Bunt na pokładzie

niepoprawni.pl 1 miesiąc temu

Dnia 12.08.24 telewizja „Trwam” wyemitowała w wieczornym wydaniu wiadomości, iż Europa wystąpiła przeciwko kandydaturze Trumpa. To jest bunt na pokładzie i w powojennym świecie zupełna nowość, która oznacza jednoczesną ingerencję i nieingerencję w wewnętrzne sprawy Stanów Zjednoczonych. Widocznie reprezentacja Europy uznała, iż albo Kamala Harris fotel prezydenta USA ma już w kieszeni, albo lewicowy świat poczuł się do tego stopnia zagrożony, iż coś takiego zrobić musiał. Ale istnieje też trzecia wersja wydarzeń, a więc jakiś odgórnie zorganizowany plan, który ma umocnić aktualną lewicową władzę w świecie. Można sprawę zrelatywizować i powiedzieć: no, w końcu są to wybory. W największym jednak skrócie coś takiego oznacza, iż Ameryka słabnie a wzmacnia się Eurazja.

Tworzy się więc nowa wersja nowego układu. Dotychczas w wewnętrzne sprawy Stanów ingerowała agentura rosyjska, teraz robi to najbliższy sojusznik, którego NATO ma otaczać parasolem ochronnym. Ten niby paradoks ma doskonałe alibi: poparcie amerykańskich Demokratów. Ale pytanie zasadnicze nie brzmi, kto wygra wybory, ale czy system z Bretton Woods pozostało do utrzymnia?

Zwycięstwo Harris tylko pozornie oznacza tryumf lewicowego świata. Może on bardzo różnie przełożyć się na sprawy europejskie, bo lewicowy świat Stanów Zjednoczonych nie musi być lewicowym światem Europy. Zwycięstwo Harris raczej osłabiłoby Amerykę i rozwiązało ręce Europejczykom, którzy natychmiast spełnią swoje marzenie współpracy z Rosją. Taki rozwój sytuacji oznaczałby bezpardonowe wchłonięcie Polski, a wojnę na Ukrainie uczyniłoby bezsensowną. Porozumienie Niemiec i Rosji odbyłoby się oczywiście w celach pokojowych, ale z pominięciem Amerykanów. Ukraina stanęłaby przed wyborem: albo się poddać Eurazji, albo utrzymać status sojusznika Ameryki, wbrew Eurazji. Największym jednak zagrożeniem pozostaną społeczności międzynarodowe, które nowa władza będzie musiała sobie albo kupić, albo podporządkować siłą. Pomocą ma być nowy najwierniejszy sojusznik – sztuczna inteligencja.

Jeżeli Trump wybory wygra, będzie miał do pokonania nowy front – front w Europie Zachodniej. Oczywiście, nie będzie to wojna kinetyczna, ale polityczna. Ale nie wiadomo, jak w Stanach zareagują też sami Amerykanie, bowiem świat lewicowy łatwo władzy nie odda. Niewątpliwie w kalkulacjach Trumpa Polska i Ukraina staną się obszarem rdzeniowym w walce Ameryki z Chinami – bez Europy Zachodniej lub z jej poparciem, ale już w innym składzie politycznym. W każdym bądź razie, zanim zwycięski Trump zacznie budować swoją politykę zagraniczną, będzie musiał zrobić porządek w Europie.

I tu zaczynają się problemy. Każde przedsięwzięcie wiąże się z kosztami, a sojusznicy już nie chcą płacić na upadający system i słabnącego hegemona. Każdy z nich próbuje zając stanowisko jak najlepsze i jak najmniej kosztowne dla siebie. Tak więc Putin wybierając moment na rozpoczęcie kolejnej wojny światowej o odzyskanie swojej dawnej pozycji zdawał sobie sprawę, iż ani Europa, ani Amerykanie do prowadzenia wojny lądowej przygotowani nie są. Po prostu, na Zachodzie zapomniano o podstawowej regule, iż państwa kontynentalne prowadzą wojny lądowe.

Na tym tle problem Polski przedstawia się szczególnie zagadkowo i niebezpiecznie. Nie ma on nic wspólnego z naszym interesem państwowym, ani wolą suwerena. o ile Trump przegra, chcemy czy nie, znajdziemy się po stronie Eurazji, o ile wygra, to automatycznie stajemy się częścią strategii amerykańskiej i nie wiemy czy będziemy trzymani na kroplówce, jak dotychczas Ukraińcy, czy też Polska zostanie wyróżniona i uzyska status państwa suwerennego lub lidera tworzącego się Międzymorza. O tym „niuansie” mogą zadecydować nie tyle sami Amerykanie, co amerykańskie finanse, których może zabraknąć na budowę twierdzy pomiędzy Niemcami a Rosją. I to, oprócz nieprzygotowanych elit, jest największe zagrożenie dla Polski… Tak więc sytuacja w drugiej kadencji Donalda Trumpa nie będzie się pokrywała z pierwszą. Nie można wykluczyć, iż dla ratowania swojej skóry, Stany będą musiały „powiesić Cygana”.

Uwolnienie się Europy spod kurateli Amerykanów i przejście jej pod zarząd niemiecko-rosyjski wpycha nas w stary system kolonialno-zaborczy. Co to znaczy powinniśmy wiedzieć z historii. W kraju kolonialnym czas i prawo nie mają znaczenia i wszystkie chwyty są dozwolone. Możemy, jak za cara, pojechać np. „do Mandżurii” i tam ginąć, możemy zostać zmuszeni do niewolniczej pracy (przecież prawo można dostosować) albo zostać najnormalniej segregowani na tych co nadają się do czegoś i tych, którzy nie nadają się do niczego itd. O jakimś gender wszyscy gwałtownie zapomną.

Co możemy więc zrobić, aby temu zapobiec? Przede wszystkim wyjść z zaklętego kokonu nawalanki Tusk – Kaczyński, w której czujemy się coraz lepiej, a która zasłania nam oczy i wyżera energię. Musimy wyjść i zacząć myśleć kategoriami państwa, co dotychczas wychodziło nam niezbyt dobrze. A jak już pokonamy ten trudny próg, to reszta zostanie nam dodane.

Cudu jednak nie będzie. Polska mądrość dziejowa uczy, iż nasz rozstrzygający moment nigdy nie jest usytuowany na początku jakichkolwiek wydarzeń, ale na końcu. Dlatego też nie powinniśmy ani pajacować, czy kundlić się, ale zbierając siły i czekać na swój czas, kiedy głos nasz zacznie naprawdę cos znaczyć. Od jakości tego głosu będzie zależała nasza przyszłość.

Idź do oryginalnego materiału