Bomba ekologiczna pod Zieloną Górą. Mieszkańcy obawiają się erupcji. „Doszły bóle głowy”

news.5v.pl 1 miesiąc temu

Mieszkańcy obawiają się powtórki zdarzeń sprzed kilkunastu miesięcy. Wówczas doszło do rozszczelnienia instalacji zabezpieczającej odwiert po wydobyciu gazu — informuje „Interwencja”. Spowodowało to erupcję zgromadzonych odpadów chemicznych. Strażacy przez kilkanaście godzin walczyli, aby zabezpieczyć teren.

— Zadysponowano jednostki chemiczne z Zielonej Góry i Gorzowa Wielkopolskiego. Substancja ropopochodna jest substancją łatwopalną, mogło dojść do groźnego pożaru — tłumaczył Sebastian Olczyk z Państwowej Straży Pożarnej w Nowej Soli.

Miejscowy sołtys, Zygmunt Mielczarek, oraz burmistrz Otynia, Barbara Wróblewska, w rozmowie z „Interwencją” alarmują, iż teren jest poważnie zanieczyszczony, a odpady, zamiast solanki, zatruły okoliczną glebę.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Ewa Zakrzewska, mieszkanka Zakęcia, dodała, iż na jej polach przestało rosnąć zboże. — Zrobili krzywdę ludziom dookoła – mówi Zakrzewska.

Bomba ekologiczna pod Zieloną Górą

— Było dużo czarnej, kleistej mazi. Ja mieszkam 300 metrów stąd, jak wyszłam rano do pracy, to auto miałam pokryte lepką mazią. Później doszły bóle głowy i gardła — usłyszała ekipa „Interwencji” od mieszkańców.

Teren należy do Skarbu Państwa, ale zarządzająca nim firma widmo, zarejestrowana na obcokrajowców, jest formalnie wciąż aktywna. Prokuratura oraz Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska próbują rozwiązać problem, ale brak wykreślenia firmy z rejestru uniemożliwia podjęcie działań naprawczych.

— To zagrożenie dla środowiska i mieszkańców – ostrzega Maksymilian Sibowski z Inspektoratu Ochrony Środowiska.

Mieszkańcy, mimo licznych protestów i pisania pism do urzędów, czują się bezsilni wobec sytuacji. Stowarzyszenie ekologiczne, które założyli, wciąż stara się nagłośnić problem. Burmistrz Wróblewska apeluje o podjęcie działań, aby teren został zabezpieczony, a odpady zutylizowane.

— Oczekujemy, iż ktoś wreszcie pomoże nam rozwiązać ten problem, byśmy mogli spokojnie spać – podsumowuje Wróblewska.

Idź do oryginalnego materiału