Budapesztańskie alibi. Polityczne opowieści Zbigniewa Ziobry

1 dzień temu
Zdjęcie: Ziobro


Konferencja prasowa Zbigniewa Ziobry zorganizowana w Budapeszcie była spektaklem politycznym w starym stylu: pełnym dramatycznych deklaracji, odwołań do rzekomych wrogów i powracającego motywu „polowania na niewinnych”.

Tym razem jednak kontekst jest poważniejszy niż zwykle. Prokuratura chce przedstawić byłemu ministrowi sprawiedliwości aż 26 zarzutów, w tym ten najcięższy – kierowania zorganizowaną grupą przestępczą działającą w ramach resortu. Według śledczych z Funduszu Sprawiedliwości miało zniknąć ponad 150 mln zł. To kwoty i oskarżenia, które trudno zbyć retoryczną sztuczką.

Ziobro wybrał jednak inną drogę – budowanie narracji politycznego prześladowania. Już na początku konferencji postawił tezę, która miała stać się osią całego wystąpienia: „Zemsta Tuska przeszła w kolejną fazę” – oznajmił, sugerując, iż działania prokuratury to odwet za lata, w których rzekomo bezkompromisowo ścigał ludzi związanych z Platformą Obywatelską. To standardowy element jego opowieści: przedstawienie siebie jako strażnika prawa i porządku, a zarazem ofiary politycznych intryg.

Podczas wystąpienia Ziobro wracał do spraw znanych opinii publicznej: Sławomira Nowaka, Romana Giertycha czy Tomasza Grodzkiego, podkreślając, iż to on – jako prokurator generalny – miał doprowadzić do ich rozliczenia. „Donald Tusk jest człowiekiem otoczonym ludźmi, o których można śmiało powiedzieć… iż są złodziejami” – powiedział, powtarzając kilkukrotnie tezę o „ponad wszelką wątpliwość” udowodnionych nadużyciach. Wypowiedź była jednak bardziej impresją niż dowodem. Żadne z przywołanych postępowań nie zakończyło się wyrokiem, a część z nich wręcz budziła kontrowersje dotyczące nadgorliwości prokuratury czy upolitycznienia działań śledczych.

Ziobro po raz kolejny sięgnął po retorykę selektywnej sprawiedliwości. „Okazuje się, iż są ważni i ważniejsi dla Donalda Tuska” – mówił, oskarżając prokuraturę o umarzanie wątków „ważnych ludzi”. Nie wspomniał jednak, iż przez osiem lat to on i jego współpracownicy decydowali o strukturze i kierunkach działania prokuratury, tworząc system ściśle podporządkowany politycznej woli ministra.

Spora część konferencji była także ucieczką w temat rzekomych nadużyć obecnej władzy. Ziobro mówił o „bezprawnym przejęciu” mediów publicznych oraz ingerencjach w niezależność sądów. „Przedstawiciele rządu Tuska zdecydowali się, łamiąc ustawy, odwoływać prezesów sądów” – stwierdził. Tymczasem to właśnie okres jego rządów zapisał się rekordową liczbą zmian kadrowych w sądownictwie i reformami, które – według Trybunału Sprawiedliwości UE – naruszały fundamenty praworządności.

Ziobro ostro krytykował również zmiany w systemie losowania sędziów, twierdząc, iż Tusk, Bodnar i Żurek chcą „ręcznie wyznaczać składy orzekające”. Jego słowa „Ten system był ością w gardle pana Żurka i Tuska” brzmią jednak przewrotnie: to za jego czasów kwestie automatyzacji i transparentności przydziału spraw były przedmiotem poważnych zastrzeżeń środowisk prawniczych.

Wystąpienie miało także wymiar wizerunkowy. Ziobro podkreślał, iż jego obecność w Budapeszcie to przypadek, a konferencja dotyczyła – nomen omen – praworządności. „Dowiedziałem się, iż jest w stosunku do mnie kierowany wniosek o uchylenie immunitetu, zawierający szereg fałszywych twierdzeń” – mówił. Jednak nie sposób nie zauważyć, iż ucieczka w przestrzeń międzynarodowych wydarzeń sprzyja kreowaniu narracji o prześladowanym polityku europejskiej prawicy.

Niezależnie od tego, jak intensywna będzie jego retoryczna ofensywa, podstawowe pytanie pozostaje bez zmian: czy środki z Funduszu Sprawiedliwości faktycznie były wydawane zgodnie z prawem i przeznaczeniem? Odpowiedź poznamy nie na konferencjach prasowych, ale w postępowaniu karnym. A to dopiero się zaczyna.

Idź do oryginalnego materiału