Do kin wszedł nowy film Patryka Vegi „PUTIN” i obejrzałem go, żebyście Państwo nie musieli. Staram się tu prezentować zjawiska pozytywne, ale kiedy dzieje się coś takiego, to sytuacja wymaga krytyki.
Na samym początku chciałbym zaznaczyć – „Putin” Patryka Vegi to NAJGORSZY polski film jaki widziałem w życiu. Minął już ponad tydzień od kiedy opublikowałem moją recenzję video na kanale Wbrew Cenzurze, do której obejrzenia gorąco Państwa zachęcam, więc miałem czas by to na spokojnie przemyśleć. Szukałem w pamięci i naprawdę nie potrafię wymienić gorszego filmu wyprodukowanego w Polsce. Wiedziałem od samego początku, kiedy to świat ujrzały pierwsze przecieki (oczywiście celowe), iż to będzie bardzo zły film. Zresztą nie można było się spodziewać niczego innego po królu kiczu i taniej sensacji Patryku Vedze, a adekwatnie Patryku KRZEMIENIECKIM, bo reżyser zmienił swoje nazwisko na amerykańskie, zapożyczone z filmu „Pulp Fiction”.
Jako „filmowiec” ma bardzo burzliwą historię – zaczynał od dokumentu o światku przestępczym, następnie były idiotyczne komedie i powrót do tematyki kryminalnej, ale zawsze bazującej na kontrowersji. Vega jest młodszą i o wiele głupszą wersją Wojciecha Smarzowskiego (którego również uważam za mocno przereklamowanego), ponieważ teoretycznie działa według podobnego schematu – w swoich filmach bierze na tapetę jakieś środowiska lub branże (np. policjantów, służby, lekarzy czy polityków), sprawdza jakie są kontrowersje z nimi związane, a następnie posługując się wulgarną hiperbolą opowiada o nich. I to samo w sobie nie musiałoby być aż tak złe, ale Vega robi to w odrażający sposób – pozbawiony artyzmu, warsztatu filmowego i jakiejkolwiek ambicji poza zarobieniem na skandalu. Ten reżyser uosabia wszystko to, co w moim odczuciu niszczy kulturę stając się uosobieniem terminu ANTYKULTURA. Żerując na najniższych potrzebach ludzkich – kontrowersji, obsceniczności, przemocy i wulgarnym do granic absurdu przekazie Patryk Vega stał się moim zdaniem NAJGORSZYM zjawiskiem, jakie przytrafiło się polskiej kinematografii w ogóle. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć zachwytów nad jego filmami, które są kiczem w najgorszym wydaniu. O ile jeszcze „Pitbull” i „Służby”, czyli dwie pierwsze, większe produkcje Vegi, można uznać za interesujący debiut młodego (dwudziestosześcioletniego wówczas) filmowca, to dalej było już tylko źle lub gorzej…
Tym razem jednak Vega przeszedł sam siebie i stworzył film gorszy niż wszystkie swoje poprzednie i gorszy choćby niż słynny „SMOLEŃSK” Krauzego, a to jest już pewien wyczyn! o ile ustalimy sobie, iż muszą istnieć pewne granice, po których przekroczeniu tracimy nie tylko dobry smak, ale wkraczamy na ścieżkę destrukcji tego, czym powinna być sztuka, to Vega je przekroczył na samym początku filmu. Następnie ruszył do przodu bez żadnych zahamowań i zabrał widzów w świat perwersyjnej kontrowersji oraz debilnego kiczu. Na sam koniec cofnął się do tej granicy i wypróżnił na nią, by upewnić się, czy oby na pewno dostatecznie zraził do siebie widza? Przepraszam za tak obrazowe przedstawienie sytuacji, ale inaczej nie da się tego opowiedzieć.
Kazik Staszewski w swoim kultowym utworze śpiewa, iż „wszyscy artyści to prostytutki”. Nie wiem jakim jest człowiekiem Vega, ale na pewno nie jest artystą. W najlepszym wypadku jest artystyczną kur…..tyzaną! o ile ten film miał wywołać międzynarodowy skandal, czego (przyznaję) trochę się obawiałem, to całe szczęście Vega przesadził tak bardzo, iż w widzach i krytykach wywołuje co najwyżej zażenowanie i złość. Jedynym sposobem by film stał się skandalem dyplomatycznym byłoby niczym nieuzasadnione „obcmokiwanie go” przez krytykę na Zachodzie i np. przyznanie jakiejś nagrody. przez cały czas nie wykluczam takiego scenariusza, bo to byłoby pomocne w uczynieniu z nas jeszcze bardziej „szpicy antyrosyjskiej” i postawieniu kolejnego kroku w stronę wojny. Film Vegi jako realizacja hasła „Poland – first to fight” (trochę teraz koloryzuję). Uważam jednak ten scenariusz za mało prawdopodobny, ponieważ na całe szczęście ten film jest na to zbyt słaby!
W środowisku filmowym dość otwarcie mówi się o tym, iż „Putin” dla Vegi miał być tylko skokiem na kasę. Reżyser pozyskał środki od prywatnych inwestorów, którzy uwierzyli w jego zręczność marketingową i wyczucie „rewelacji”, na której da się zarobić. Wiele z nich to tzw. „słupy i firmy krzak”. Znalazł także producentów i dystrybutorów zagranicznych, a następnie zajął się wydawaniem pieniędzy! Przypomnijmy, iż film początkowo miał się ukazać jeszcze w 2023 roku, ale reżyser przesuwał premierę. Co interesujące – od samego początku Vega chwalił się w mediach, iż to będzie „wielki hit zagraniczny”, ale na razie wyświetlany jest tylko w Polsce! Dopiero jesienią film ma mieć dystrybucję w prawie 60 KRAJACH i to w ogóle nie jest śmieszne, ponieważ mimo iż jest ANGLOJEZYCZNY, to wszem i wobec trąbi się o tym, iż to PRODUKCJA POLSKA. Dokładnie, jak podaje Filmweb krajami produkcji są: Polska, USA, Malta, Rosja, Ukraina, Syria, Jordania oraz Izrael.
Za reżyserię i scenariusz tego nieszczęścia odpowiada Patryk Vega. Zdjęcia i montaż to dzieło Michała Gościka i Tomasza Widarskiego. Panowie będą żałować tej współpracy do końca życia, o ile mają choć odrobinę rozumu i godności człowieka. Tego, co tam się wyrabia nie da się opisać poważnie. Vega choćby nie ukrywa po co nakręcił tego gniota – jak zwykle chciał zarobić na kontrowersji. On po prostu stwierdził, iż film o Putinie zagra na strunie polskiej rusofobii. Zaangażował do roli prezydenta Putina Sławomira Sobalę – faceta, który choćby nie jest aktorem, a znany stał się z tego, iż na jakiejś patologicznej gali MMA udawał Putina, który walczy z innym pajacem przebranym za Zełeńskiego!
To jest ten poziom – filmy Vegi są tym dla sztuki filmowej tym, czym tzw. freakfight dla sportów walki. Wyjaśniam szczęśliwie niezorientowanym czytelnikom: FREAK-FIGHT (walki świrów) to pojedynki w klatkach patologicznych gwiazd internetu pokroju Shreiberowej, Najmana czy Muarańskiego – Dno i kilka metrów mułu! Sobali stworzono maskę techniką AI – tzw. deepfake, by upodobnić go jeszcze bardziej do Wladimira Putina. Dopóki nic nie mówi, to obraz jeszcze jakoś trzyma się kupy, ale kiedy zaczyna to wszystko się sypie, ponieważ widać, iż całość efektów specjalnych w tej produkcji została zrobiona po łebkach – jest to poziom dosłownie filmików z Tik-Toka, a choćby w tychże AI często jest lepiej wykorzystane. W całym filmie aktorzy mówią PO ANGIELSKU Z UDAWANYM ROSYJSKIM AKCENTEM! To jest takie: „Ju noł, dis is raszia. Łi drinking a lot of wodka and łi ar soł bed!” Polecam wysłuchania tego w zwiastunie – beczka śmiechu!
Film, jak zwykle u Wegi nie ma scenariusza – jest zlepkiem scenek i gagów, które nie łączą się ze sobą w żaden logiczny sposób! Nie ma tu osi czasu, nie ma jakiejś myśli przewodniej, kamera pracuje niestabilnie, jak w najbardziej amatorskich produkcjach, a montaż… dobra – tu nie ma montażu. Zresztą przyznaje to sam Vega w jednym z wywiadów. Otóż rzekomo przeprowadził on badanie rynku prezentując w różnych krajach poszczególne sceny z filmu i sprawdzając, które wywołują największą kontrowersję? Na tej podstawie dokonał z ekipą różnych montaży – w każdym kraju sceny są prezentowane widzom w innej kolejności! Czego Państwo nie rozumiecie?
W Polsce film zaczyna się od sceny, kiedy przez. Putin leży w jakimś szpitalu z pieluchą, we własnych odchodach. Mało? Dalej pokazuje się, iż w Rosji dzieci piją wódkę – to scena z małym Putinem stojącym w kolejce z dziećmi po gorzałę. Widzimy też Jelcyna, który pije wódkę wprost z butelki, brak papieru toaletowego i wiele innych całkowicie debilnych scen, które przeplatane są wulgarnym językiem i makabryczną przemocą! Jest też oczywiście wątek religijny – a jakże! Vega nieustannie mówi o swoim nawróceniu i wszędzie wpycha motyw Boga w taki sposób, iż budzi to niesmak, choćby w ludziach obojętnych na kwestie religijne.
Na szczęście film został słusznie zmiażdżony przez krytykę i nie pomogła choćby kontrowersja „NA RUSOFOBIĘ”. Obejrzało go w pierwszy weekend niespełna 38 tys. widzów, co jest kompletną klapą, jak na ten budżet – produkcja kosztowała podobno 14 MILIONÓW DOLARÓW! Obraz ma ruszyć do dystrybucji w niemal 60 krajach, co napawa mnie obrzydzeniem. Zastanawiam się jak poważne firmy mogą godzić się na rozpowszechnianie tego gniota? Wymieńmy zatem, co to za firmy?
TriCoast upowszechni produkcję na rynek USA i Kanady, gdzie ma trafić do kin 27 września. Kinostar wyda film tej jesieni w Niemczech, Austrii, Szwajcarii, Holandii, Belgii, Luksemburgu, Wielkiej Brytanii i Irlandii. Z kolei Take 1 nabył prawa do dystrybucji filmu w Danii, Szwecji i Norwegii, a Film UA na Ukrainie! Continental Film zakupił „Putina” dla Czech i i Słowacji, natomiast Özen Film wyda go w Turcji. Noori Pictures nabył prawa do filmu na rynek Korei Południowej, Japonii, Tajlandii, Indonezji, Filipin, Malezji, Brunei, Singapuru, Wietnamu, Kambodży, Laosu i Mjanmy. Really Happy Film zajmuje się dystrybucją w Tajwanie, Hongkongu i Makau.
Serio? Nikt tego nie zatrzyma? Ja wiem, iż my nie żyjemy w normalnym państwie, ale to jest aberracja. Przy okazji jest to film, który gdyby był nieco poważniej zrealizowany mógłby stać się SKANDALEM DYPLOMATYCZNYM. Jak już wspomniałem – raczej nie ma na to szans, ponieważ tego nie da się traktować poważnie. Niestety plan jest taki, iż Polska ma zwymiotować tę produkcję do kilkudziesięciu krajów! Czy naprawdę film Patryka Vegi „Putin” – według krytyki NAJGORSZY, POLSKI FILM ostatnich lat (to na pewno!), a dla mnie w ogóle najgorszy – to jest coś, czym chcemy się pochwalić na świecie? Nie ma nikogo, kto by zdołał to zatrzymać? Oczywiście znajdą się tzw. wolnościowcy, którzy powiedzą – „Prywatna inicjatywa, więc co komu do tego? Prywatne działa lepiej!”. Doprawdy?
Pozostaje zaapelować do rozumów i portfeli tych wszystkich inwestorów. Sprawa wygląda w mojej ocenie tak: o ile choćby w Polsce, gdzie niestety Vega jest ZNANYM REŻYSEREM, a grunt w postaci antyrosyjskich nastrojów zdawał się podatny, film jest klapą finansową, to przewiduję, iż poza granicami naszego kraju nie ma żadnych szans by zarobić! Wiecie Państwo co? To jest pozytywna myśl na koniec – LUDZIE TEGO NIE KUPILI. Mam nadzieję, iż to skończy karierę artystycznej kur….tyzany Patryka Vegi, bowiem jego zniknięcie z polskiej kultury byłoby czymś ze wszech miar pozytywnym. Tego życzę Państwu i sobie – niech Patryk Vega i jego antykultura znikną!
Bartosz Iwicki
fot. filmweb
Myśl Polska, nr 5-6 (2-9.02.2025)