Wystąpienia szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, prof. Sławomira Cenckiewicza, coraz częściej przypominają bardziej polityczne manifesty niż wyważone analizy bezpieczeństwa państwa.
Jego głos na Kongresie Armia w Stalowej Woli stał się kolejnym przykładem retoryki, w której patos miesza się z deklaracjami o rzekomej wyjątkowej roli Polski. Problem polega na tym, iż za tymi słowami kryje się więcej ambicji samego mówcy niż realnego znaczenia naszego kraju w polityce międzynarodowej.
Cenckiewicz przekonywał, iż „w ramach Paktu Północnoatlantyckiego musimy być z Ameryką, musimy wiedzieć, iż wojna Rosji przeciw Ukrainie wchodzi w nową niebezpieczną fazę, a Chiny cementują strategiczny sojusz z Moskwą”. Według niego w tej sytuacji „Polska to nie tylko pierwszorzędny sojusznik, ale też brama obronnej i technologicznej przyszłości Europy”. Trudno nie zauważyć, iż w takim sformułowaniu więcej jest politycznej autokreacji niż realistycznej diagnozy. Polska, owszem, jest ważnym członkiem NATO, ale nazywanie jej „bramą przyszłości” brzmi jak nadęta metafora, mająca przede wszystkim wzmocnić wizerunek autora wypowiedzi.
Warto zatrzymać się przy innym fragmencie. Cenckiewicz zapewniał: „To mogę państwu potwierdzić z zakulisowych rozmów w Białym Domu – to jest niezwykle istotny czynnik, iż jesteśmy wiarygodnym partnerem dla USA”. Tego typu sformułowania – powoływanie się na niejawne źródła, które rzekomo mają świadczyć o wyjątkowej pozycji Polski – to znana technika polityków próbujących przypisać sobie rolę pośredników wielkich mocarstw. Ale czy naprawdę kilku kurtuazyjnych rozmów w kuluarach można używać jako dowodu na geopolityczny przełom? Takie stwierdzenia bardziej budują osobistą legendę Cenckiewicza niż realną politykę bezpieczeństwa.
Oczywiście nie sposób nie zgodzić się z twierdzeniem, iż Polska powinna pozostać lojalnym sojusznikiem USA i NATO. To fundament naszego bezpieczeństwa. Ale problemem w wypowiedziach szefa BBN jest ton, w którym z jednej strony trywializuje się koncepcję europejskiej armii jako „papierowy projekt”, z drugiej – kreuje obraz Polski jako absolutnie niezbędnego gracza dla Waszyngtonu. Tymczasem rzeczywistość jest bardziej skomplikowana: Polska jest ważna, ale nie kluczowa. To różnica, którą łatwo przeoczyć, jeżeli za wszelką cenę chce się w roli doradcy głowy państwa odgrywać geopolitycznego wizjonera.
Jeszcze bardziej problematyczne są wypowiedzi Cenckiewicza o żołnierzach na granicy. „Na Boga! Nie może być tak, iż żołnierz stoi na granicy Polski z Białorusią (…) a z drugiej strony ma żandarma wojskowego i specjalny zespół prokuratorski, który czyha na tego żołnierza, co on zrobi. Tak nie może być. To musimy zmienić” – mówił. Ten emocjonalny apel trafia w czułe społeczne struny, ale czy jest odpowiedzialny? W praktyce oznacza to wzywanie do ograniczenia kontroli prawnej nad działaniami armii. A prawo w państwie demokratycznym właśnie po to istnieje, by granice odpowiedzialności żołnierzy i służb były jasno określone. Krytykując prokuraturę i kontrwywiad wojskowy, Cenckiewicz de facto stawia polityczny interes ponad zasadą praworządności.
Nie bez znaczenia jest też jego krytyka projektu nowej Strategii Bezpieczeństwa Narodowego. Według szefa BBN dokument „nie odpowiada wyzwaniom epoki” i dlatego prezydent Duda odmówił jego podpisania. Problem polega jednak na tym, iż Cenckiewicz nie zaproponował alternatywy poza wezwaniem do „wspólnego wypracowania” nowego projektu. To typowe dla jego stylu – głośne odrzucenie istniejących rozwiązań, bez przedstawienia konstruktywnej wizji.
Trudno oprzeć się wrażeniu, iż szef BBN próbuje konsekwentnie budować narrację, w której Polska – a przede wszystkim on sam jako jej reprezentant – zajmuje centralne miejsce na mapie bezpieczeństwa Zachodu. Jednak im bardziej podnosi ton i im częściej powołuje się na zakulisowe rozmowy, tym mocniej widać rozdźwięk między realną wagą Polski w NATO a wyobrażeniem, jakie chciałby stworzyć.
Dla Polski najważniejsze jest dziś wzmacnianie armii, rozwój przemysłu obronnego i konsekwentne utrzymywanie sojuszy. Ale nie potrzebujemy politycznych fajerwerków i nadętych metafor. Potrzebujemy spokojnej, realistycznej analizy. Cenckiewicz zamiast tego zdaje się oferować własny mit – mit Polski jako „bramy przyszłości” i własnej roli jako demiurga bezpieczeństwa. Problem w tym, iż mity nie obronią ani naszych granic, ani naszej wiarygodności.