PiS nie rezygnuje z prób zaprowadzenia w Polsce prawa znanego z Rosji. Ukrywany przed Polakami pomysł partii Jarosława Kaczyńskiego to Centralny Rejestr Rozrodczości – państwowa baza danych, która ma gromadzić informacje o każdej ciąży w Polsce. Jednak rejestr nie skończy się na informacjach o poczęciach i porodach. W systemie mają się znaleźć także dane o stosowanych środkach antykoncepcyjnych. Ta bowiem będzie tylko na receptę lub – jak w przypadku prezerwatyw – do kupienia za okazaniem dowodu.
Według planów PiS rejestr ma zawierać m.in.:
- dane o rozpoznanych ciążach i ich przebiegu,
- informacje o poronieniach – zarówno naturalnych, jak i tych, które mogą zostać uznane przez organy państwowe za „podejrzane”,
- wykaz stosowanych metod antykoncepcji, zarówno hormonalnych, jak i mechanicznych (wkładki, implanty, tabletki).
Lekarze i farmaceuci mieliby obowiązek raportowania do systemu każdej recepty i każdej konsultacji związanej z antykoncepcją. W praktyce oznaczałoby to stworzenie bazy danych, która ujawnia najintymniejsze szczegóły życia kobiet. Z aptek spływałyby dane o zakupionych prezerwatywach. Oficjalnie po to aby dbać o zdrowie, żeby sprzyjać rozrodczości. W rzeczywistości – walka kulturowa i kontrola totalna.
Rejestr PiS to próba stworzenia narzędzia do kontroli rozrodczości całego społeczeństwa. – „To nie jest żadna pomoc medyczna, tylko katalog do śledzenia, kto używa antykoncepcji, kto zachodzi w ciążę i kto się z niej nie wywiązuje według norm narzuconych przez PiS” – komentuje osoba znająca projekt prosi o anonimowość.
Połączenie danych o ciążach i antykoncepcji może te służyć do wywierania presji na lekarzy, farmaceutów, a choćby pacjentki – np. w celu ograniczenia dostępu do środków antykoncepcyjnych albo karania za ich stosowanie. To już znamy z zachowania choćby Ziobry, ale też ataków np. na nauczycieli.
Centralny Rejestr Rozrodczości wpisuje się w szerszą strategię PiS – zaostrzenie prawa aborcyjnego, próby ograniczenia dostępu do antykoncepcji awaryjnej oraz promowanie „tradycyjnego modelu rodziny”. Krytycy mówią o polskiej wersji polityki Ordo Iuris – konsekwentnym wdrażaniu rozwiązań, które mają podporządkować życie intymne obywateli katolickiej doktrynie.