Bożena Ratter: Uchodźcą jest osoba obawiająca się prześladowań z powodu swej rasy

solidarni2010.pl 1 dzień temu
Felietony
Bożena Ratter: Uchodźcą jest osoba obawiająca się prześladowań z powodu swej rasy
data:25 stycznia 2025 Redaktor: Anna

26 stycznia 2025 r. o godz.13.00 w Katedrze Polowej Wojska Polskiego w Warszawie odbędzie się uroczysta Msza święta w 81 rocznicę utworzenia 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej i rozpoczęcia akcji „BURZA” na Wołyniu- zaproszenie Okręgu Wołyńskiego Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej.
Cała ludność Kresów narodowości polskiej miała być wycięta w pień, zgodnie z założeniami uchwały centralnej zarządu OUN z grudnia 1942 roku. Pustoszała większość polskich wsi i kolonii. Często ludzie ginęli w ogniu palących się domów. Ocalały jedynie te osoby, które zdołały uciec lub ukryć się np. pod stosem trupów członków rodziny, często okaleczone fizycznie i psychicznie. (Stanisław Jastrzębski-Dzieje ludności polskiej na Kresach Południowo-Wschodnich i Ziemi Wołyńskiej w latach 1939-1946).

Zwykle przed zamordowaniem ludobójcy ukraińscy dokonywali brutalnych gwałtów na dziewczętach i kobietach (siostrach, matkach, narzeczonych), obcinali nosy, uszy, chłopców (braci, synów) wieszano za genitalia, niemowlętom (rodzeństwu) rozbijano główki na oczach matek, studnie wypełnione były ciałami dzieci, które wrzucano tam żywcem. Ocaleli z pożogi uchodźcy polscy szukali schronienia w bezpieczniejszych miasteczkach i wsiach gdzie naprędce zaczęto organizować samoobronę. (Stanisław Jastrzębski-Dzieje ludności polskiej na Kresach Południowo-Wschodnich i Ziemi Wołyńskiej w latach 1939-1946).

Od marca 1943 r. OUN-UPA nasila eksterminację ludności polskiej, której grozi całkowita zagłada. Słabe samoobrony padają pod ciosami UPA. By ratować ludność przed zagładą Komenda Główna AK zleca przygotowanie samoobrony w Zasmykach. Ze zbiegłych rozbitków tworzą zdyscyplinowany oddział samoobrony. Oddział jest zdeterminowany by walczyć na śmierć i życie, by ocalić przed zagładą rodziny, sąsiadów, rodaków. W oddziale są ci, którzy byli świadkami „piekła”, rzezi dokonywanych na ich najbliższych, to często młodzi chłopcy i dziewczyny, których domy zostały spalone, wsie zrównane z ziemią. Wyruszają z Zasmyków po ludność polską do wsi jeszcze niezdobytych przez bandytów UPA, po ludność ukrywającą się po bagnach, lasach, schowkach. Nie zawsze udaje im się zdążyć, często atakowani są w trakcie ewakuacji Polaków.

W lutym 1944 roku baony „Jastrząb” i „Sokół” tworzą trzon kowelskiego zgrupowania „Gromada”, które ze zgrupowaniem włodzimierskim „Osnowa” utworzyły legendarną 27 Wołyńską Dywizję Piechoty Armii Krajowej. (Feliks Budzisz).

Żołnierzy konspiracji 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej po Akcji „Burza” spotkał okrutny los. Byli więźniami niemieckich obozów koncentracyjnych, oflagów i stalagów, robotnikami przymusowymi w III Rzeszy, byli rozstrzeliwani przez NKWD, osadzani w więzieniach i łagrach sowieckich, wcielani do armii „Berlingowców”, więzieni w katowniach i obozach w kraju, walczyli i ginęli w formacjach WiN i NSZ, byli prześladowani przez UB i SB do 1981 roku.

O losach kilku oddziałów 27WDPAK opowiada Eugeniusz Pindych ps. "Słoń" w filmie prezentowanym przez TVP i zrealizowanym przez IPN w 2008 roku. Po zakończeniu działań byli rozbrajani przez żołnierzy Armii Czerwonej, którzy gratulowali im męstwa, dopóki nie uzyskali informacji od przedstawiciela Armii Ludowej, iż rozbrajają żołnierzy "reakcji". Armia Ludowa zagwarantowała im wiele lat w więzieniach stalinowskich.

Zaczęli napływać do naszej wsi uciekinierzy, którzy wręcz cudem wydostali się spod ciosów bandytów. Widok był straszny. Ranni, okaleczeni, kobiety i dzieci, uderzeni różnymi tępymi narzędziami, a także widłami i siekierami. Bandyci byli uzbrojeni w siekiery, kołki, noże a towarzyszyły im kobiety, wyrostki a choćby dzieci zajmujące się rabunkiem i podpalaniem-wspomina Władysław Gadzała ps. „Skowronek”, który jako 16-letni chłopiec złożył przysięgę wojskową stając się żołnierzem Obwodu Kowelskiego Armii Krajowej, a następnie 27 Wołyńskiej Dywizji AK.

Fragment wspomnień Jana Wiernika. „We wrześniu 1943 roku miałem 3 lata, z naszej posiadłości zabrali nas partyzanci 27 Dywizji Wołyńskiej AK już pod ostrzałem bulbowców. Z płaczem i strachem kolumna 40 furmanek ruszyła w stronę Zasmyka- skazana na śmierć lub przeżycie. W lesie bulbowcy wzięli nas w ostrzał z trzech stron, kto jechał prosto ten przeżył, kto skręcił był zamordowany. Tak szczęśliwie dojechaliśmy do Groszówki, gdzie zgromadziło się dużo ludzi z okolicznych wsi, które zostały spalone a mieszkańcy wymordowani. Wszyscy byli poranieni, pokrwawieni, dzieci bez rodziców płakały – jednym słowem gehenna. Z Zasmyka widzieliśmy w nocy tylko łuny palących się wiosek. Często w dzień lub w nocy przychodzili do nas boso w koszulach, poranieni starsi i dzieci opowiadając, jak zmasakrowano ludzi, a jak im się udało uratować. Kto przeżył, do dziś ma w sobie lęk, a koszmarne sny po nocach targają ciałem.”

Jan Wiernik chory na dyzenterię, w bydlęcym wagonie, przy 30 stopniowym mrozie dotarł z mamą i 4-ma siostrami z Kowla do Włodawy. Bez jedzenia „a do picia był tylko śnieg, który mama rozpuszczała w dłoniach i kropelkami dawała do ust”. We Włodawie uchodźcy spędzili 5 dni w szkole na kawałku podłogi 2x2m a potem zawieziono ich do „pustostanu” we wsi Korolówka. Dom pusty, na środku kupka śniegu. Obok sąsiad, dał trochę drewna, ziemniaków kilka. „Pomału dochodziliśmy do siebie, chodząc po prośbie lub pracując u bogatych gospodarzy. Najstarsza siostra Walercia orała, siała, jeździła na zarobki końmi. To ona pomagała Mamie nas wychowywać, mamie, która przed wojną była gospodynią na 23 ha urodzajnej ziemi wołyńskiej. W 1947 roku wieś Korolówka została spalona w 70% przez bandy UPA.

Konwencja ONZ o statusie uchodźców, w uproszczeniu nazywana konwencją genewską, została uchwalona latem 1951 roku i stanowi, iż „uchodźcą jest osoba, która żywi uzasadnioną obawę przed prześladowaniem z powodu swej rasy, religii, narodowości, przynależności do określonej grupy społecznej lub poglądów politycznych, znajduje się poza terytorium kraju, którego jest obywatelem i – z powodu tych obaw- nie chce lub nie może do tego kraju powrócić- cytat z reportażu Klausa Brinkbaumer’a „Afrykańska Odyseja”, rozdział „Krótka historia wędrówki ludów”. Klaus wyrusza w podróż z Johnem Ekow Ampanem, Afrykaninem z Ghany. „Będziemy podróżować tropem tych, którzy rzucają wszystko, byle dotrzeć do Europy. I wierzą, iż gdy tylko opuszczą ojczyznę, w której doświadczają piekła, biedy i wojen, znajdą raj, bezpieczeństwo i dobrobyt. Klaus Brinkbaumer analizuje stosunek „tej lepszej” części świata czyli Ameryki i Europy (UE), w tym swego kraju urodzenia, czyli Niemiec, do uchodźców z Afryki. Jego refleksje nie są pocieszające. Po opublikowaniu w „ Der Spiegel” reportażu, Klaus Brinkbaumer otrzymał jedną z najbardziej prestiżowych niemieckich nagród dziennikarskich za najlepszy reportaż roku 2006.

Mamy tysiące relacji świadków wędrówki Polaków – uchodźców Kresowej Polskiej Odysei, cudem ocalałych z piekła zgotowanego przez ukraińskich faszystów uważających się za „tych lepszych” na wschodnich terenach II RP. Rasizm i dyskryminacja "genocidum atrox" w czystej formie, mogła na tych ziemiach pozostać tylko rasa ukraińska. Nie jest potrzebna długa podróż na inny kontynent, wystarczy zapytać babcię, wujka, sąsiada, zajrzeć do dokumentów gromadzonych przez lata, zapytać sąsiadów ze wschodu, zapytać rządzących wtedy i dzisiaj. Kiedy zostaną nagrodzone wspaniałe reportaże polskich autorów dokumentujących i analizujących, tak jak Klaus Brinkbaumer, historię, przyczynę, losy i stosunek „nowoczesnej” Europy do uchodźców z Polskiej Kresowej Odysei? Kiedy zaczniemy głośno mówić, pytać, kiedy pozwolimy mówić o traumie poszkodowanym? Doświadczyli piekła, biedy i wojny i nie znaleźli w PRLu ani w III RP raju, ani bezpieczeństwa ani dobrobytu. Przez kolejne ekipy rządzące skazani na zapomnienie.

Bożena Ratter

Idź do oryginalnego materiału