Karol Nawrocki podczas pikniku „Wygrała Polska” w Pułtusku, zaprezentował się w roli pewnego siebie triumfatora, przemawiając z zadziwiającą butą.
Obecność Jarosława Kaczyńskiego i entuzjastyczna atmosfera wydarzenia tylko spotęgowały wrażenie, iż Nawrocki bardziej celebruje partyjne zwycięstwo niż buduje mosty w podzielonym społeczeństwie. Jego przemówienie, pełne patetycznych deklaracji i ostrych słów pod adresem premiera Donalda Tuska, kontrastuje z zapowiedziami dialogu, odsłaniając niepokojącą skłonność do narzucania własnej narracji.
Nawrocki, odnosząc się do apeli o ponowne przeliczenie głosów z drugiej tury wyborów, rzucił Tuskowi w twarz: „Panie Premierze, przyszły Prezydent Polski nie da zabrać Polsce demokracji i wolności wyboru prezydenta”. Te słowa, wypowiedziane z wyższością, ignorują uzasadnione obawy części społeczeństwa i polityków i propozycje przeliczenie głosów pod nadzorem policji i prokuratora generalnego Adama Bodnara. Zamiast zaprosić do rozmowy, Nawrocki odrzuca krytykę jako „histerię”, co świadczy o arogancji. Jego ton sugeruje, iż wynik wyborów jest niepodważalny, choć kontrowersje wymagają wyjaśnienia. Taka postawa, zamiast budować zaufanie, budzi podejrzenia o unikanie transparentności.
Kandydat PiS deklaruje: „Chcę być prezydentem dialogu” i „po naszej stronie po 6 sierpnia będzie odpowiedzialność za wspólnotowy dialog”. Jednak jego apel do Tuska – „czas porzucić histerię i nie niszczyć polskiej demokracji” – brzmi jak ultimatum, a nie zaproszenie do współpracy. Butna pewność siebie, z jaką Nawrocki podkreśla „nasze wspólne zwycięstwo” i „Polskę wolną, suwerenną, niepodległą”, kontrastuje z rzeczywistością podzielonego narodu. jeżeli dialog ma być szczery, nie można go zaczynać od oskarżeń i lekceważenia przeciwników. Tymczasem Nawrocki zdaje się widzieć siebie jako jedynego strażnika demokracji, co jest niebezpiecznym przejawem megalomanii.
Nawrocki mówi: „To zwycięstwo Polski bezpiecznej, normalnej i ambitnej”, sugerując, iż jego prezydentura jest odpowiedzią na wszystkie problemy. Jednak pomija fakt, iż blisko 11 milionów Polaków, którzy na niego nie głosowali, może mieć inne zdanie. Apel Tuska i propozycje Tulei wynikają z obaw o wiarygodność procesu wyborczego – obaw, które Nawrocki zbywa jako „niszczenie demokracji”. Taka postawa też ignoruje głos tych, którzy oczekują jasności. Według danych CBOS z czerwca 2025 roku, 45% Polaków uważa, iż wyniki wyborów powinny zostać zweryfikowane, co pokazuje skalę niepokoju. Butna odmowa Nawrockiego tylko pogłębia ten podział.
Retoryka Nawrockiego, choć chwytliwa dla jego zwolenników, niesie ryzyko eskalacji konfliktu. Przemawiając z pozycji nieomylnego zwycięzcy, odsuwa się od roli prezydenta wszystkich Polaków, stając się symbolem partyjnego triumfu. Jego słowa o „Polskę dla tych, którzy Polskę kochają i szanują” mogą być odebrane jako wykluczenie tych, którzy mają inne poglądy. W państwie demokratycznym takie podejście prowadzi do polaryzacji, a nie jedności.
Polityk PiS po prostu pokazał oblicze butnego lidera, który bardziej dba o własny wizerunek niż o dialog. Jego ostre słowa wobec Tuska i lekceważenie apeli o weryfikację wyborów stoją w sprzeczności z deklaracjami o wspólnocie. Polska potrzebuje prezydenta, który połączy, a nie podzieli. Bez zmiany tej postawy grozi nam dalsza erozja zaufania do instytucji i pogłębienie społecznego rozłamu.