Gdy najwybitniejszy polski poeta, Jacek Podsiadło, zapytał mnie kilka miesięcy temu, co sądzę o anarchizmie, odpowiedziałem bełkotliwie i nieskładnie, niczym uczestnik starej ulicznej ankiety, pytany o przyjazd pułkownika Kuklińskiego do Polski. Jednak gdy chwilę później poeta poinformował mnie, iż zamierza zrzec się obywatelstwa polskiego, przedstawiając przy tym klarowną argumentację prawną, nie miałem wątpliwości, iż Krytyka Polityczna powinna go w tym procesie wspierać.
Ostatecznie Podsiadło złożył wniosek w kancelarii prezydenta w poniedziałek 24 lutego, w trzecią rocznicę rosyjskiej inwazji na Ukrainę. To przypadkowa data – podobnie jak to, iż zbiegła się z przegłosowaniem trzy dni wcześniej przez polski Sejm ustawy ograniczającej prawo do azylu – ale znacząca.
Takich znaczących momentów było w ostatnich miesiącach wiele, nie mówiąc o całej dekadzie upływającej od publikacji w „Gazecie Wyborczej” wywiadu Ostatnia szansa dla państwa polskiego, w którym Podsiadło opowiadał Dorocie Wodeckiej o skazaniu go za fikcyjny dług w zaocznym procesie, o którego wyniku nie wiedział przez wiele lat.
Tylko ostatnie tygodnie przyniosły m.in. zapowiedzi premiera Tuska o wypowiedzeniu przez Polskę konwencji zakazującej używania min przeciwpiechotnych. Za sprawą powszechnych szkoleń wojskowych armia ma trafić pod każdy dach. Dla mnie to wystarczająco dużo, by zastanowić się, czy chcę żyrować decyzje polityczne i militarne narzuconą mi przynależnością do struktur państwa.
Podsiadło podkreśla, iż konstytucja nie ma dla niego większego znaczenia, ale czy interpretuje ją równie przenikliwie jak kanon lektur szkolnych? Czy konstytucja przewiduje możliwość „wyjścia z państwa” i czy w świetle jej zapisów prezydent może jedynie tę decyzję zaakceptować? Zapytałem prawników, co tak naprawdę oznaczają zapisy ustawy zasadniczej dotyczące zrzeczenia się obywatelstwa.

„Niczego o mnie nie ma w konstytucji”
W swoim wniosku poeta powołuje się na 2 par. art. 34 Konstytucji RP, brzmiący: „Obywatel polski nie może utracić obywatelstwa polskiego, chyba iż sam się go zrzeknie”, oraz art. 137, w którym stoi: „Prezydent Rzeczypospolitej nadaje obywatelstwo polskie i wyraża zgodę na zrzeczenie się obywatelstwa polskiego”.
Interpretację, którą przedstawia Podsiadło w swoim komentarzu – o sprzeczności między zapisaniem w konstytucji „wyrażeniem zgody” a faktycznym dopuszczeniem możliwości jej niewyrażenia – popiera m.in. prof. Ryszard Piotrowski z Uniwersytetu Warszawskiego. Cytowany w artykule Piotra Szymaniaka Przywiązani do paszportu z „Dziennika Gazety Prawnej” z 14 lutego 2023 roku konstytucjonalista stwierdził, iż ewentualne uzależnianie zrzeczenia się obywatelstwa od zgody prezydenta w art. 137 jest pozbawione znaczenia w świetle wcześniejszego art. 34.
W analizie dla „DGP” prof. Piotrowski zwraca też uwagę, iż zdanie o „wyrażaniu zgody” jest mylące, bo w świetle konstytucji należałoby raczej mówić o domniemaniu zgody. Konstytucjonalista w cytowanym artykule dodaje, iż „brak zgody na zrzeczenie się obywatelstwa powinien dotyczyć jedynie tych przypadków, w których wola obywatela ma charakter pozorny – gdy mamy do czynienia z sytuacją, w której wniosek o zrzeczenie się obywatelstwa jest wynikiem przymusu czy presji”.
Właśnie w tym aspekcie najwyraźniej widać sprzeczność tkwiącą u podstaw przepisu i niekonstytucyjność konstytucji. Dodatkowo, jak podkreśla Podsiadło, ustawa zasadnicza „powołuje się przy tym na wolność, mimo iż stwierdza, iż człowiek rodzi się jako zniewolony, bo przymuszony do przynależności państwowej”.
Ustawa i promesa
Nie wszyscy zapytani przez Szymaniaka eksperci zgodzili się z opinią prof. Piotrowskiego. Według dra hab. Jacka Zaleśnego z Uniwersytetu Warszawskiego nadrzędnym celem prawa międzynarodowego jest zapobieganie tworzenia kategorii bezpaństwowców.
Ten cel przyświecał również ustawie z dnia 2 kwietnia 2009 roku o obywatelstwie polskim, na którą we wcześniejszych przypadkach woli zrzeczenia się obywatelstwa – m.in. w sprawie Roberta Luzara – powoływała się Kancelaria Prezydenta. W art. 47 ustawy czytamy, iż prezydent „może wyrazić zgodę”, zaś w art. 48 par. 4 ustawa obliguje zrzekającego się do przedłożenia „dokumentu potwierdzającego posiadanie obywatelstwa innego państwa lub przyrzeczenie jego nadania”.

Tyle tylko iż Polska do dziś nie ratyfikowała kluczowych aktów prawnych regulujących kwestię bezpaństwowości – zarówno konwencji ONZ z 1954 i 1961 roku, jak i Europejskiej konwencji o obywatelstwie z 1997 roku. A skoro okoliczności historyczne pozwalają nam rozważać wypisanie się z konwencji o niestosowaniu min, to dlaczego chęć porzucenia obywatelstwa miałaby być uzależniona od takich, których państwo w ogóle nie ratyfikowało?
To zastrzeżenie nie ma zresztą znaczenia w kontekście namysłu nad konstytucyjnością przepisu, bo – jak przekonywał prof. Piotrowski – „postanowienia konstytucji mają charakter autonomiczny i nie mogą być rozumiane z punktu widzenia ustawy”. Ustawa, która weszła w życie w momencie, gdy nadzór nad Biurem Obywatelstw i Prawa Łaski jako podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta sprawował obecny prezydent Andrzej Duda, tę autonomię kwestionuje.
Dlatego zapytany o to, czy państwo może na siłę bronić ludzi przed bezpaństwowością, prof. Piotrowski mówił: „Nie z punktu widzenia konstytucyjnych praw i wolności. o ile obywatel jest przekonany, iż z punktu widzenia jego dobra konieczne jest, by tego obywatelstwa się zrzec, to nie należy mu przeszkadzać”.
Moi rozmówcy też nie są jednomyślni. Zapytałem o tę kwestię dra Radosława Skowrona: – W mojej ocenie przepis ustawy o obywatelstwie, uzależniający wyrażenie zgody przez prezydenta na zrzeczenie się obywatelstwa od tego, czy wnioskodawca ma już inne obywatelstwo albo promesę jego otrzymania, jest niezgodny z konstytucją. Ustawa zasadnicza przewiduje bowiem swojego rodzaju uprawnienie do zrzeczenia się obywatelstwa, nie stawiając przy tym żadnych warunków. Ani formalnych, ani materialnych – mówi konstytucjonalista, publikujący regularnie na stronie Krytyki Politycznej.
Prezydent jako notariusz
Jaka w takim razie jest rola prezydenta w całym procesie? Co dokładnie oznacza sformułowanie z art. 137, iż prezydent „wyraża zgodę na zrzeczenie się obywatelstwa”? Zdaniem Skowrona prezydent pełni w tym wypadku funkcję notariusza. – Zgodę prezydenta należy traktować jako zaledwie potwierdzenie zrzeczenia, deklarację, iż dana osoba rzeczywiście taki akt złożyła. Do zrzeczenia musi dojść w jakiejś formule. Przyjęto zatem, iż będzie to potwierdzał prezydent w akcie nazwanym zgodą.
Innego zdania jest dr Kamil Stępniak, prezes Centrum Prawa Konstytucyjnego i Monitorowania Praworządności. – Ograniczanie roli prezydenta na gruncie art. 137 do ceremonialnej roli rejenta jest w moim przekonaniu wbrew pozycji ustrojowej głowy państwa, wynikającej z art. 126. Ustawa o obywatelstwie polskim stanowi, iż Prezydent RP może wyrazić zgodę na zrzeczenie się obywatelstwa, zatem ustawodawca przyjął model uznaniowej zgody prezydenta i choć jego postanowienie nie podlega kontroli sądowej, to odmowa zgody na zrzeczenie się obywatelstwa nie wyłącza możliwości ponownego złożenia wniosku – wyjaśnia Stępniak.
Zapytany o uzupełnienie konstytucji ustawowym zapisem o konieczności przedłożenia promesy komentuje: – Art. 126 ust. 3 konstytucji stanowi, iż głowa państwa wykonuje swoje zadania w zakresie i na zasadach określonych w konstytucji i ustawach. Doszukiwanie się niekonstytucyjności tego przepisu w moim przekonaniu stoi w sprzeczności z wykładnią systemową i celowościową przepisów konstytucji. Regulacje artykułów konstytucji nie wykluczają uszczegółowienia wymagań związanych z procedurą zrzeczenia się obywatelstwa w ustawie.

A czy przypisanie obywatelstwa i niemożność rezygnacji z narzuconego członkostwa w tej strukturze nie jest wymierzona w prawa człowieka i w wolność, na którą powołuje się sama konstytucja?
– Prawa i wolności podlegają ograniczeniom w odpowiednich trybach, jedynie godności nie można ograniczyć – mówi dr Stępniak. – Zapominamy chociażby o takiej naczelnej zasadzie ustrojowej jak zasada dobra wspólnego. Przepis ten stanowi niezbędny wektor dla wykładni przepisów konstytucji. Przy kolizji wartości na linii państwo–jednostka należałoby wziąć pod uwagę nie tylko partykularne interesy jednostki, ale i wartości istotne dla państwa.
Jak pisze Jacek Podsiadło w komentarzu Panie prezydencie, konstytucja jest niekonstytucyjna: „Proste zastosowanie prostych zasad spowodowałoby, iż łamanie ich stałoby się widoczne choćby dla prostych ludzi, a tego władza boi się jak ksiądz nieświęconego mydła”. Jak widać po rozbieżnościach w opiniach konstytucjonalistów, zasady zapisane w ustawie zasadniczej nie mają ostatecznie wiele wspólnego z prostotą.
– Podejście polskiego ustawodawcy wydaje się mocno paternalistyczne. Tak jakby Polakom nie ufano albo zakładano, iż nikt o zdrowych zmysłach nie będzie chciał zostać apatrydą – komentuje dr Radosław Skowron.
Państwo to głupkowata instytucja
Towarzyszący publikowanemu pismu do prezydenta komentarz Podsiadły oraz wiersze każą zastanowić się nie tylko nad tym, w jaki sposób stajemy się obywatelami, co to dla nas oznacza i kiedy możemy zrzec się tego miana. Stawiają także pytania o fundamenty prawa, zakres wolności i jej ograniczenia związane z nabytą po urodzeniu i narzuconą przynależnością do organizacji państwowej.
Decyzja autora Wierszy przeciw państwu, najbardziej i najkonsekwentniej „zaangażowanego” pisarza w Polsce, nie jest żartem czy performansem. Powracająca krytyka „twardej woli większości, zbiorowego widzimisię” oraz „kryterium przydatności jako jedynego kryterium” niczym klamra spina wczesne wiersze Podsiadły z lat 80. oraz jego późniejszą, wszechstronną twórczość jako poety, prozaika, eseisty, publicysty, felietonisty i radiowca – aż po dziś.
Mimo tej wszechstronności i autorskiej konsekwencji Podsiadło także przez swoich wnikliwych czytelników przez cały czas uznawany jest za poetę nieobecnego, milczącego, prywatnego – „również, rzecz jasna, dzięki staraniom samego Jacka Podsiadły”, jak mówił Piotr Śliwiński. Podsiadło siedział cicho, jak długo potrafił. Dziś ta potrzeba prywatności i osobności brzmi szczególnie doniośle. Dlatego obok tekstów poety, które w najbliższych tygodniach opublikujemy na naszych łamach, warto wracać także do całej jego bogatej twórczości, otwierającej na „orientowanie się w bezprawiu po swojemu”.