szokującego nagrania, które obiegło kraj w trakcie majówki. To już kolejny film, który wskazuje na okrutne traktowanie koni w drodze na Morskie Oko. Na wideo widać, iż zmęczony koń, który upadł, dostaje od woźnicy cios, po czym wstaje. W sprawę zaangażowało się już ministerstwo, a obrońcy zwierząt przypominają: prawie 70 proc. obywatelek i obywateli chce zakazu tej „atrakcji”. Podają też statystyki, które wskazują, iż po latach pracy nad Morskim Okiem konie nie trafiąją na zasłużoną emeryturę.

W majówkowy weekend osoby żyjące z turystyki notują zwykle duże zyski. Polacy ruszają na krótkie wakacje, bardzo często obierając azymut na Zakopane. Jedną z głównych atrakcji jest tam malowniczo położone Morskie Oko. Nie wszyscy jednak wybierają się na nie pieszo. Dla niektórych niemałą atrakcją jest przejażdżka dorożką ciągniętą przez konie.

Hubert Różyk, rzecznik Ministerstwa Klimatu i Środowiska, powiedział zapytany przez SmogLab: – My widzimy problem, ale też widzimy, iż on jest skomplikowany i nie chcemy jako ci ludzie, co tam siedzą za biurkiem w Warszawie, mówić „to teraz trzeba robić tak”. A bardziej posłuchać wszystkich stron i doprowadzić do tego, żeby one porozmawiały ze sobą i wypracowały takie rozwiązanie, które będzie optymalne i satysfakcjonujące dla wszystkich.

Porównuje tę sprawę do modelu Ogólnopolskiej Narady o Lasach. – Zrobiliśmy duże spotkanie – tu skala jest inna. Na dwa dni kilkadziesiąt osób usiadło i rozmawiali (…) eksperci, strona rządowa, strona samorządowa. Tu będziemy chcieli zadziałać podobnie – dodaje rzecznik MKiŚ.

Konie po ciężkiej pracy nad Morskim Okiem trafiają do rzeźni?

Tymczasem dla zwierząt oznacza to pracę ponad siły, ze zbyt dużym obciążeniem i za krótką przerwą między kursami. Nie mają dostatecznie dużo czasu w regenerację, musząc zaraz ciągnąć (w dużej mierze pod górę) uradowanych, często nieświadomych ludzi. Gdy do sieci trafiło nagranie przedstawiające bicie wycieńczonego konia, w mediach rozpętała się prawdziwa burza.

Ministra @hennigkloska: Osobiście udam się do @Tatrzanski_PN, by we współpracy z lokalną społecznością, samorządem i organizacjami pozarządowymi, które dziś są w sporze z organizatorami przewozów konnych, znaleźć rozwiązania będące w zgodzie z wolą społeczną. Nie mam bowiem… pic.twitter.com/VIk5MuVF0K

— Ministerstwo Klimatu i Środowiska (@MKiS_GOV_PL) May 6, 2024

Ministerstwo Klimatu i Środowiska, przywołane przez internautów do reakcji, odniosło się do tego zwracając uwagę, iż dobrostan zwierząt leży w kompetencji Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Wspomniało jednak, iż w poniedziałek 6 maja będzie nad tym pracować wraz z Tatrzańskim Parkiem Narodowym (TPN). – (…) Taki scenariusz jak z tego filmu, to nie jest odosobniony przypadek. W najbliższym czasie przekażemy opinii publicznej raport z wnioskami w tej sprawie – powiedziała szefowa resortu Paulina Hennig-Kloska.

Zeszłoroczny raport Fundacji Międzynarodowy Ruch na Rzecz Zwierząt Viva! Stworzony przy współpracy z Tatrzańskim Towarzystwem Opieki nad Zwierzętami przedstawia fakty, których spora część osób nie zna. Ci, którzy je znają, udają nieświadomych. „Konie z Morskiego Oka. Cierpienie, którego nie widać” podaje, iż 64 proc. koni wycofanych z pracy na trasie do Morskiego Oka w latach 2012-2022 nie żyje. Zwierzęta te pracowały w ten sposób około 36 miesięcy.

„433 zwierzęta, zamiast trafić na zasłużoną emeryturę po pracy ponad siły w Tatrach, zostały zabite w rzeźni” – piszą twórcy raportu. Dodają: z badań opinii publicznej wynika, iż 68 proc. Polek i Polaków chce likwidacji transportu konnego do Morskiego Oka.

Tona ponad siły

Opisują wiele końskich wypadków na tej trasie, zaznaczając, iż wiedzą tylko o tych, które zauważyli i zgłosili ludzie mający w sercu dobro zwierząt. Autorzy opracowania wspominają m.in. o 6-letnim koniu imieniem Jordek, który w 2009 roku na Włosienicy umierał na oczach turystów. „Wcześniej wywiózł turystów w góry prawie 7-kilometrową trasą o przewyższeniu 300 metrów”. Mimo wycieku nagrania do mediów konie pozostały na tej trasie.

Fundacja Viva! Przypomina w raporcie, iż 11 lat temu powierzyła obliczenie obciążenia koni specjaliście z dziedziny mechaniki dr Władysławowi Pewcy. Ekspert dwukrotnie wykonał obliczenia.

1W obu przypadkach wynikało z nich, iż konie ciągną zbyt duży ładunek. Na najbardziej stromych odcinkach trasy pracują na poziomie 300 proc. normalnej siły uciągu. Również opracowanie hipologa z Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie, dr hab. Ryszarda Kolstrunga, wskazywało na przeciążenia. To po jego publikacji TPN w 2014 roku zmniejszył liczbę osób na wozie do 12 turystów i furmana. Dr hab. Kolstrung pisał wówczas: „Siła konieczna do ciągnięcia pod górę pojazdu znacząco przekracza przedział siły normalnej dla analizowanej pary koni. Najlepszym rozwiązaniem byłoby zmniejszenie dopuszczalnej liczby pasażerów do 12”. Okazało się, iż zwierzęta ciągną na górę ładunek cięższy od ich sił normalnych o prawie tonę.

„Tradycyjne” męczenie zwierząt. W XXI to przez cały czas ma miejsce

Należy przy tym dodać, iż końska gehenna ma miejsce nie tylko nad Morskim Okiem, ale także w Krakowie czy na warszawskiej Starówce.

Konie zapewniają wrażenia krakowskim turystom. Same płacą za to zdrowiem, a choćby życiem. Fot. George Trumpeter/Shutterstock

Turyści, mimo ogólnie rosnącej świadomości, przez cały czas uznają tę praktykę za jedną z atrakcji i chętnie wybierają tradycyjne w ich odczuciu przejażdżki dorożką, zamiast spaceru czy meleksa. Zatem jakie działania należy stanowczo podąć, żeby to ukrócić? Czy są dla dorożek alternatywy, które oszczędzą zwierzęta, jednocześnie zadowalając turystów?

Okazuje się, iż w praktyce tych alternatyw nie ma, na co wskazał wspomniany raport. Walczący o prawa zwierząt oczekują konkretów w postaci meleksów.

Inny komentator także nie krył oburzenia: „Dziękuje za podjęcie działań. Decyzja może być tylko jedna- całkowity zakaz transportu konnego na trasie do Morskiego Oka. To męczenie koni trwa już wiele lat, a teraz doszło jeszcze bicie. W Polsce nie ma zgody na takie znęcanie się nad zwierzętami”. Kolejna internautka dodała: „Nad czym tu myśleć? Pozwolić wyłącznie na jazdę elektrykami i zakazać pojazdów konnych. Zadbać o to, aby konie godnie dożyły starości, a góralom dać preferencyjne warunki zakupu elektryków w zamian za opiekę nad końmi”.

Obrońcy zwierząt nie mają wątpliwości

– Rozwiązanie jest jedno – koniec z wykorzystywaniem i dręczeniem zwierząt, kategoryczny zakaz wjazdu nad Morskie Oko wozami zaprzęgniętymi w konie – mówi Katarzyna Wiekiera z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot.

Zaznacza, iż zwierzętom trzeba zapewnić godną przyszłość a woźnicom pracę. – Mamy XXI w. i elektryczne meleksy. Jest skandalem, iż te rozwiązania nie zostały jeszcze wdrożone i musimy świadkować cierpieniu zwierząt.

Przypominamy – o ile wybierasz się na Morskie Oko, nie dokładaj się do cierpienia koni.
podaj dalej post – niech inni poznają prawdę o losie tych zwierząt! To szczególnie ważne w długii weekend majowy, kiedy do wozów ustawiają się kilometrowe kolejki! pic.twitter.com/qwpzgohc3a

— Fundacja Viva! (@Fundacja_Viva) April 30, 2024

Ministra Klimatu i Środowiska Paulina Henning-Kloska powiedziała podczas poniedziałkowego briefingu: – Odbyłam rozmowę z dyrektorem TPN. Po rozmowie nie mam najmniejszych wątpliwości, iż rozwój turystyki w Tatrach można pogodzić z dobrostanem zwierząt. Aby mieć partnerów do dalszych rozmów dotyczących trasy do Morskiego Oka musimy poczekać na wybór nowego starosty w tamtejszym regionie. Dotychczas wszelkie próby rozwiązania problemu nie udawały się, ponieważ władze powiatu blokowały proponowane rozwiązania.

– Nie rozumiem, dlaczego nie można wprowadzić meleksów, a zezwala się na cierpienie koni czy inne skandaliczne działania na terenie TPN. Mam na myśli budowę stoku narciarskiego na Nosalu, która wiąże się z dewastacją przyrody: wycinką ponad hektara lasu czy płoszeniem niedźwiedzi. Albo chronimy Tatry, albo robimy z nich lunapark- kwituje Wiekiera.

  • Czytaj także: W śniadaniówce miał mówić o rekordach temperatur. „Niech się pan nie gniewa…”

Zdjęcie tytułowe: shutterstock/MOZCO Mateusz Szymanski

Idź do oryginalnego materiału