Kiedyś kochałem masona. Wiedział, iż "oni" mu pomagają, ale przekonali go, iż to dlatego, iż jest "wyjątkowy", "inteligentny", "nadzwyczajny" i "wyjątkowy".
Uważał, iż zasłużył sobie na ich szacunek, a tym samym na swój sukces w biznesie. Wiele lat później, kiedy był już głęboko zanurzony, byłem z nim, gdy doznał objawienia. Zdał sobie sprawę, iż nie jest ani wyjątkowy, ani bystry. Został przez nich oszukany, myśląc, iż jest bohaterem, podczas gdy w rzeczywistości był antychrystem i synem szatana.
Wstrząśnięty powiedział: "Oni" mnie okłamali!" Zdał sobie sprawę, iż wykorzystują go do swoich niecnych planów. Uświadomiwszy sobie to, przepłakał całą noc aż do świtu, używając każdej chusteczki i rolki papieru toaletowego w domu. Płakał z powodu utraty duszy i śmierci, którą sprowadzał na ludzkość.
Płakałam razem z nim i za niego. Nie było dla niego wyjścia, ponieważ częścią jego kontroli umysłu / prania mózgu było to, iż Bóg nie istnieje. Był ateistą. Zamknął jedyne drzwi, które mogły go uratować. Nie było więc żadnej nadziei, nie było przebaczenia – choćby Bóg nie mógł go uratować. Wciąż się za niego modlę... Czułam się jak Gretchen w Fauście.
Przetlumaczono przez translator Google
zrodlo:henrymakow.com
-
Strona główna
-
Polityka światowa
- ""Bractwo Dzwonu" zdemaskowane masońską kontrolą"