Brytyjczycy wybrali. Lewica zmiażdżyła rywali

2 dni temu

Wczoraj obywatele Wielkiej Brytanii wybrali nowy skład Izby Gmin. Lewica zdobyła niemal cztery razy więcej głosów niż Torysi.

Torysi rządzili Wielką Brytanią od 14 lat. W tym czasie miało miejsce wiele trudnych dla nich wydarzeń, jak Brexit, pandemia czy wybuch wojny na Ukrainie. Dla wszystkich było jasne, iż zdobycie kolejnej kadencji nie będzie łatwe. Tym bardziej, iż w ostatnich wyborach samorządowych i uzupełniających zaliczyli serię kompromitujących porażek. Mało kto jednak spodziewał się, iż zostaną aż tak zmiażdżeni przez lewicę.

Większość parlamentarna w Izbie Gmin wynosi 326 posłów. W momencie pisania tych słów policzono głosy w 641 okręgach. Partia Pracy zdobyła już 409 miejsc, co da im samodzielną, stabilną większość. W poprzednim parlamencie mieli ich 202 Premier Rishi Sunak już w nocy przyznał, iż to oni sformują nowy rząd. Nowym premierem zostanie ich lider, specjalizujący się w prawach człowieka prawnik Keir Starmer. Wszystko wskazuje, iż król Karol III jeszcze dzisiaj powierzy mu misję sformowania rządu.

Torysom poszło dużo gorzej. W poprzednim parlamencie mieli 365 miejsc. w tej chwili mają ich zaledwie 120. To ich największa porażka w historii – choćby po słynnym zwycięstwie Toniego Blaira w 1997 roku laburzyści nie mieli tak dużej przewagi. Co więcej, wyborcy podziękowali kilku znaczącym politykom tej partii. Swoje miejsce w Izbie Gmin straciła m.in. Liz Truss, która przez 49 dni była premierem. Inni byli premierzy – Theresa May, Boris Johnson i David Cameron – nie startowali w wyborach, ale zajmowane przez nich wcześniej miejsca również zostały zdobyte przez lewicę. Swój stołek stracił też sekretarz obrony Grant Shapps, liderka Izby Gmin Penny Mordaunt – dla której to raczej koniec marzeń o zostaniu nową przewodniczącą Torysów – i zwolennik Brexitu Jacob Rees-Mogg.

Świetnie poszło także Liberalnym Demokratom. Do wyborów poprowadził ich sir Ed Davey, który wstąpił do partii jako nastolatek i był członkiem koalicyjnego rządu Davida Camerona, ale mimo tego do niedawna był praktycznie nieznany. Davey postawił na niekonwencjonalną kampanię wyborczą, podczas której m.in. skakał na bungee, i najwyraźniej to zadziałało. LD mają już 71 miejsc – o 60 więcej niż po poprzednich wyborach.

W tych wyborach wystartował też słynny brexitowiec Nigel Farage. Tym razem startował z Partii Reform, która jest następcą partii Brexit, do której należy wielu byłych członków partii UKIP, a także bardziej radykalnych torysów. W kampanii wyborczej skupili się na problemie nielegalnej imigracji. Sam Farage zdecydował się wystartować w okręgu Clacton-on-Sea. Były to dla niego już ósme wybory i po raz pierwszy udało mu się zostać posłem. Na chwilę obecną jego partia zdobyła 4 miejsca.

Szkocka Partia Narodowa nie ma za to powodów do świętowania. Jej słynna liderka Nicola Sturgeon – ta, która doprowadziła do referendum niepodległościowego – zrezygnowała ze stanowiska po tym, gdy policja zaczęła śledztwo w sprawie defraudacji partyjnych pieniędzy, jakiej miał dopuścić się jej rząd. Zastąpił ją w marcu zeszłego roku Humza Yousaf, uznawany za jednego z najbardziej lewicowych polityków w Wielkiej Brytanii. Kiedy jednak zerwał porozumienie ze szkockimi Zielonymi, oburzyło to tak wielu polityków tej partii, iż musiał zrezygnować ze stanowiska. Zastąpił go John Swinney, który podczas kampanii obiecywał wznowienie negocjacji w sprawie niepodległości. Chaos w partii przełożył się na wynik wyborczy. Zdobyli zaledwie 9 miejsc – o 39 mniej niż mieli.

Także północnoirlandzka DUP odnotowała straty. Ta partia, która popiera unię między Irlandią Północną i resztą Zjednoczonego Królestwa, zdobyła rozgłos w 2017 roku. Po tamtych wyborach torysi stworzyli rząd mniejszościowy. DUP nie wszedł z nimi w koalicję, ale głosy ich posłów umożliwiały torysom rządzenie. Nie była to jednak łatwa współpraca, bowiem bardzo nie podobało im się to, w jaki sposób rząd Theresy May negocjuje kwestię Irlandii Północnej po Brexicie. Tym razem zdobyli 5 miejsc, o 3 mniej. Druga północnoirlandzka partia, niepodległościowa Sinn Feinn, utrzymała swoich siedem miejsc. Także walijska Plaid Cymru nie odnotowała zmian i przez cały czas ma czterech posłów.

Po tych wyborach Wielką Brytanię będą czekać ogromne zmiany. Jest jednak jeden członek obecnego gabinetu, który najprawdopodobniej zostanie w rządzie. Jak donoszą media Larry, pręgowany kot mieszkający na Downing Street, w piątek rano cierpliwie czekał przed drzwiami siedziby premiera na to, aż ktoś wpuści go do środka. Zupełnie przy tym nie przejmował się tłumem reporterów i fotografów. Larry dołączył do rządu w 2011 roku, kiedy David Cameron powierzył mu stanowisko Głównego Myszołowa. Starmer będzie już szóstym premierem pod którym służy.

What ever happens in the U.K. elections, one thing is certain—Larry @Number10cat will remain in residence and that makes me happy. pic.twitter.com/qU5s5njkSU

— Lorenzo The Cat (@LorenzoTheCat) July 4, 2024

Idź do oryginalnego materiału