W ostatnich dniach polska debata publiczna znów musiała zmierzyć się z politycznym folklorem, którego nieodłączną częścią są komentarze Marka Suskiego.
Poseł PiS — jak zwykle z werwą, choć niekoniecznie z wiedzą — postanowił skomentować ujawniony 28-punktowy plan pokojowy USA dotyczący zakończenia wojny na Ukrainie oraz spotkanie prezydenta Donalda Trumpa z europejskimi przywódcami. Problem w tym, iż im poważniejszy temat, tym boleśniej słychać dysonans między wagą zagadnienia a sposobem, w jaki próbuje je tłumaczyć polityk znany głównie z ciętych, medialnych komentarzy.
Plan pokojowy USA zawiera punkt odnoszący się bezpośrednio do Polski. To sytuacja, którą poważny analityk polityki zagranicznej opisałby jako „wyzwanie dyplomatyczne”, a odpowiedzialny polityk — jako impuls do wzmocnienia kontaktów z administracją amerykańską. Marek Suski natomiast uznał, iż to idealny moment na kabaretową metaforę: „Tam nie było ostatniego wagonu, do którego mogliby zaprosić Tuska, a zatem się nie załapał”.
Wypowiedź ta — choć niewątpliwie efektowna — odsłania więcej o samym Suskim niż o realnej sytuacji międzynarodowej Polski. o ile ktoś wciąż żywił nadzieję, iż poseł PiS odniesie się wprost do konsultacji ze Stanami Zjednoczonymi, oceni ryzyka strategiczne lub przynajmniej spróbuje zrozumieć kontekst amerykańskich działań, mógł poczuć rozczarowanie. Zamiast tego otrzymaliśmy polityczną anegdotę, podaną z pewnością siebie godną osoby, która od lat udziela komentarzy na tematy, o których — jak pokazują kolejne wystąpienia — ma dość powierzchowne pojęcie.
Suski poszedł jednak dalej, twierdząc, iż Donald Tusk „próbuje się tam wprosić, proponuje, żeby też pojechać”, po czym dodał, iż premier „chyba jedzie w tym czasie do Afryki”, gdzie „na marginesie innej sprawy rozmowa na ten temat”. Z tej narracji wyłania się obraz chaosu, jakby polska dyplomacja działała metodą błądzenia we mgle. Problem w tym, iż źródłem owego chaosu jest raczej komentarz Suskiego niż polityka zagraniczna państwa.
Dla polityka, który sam nigdy nie odpowiadał za żaden fragment polityki międzynarodowej, Suski wypowiada się na jej temat z zadziwiającą kategorycznością. Tym bardziej iż jego diagnozy często przypominają publicystyczne klisze niż analizę opartą na faktach. Oceniając brak zaproszenia dla Polski na spotkanie w Waszyngtonie, stwierdził, iż „nikt go [Tuska] nie ogra w UE, ale jak widać na świecie nasz premier jest niemile widziany…”. O ile takie zdanie może robić wrażenie na antenie stacji, która działa w rytmie politycznego talk-show, o tyle kilka ma wspólnego z rzeczywistością międzynarodową, w której decyzje zapadają w oparciu o interesy, a nie o sympatie bądź antypatie wobec konkretnych polityków.
Zestawienie to jest charakterystyczne dla stylu Suskiego: szybka puenta zamiast faktów, kąśliwość zamiast wiedzy, publicystyczny skrót zamiast odpowiedzialnej diagnozy. I nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby chodziło o zwykły komentarz w mediach społecznościowych. Problem polega na tym, iż społeczeństwo oczekuje od parlamentarzystów choć minimalnego przygotowania i trzymania się faktów — zwłaszcza gdy mowa o wojnie, bezpieczeństwie czy relacjach z największym sojusznikiem Polski.
Lektura wypowiedzi Suskiego pokazuje jednak coś jeszcze: jak łatwo część klasy politycznej ucieka od rozmowy o miejscu Polski na arenie międzynarodowej. Zamiast zastanowić się, co oznacza dla Polski plan pokojowy zaproponowany przez USA, poseł PiS woli opowiadać o „ostatnich wagonach” i wytykać premierowi rzekome niepowodzenia dyplomatyczne.
W istocie jest to polityczna defensywa w najprostszej formie: jeżeli nie ma się realnej wiedzy ani argumentów, pozostaje ironia. I tylko szkoda, iż tak łatwo przysłania ona poważne problemy, które dla Polski naprawdę mają znaczenie.

14 godzin temu







