Campus Platformy, czyli dyskoteka lumpen-elit

3 tygodni temu

„Campus, czyli spotkania na najwyższym poziomie o sprawach najważniejszych” – reklamował odbywającą się od kilku lat w Olsztynie własną imprezę Rafał Trzaskowski. Rozminął się z rzeczywistością bardzo drastycznie. Głośniej niż o rozmowach młodzieży z politykami oraz „agentami wpływu” – pardon, oczywiście: influencerami – jest od niedzieli o campusowej dyskotece, na której dominował klimat znany z czarnych marszów.

„Miło to już było, ale teraz to jest wojna / łapy precz od naszych kobiet bando bogobojna / wyjdźmy wszyscy na ulice krzycząc bardzo głośno dziś (…)” – to jedyna nadająca się w ogóle do zacytowania dłuższa fraza „utworu”, który prezentowali młodym ludziom na Campusie Polska w Olsztynie czołowi politycy Platformy Obywatelskiej.

Na filmie zamieszczonym w mediach społecznościowych przez radnego PO z warszawskiej dzielnicy Wawer Mikołaja Wasiewicza widoczni są ministrowie Adam Szłapka i Sławomir Nitras. „Bawią się” na tak zwanym silent disco, gdzie tańczący słyszą muzykę jedynie we własnych słuchawkach. Uczestnicy wykrzykują kilka razy refren w postaci wulgarnego hasła nawołującego do przemocy wobec polityków czy zwolenników PiS. Tekst piosenki pełen jest tego rodzaju sformułowań, nieprzypadkowo więc niespełna 4 lata temu stała się ona nieformalnym hymnem proaborcyjnego Strajku Kobiet. Autor „utworu” Cyprian Racicki, szeroko znany w wąskich kręgach jako „Cypis”, promowany był między innymi przez zwalczający „mowę nienawiści” portal tolerancjonistów NaTemat. Na tych właśnie łamach wyznał:

„Tak, to jest mój manifest i tekst w 100 procentach odzwierciedla moje poglądy. Nienawidzę PiS. Nie ma mojej zgody na to, co wyprawia z naszym krajem, z sądami, z Trybunałem, a teraz jeszcze na to, jak potraktował kobiety. Chcę żyć w normalnym kraju, gdzie każdy ma równe prawa i nie musi się bać o swoje zdrowie lub choćby życie. Mam dość szczucia na siebie ludzi przez małego karakana. Ten kawałek to moje dobitne DOŚĆ na to wszystko!”.

Z buntu przeciwko szczuciu narodził się więc hymn, którego co drugie słowo brzmi jak najbardziej znany, jednowyrazowy cytat z Marty Lempart. Popularność manifestu nie zakończyła się jednak wraz z ustaniem czarnych marszy ludzi obojga płci, cierpiących na syndrom postaborcyjny. Jak napisała w mediach społecznościowych Joanna Miziołek z „Wprost”, na Campusie przed trzema laty ten sam wyziew niejakiego „Cypisa” był już „stałym hitem”.

Gdy wybuchł medialny skandal w sprawie hejterskiej dyskoteki z udziałem członków rządu, Sławomir Nitras wyznał, iż „żałuje, iż to się stało”. Ostatnie słowo w partyjnej – a prawdopodobnie również w wielko-medialnej – narracji należało jednak do jego szefa Donalda Tuska. Szef rządu podsumował na Twitterze: „Śpiewać każdy może, Trochę lepiej, lub trochę gorzej… Czasami człowiek musi, Inaczej się udusi”. Czytaj: „nie wstydzimy się, towarzysze, tylko puszczamy oko do młodych. Bo, wiecie-rozumiecie, my, chociaż nieco starsi, nie jesteśmy bogobojna banda i przeklinamy tak jak oni”.

Słowom aktualnego szefa rządu RP można się dziwić, ale tylko przez krótką chwilę. Kto bowiem, jak nie liderzy kolejnych ugrupowań w ciągu ostatnich trzech dekad „wolności” sprowadzili tutejszą politykę i międzypartyjną rywalizację do poziomu chuligańskiej „ustawki”? Jednak przecież na klimat rytualnego mordobicia w świetle kamer nabierają się cały czas nie tylko młodzi, „aspirujący” politycy czy wyborcy. Przekaz oparty na antagonizowaniu, kumulowaniu emocji i agresji „kupują” również ludzie wiekowo dojrzali i wydawałoby się, poważni.

Intencja animatorów tego notorycznego przedstawienia jest oczywista. Gdy biorą górę emocje, ustąpić musi refleksja i rozumowanie. Dojście do głosu tych ostatnich stałoby się niebezpieczne. Ludzie zorientowaliby się może na masową skalę, iż politycy zamiast pilnować interesu tych, przez których zostali wynajęci, wyglądają raczej poleceń z zagranicy. Na użytek krajowej publiczności odgrywają zaś jedynie spektakl, który czasem bardziej przypomina pastisz, a czasem dramat, całość składa się jednak na żałosną tragifarsę.

Grając na emocjach przykryć można też programową pustkę. Polacy od wspomnianych trzech dekad czekają na rządy partii naprawdę polskiej, nie tylko z deklaracji; czekają i… doczekać się nie mogą. Jak jednak przywrócić państwu siłę i powagę gdy posłowie i senatorowie, premierzy i ministrowie oddali w zagraniczne ręce gospodarkę – w tym przemysł i handel – a także najbardziej wpływowe media, które na skalę przemysłową formatują umysły i wpływają na zachowania czy wybory?

Rozpowszechnione dziś tak mocno w publicznej sferze wulgarność i chamstwo nie są niczym nowym. Nie wzięły się też z niczego. Dobre elity państwowe w naturalny sposób wyciągają naród w górę, pokazując dobry przykład i realizując w praktyce deklarowane ideały. Lumpenelity – wręcz przeciwnie. Uczyniły gangstera i lafiryndę bohaterami zbiorowej wyobraźni. Wprowadziły knajacki język oraz takież maniery do użytku powszechnego, a choćby do sfery kultury popularnej i tej „ambitnej”, czyli teatrów i widowisk. Przestają już kropkować rynsztokową mowę podając ją publiczności expressis verbis i szerząc tym samym umysłowo-moralną nędzę.

Lumpenpolitykom marzy się lumpenPolska, jednak do takiej wciąż bardzo daleko. Nas wszystkich głowa w tym aby tak pozostało.

Roman Motoła

Idź do oryginalnego materiału