Projekt budżetu państwa na rok 2026, zaprezentowany przez premiera Donalda Tuska, od początku wzbudza emocje. Sam szef rządu nie ukrywa, iż mamy do czynienia z dokumentem trudnym, ale jednocześnie przełomowym. I trudno nie zgodzić się z tą diagnozą – po raz pierwszy od wielu lat Polska staje przed realną szansą wykonania kroku cywilizacyjnego, który może zdefiniować rozwój państwa na kolejne dekady.
Zacznijmy od tego, co najważniejsze: budżet nie jest tylko zbiorem liczb. To mapa drogowa, która pokazuje, jakie priorytety stawia sobie rząd i w którą stronę zmierza państwo. W projekcie na 2026 rok widać wyraźnie trzy główne kierunki – bezpieczeństwo, modernizację infrastruktury oraz stabilny rozwój społeczno-gospodarczy. Każdy z tych elementów ma swoją cenę, ale też niepodważalne uzasadnienie.
W czasach, gdy wojna toczy się tuż za naszą granicą, priorytetem musi być obrona kraju. Tusk jasno podkreślił: „Niskim deficytem nie obronimy granicy. Obronimy ją nowoczesną, wielką armią”. Te słowa brzmią jak manifest polityczny, ale są także zdroworozsądkowym przypomnieniem, iż bezpieczeństwo ma swoją cenę. Przeznaczenie 200 miliardów złotych na armię to decyzja, którą trudno zakwestionować. Polska znajdzie się w czołówce państw NATO pod względem wydatków obronnych – i choć ktoś mógłby zapytać, czy nas na to stać, odpowiedź powinna być inna: czy stać nas na to, by tego nie zrobić?
Drugim filarem budżetu są inwestycje w infrastrukturę – od modernizacji sieci kolejowej po rozbudowę transportu i energetyki. Premier ujął to dosadnie: „Abstrakcyjnymi statystykami nie zbudujemy nowoczesnej sieci kolejowej. My robimy, nie gadamy”. W tym krótkim zdaniu zawiera się sedno sporu, jaki toczy się w Polsce od lat – czy państwo ma być księgowym, który pilnuje deficytu, czy też aktywnym inwestorem, który bierze odpowiedzialność za przyszłość?
Z pewnością łatwiej byłoby przygotować budżet z niższym deficytem, ograniczyć wydatki i mówić o „zdrowych finansach”. Ale byłoby to rozwiązanie krótkowzroczne. Bez poważnych inwestycji Polska nie dogoni bardziej rozwiniętych gospodarek Europy. Tusk, wraz z rządem, wybrał trudniejszą, ale bardziej perspektywiczną drogę.
Warto też zwrócić uwagę na jeszcze jeden element, który przeszedł w debacie publicznej nieco w cieniu – konsensus koalicyjny. Premier podkreślił, iż znalezienie wspólnego języka wokół budżetu to poważny test dla wszystkich rządu, a w przypadku koalicji – test szczególnie wymagający. Udało się go zdać. To istotny sygnał dla obywateli i rynków finansowych: niezależnie od różnic, rząd potrafi porozumieć się w sprawach kluczowych.
Planowane wydatki budżetu to niemal 919 miliardów złotych, przy dochodach na poziomie około 648 miliardów. Deficyt wyniesie zatem 271 miliardów złotych. To kwoty, które mogą budzić obawy, ale trzeba pamiętać, iż są one osadzone w szerszym kontekście – prognozowany wzrost PKB na poziomie 3,5% i inflacja w granicach 3% dają solidne podstawy do optymizmu. Wzrost płac w sferze budżetowej oraz niskie bezrobocie (4,9%) wskazują, iż gospodarka ma potencjał, by udźwignąć te wydatki.
Przeciwnicy rządu będą mówić o ryzykownym rozdawnictwie. Zwolennicy – o odważnej wizji rozwoju. Prawda leży prawdopodobnie pośrodku, ale jedno jest pewne: Donald Tusk nie wybrał łatwej drogi. Zamiast schować się za liczbami i mówić o zaciskaniu pasa, postawił na inwestycje i bezpieczeństwo. W czasach niepewności geopolitycznej i rosnących wyzwań cywilizacyjnych to decyzja, która wydaje się racjonalna.
Budżet 2026 jest nie tylko dokumentem finansowym. To także test zaufania – obywateli do rządu, rządu do swoich obywateli i całego państwa do własnych możliwości. Polska nie jest już krajem, który musi myśleć wyłącznie w kategoriach wyrzeczeń. Stać nas na ambitne projekty, jeżeli tylko mamy odwagę je realizować.
Premier Tusk wielokrotnie podkreślał, iż ten budżet wymaga perfekcji, precyzji i odwagi. Warto dodać jeszcze jedno słowo: odpowiedzialności. Bo odpowiedzialność to nie tylko pilnowanie deficytu, ale także umiejętność myślenia w perspektywie pokolenia, a nie jednego roku budżetowego.
Budżet 2026 to decyzja o przyszłości – kosztowna, ryzykowna, ale konieczna. Donald Tusk podjął się zadania, które nie każdemu premierowi starczyłoby odwagi wykonać. Dziś pytanie nie brzmi: czy nas na to stać? Ale raczej: czy stać nas na to, by zatrzymać się w pół kroku.