Bogdan Dobosz: Zwycięstwo Donalda Trumpa może oznaczać początek końca „wokizmu”?

1 miesiąc temu

Wielu analityków ocenia, iż prawdopodobne zwycięstwo Donalda Trumpa w amerykańskich wyborach prezydenckich mogłoby oznaczać początek końca „wokizmu” w Stanach Zjednoczonych. Miałoby to także konkretne skutki dla Europy, która chętnie importuje tego typu pomysły.

Tak twierdzi np. Nicolas Conquer, szef francuskiego stowarzyszenia zrzeszającego zamieszkałych nad Sekwaną obywateli amerykańskich będących zwolennikami Partii Republikańskiej. Na łamach tygodnika „Valeurs Actuelles” twierdzi choćby wprost, iż „porażka Kamali Harris 5 listopada prawdopodobnie oznaczałaby początek końca „wokizmu” za Atlantykiem, który tymczasem rośnie i kwitnie np. we Francji”.

Definicji zrodzonego w USA „wokizmu” dokonał niedawno także francuski filozof Jean-François Braunstein. Ten zwrócił uwagę, iż ruch „woke” („przebudzenie”) ma choćby „wyraźne cechy religijne” i stara się wypełniać pustkę ideową w post-religijnym społeczeństwie. Ideologia woke zaczęła wpływać na wszystkie sfery społeczne.

Braunstein przywołał przykład firmy Disney, która wymagała już od swoich białych pracowników, by ci zastanawiali się nad swoimi „przywilejami”, czy aktywistów lewicowych, którzy w świecie akademickim sieją spustoszenie podobne do maoistowskich hunwejbinów i tropią „reakcyjnych” profesorów. Braunstein pisał nawet, iż „w imię walki z dyskryminacją w zachodnich społeczeństwach ma miejsce nowy intelektualny terroryzm”, którego celem jest „dekonstrukcja kulturowego i naukowego dziedzictwa Zachodu oskarżanego o to, iż jest systemowo seksistowski, rasistowski i kolonialistyczny”.

Listopadowe wybory w USA zawierają w sobie aspekt walki z tym zjawiskiem i nadzieję na choćby częściowe przywrócenie normalności. Wspomniany Conquer nie ma wątpliwości, iż „zwycięstwo Donalda Trumpa może oznaczać koniec ery „wokizmu”, ideologii, która wywarła głęboki wpływ na ostatnie dziesięciolecia życia społecznego Ameryki i promieniuje na Europę. Wygrana Demokratki Kamali Harris, wręcz przeciwnie, nada ruchowi „woke” nowy dynamizm. Harris ucieleśnia niemal skrajną politykę tego typu, by przypomnieć np. jej propozycje w rodzaju „odszkodowań za niewolnictwo”. Chodzi tu o „odszkodowania” wypłacane określonym społecznościom w oparciu o kryteria czysto rasowe.

Zamiast promować społeczeństwo, w którym jednostki są oceniane na podstawie ich charakteru i postaw, polityka tego typu promuje formę „pozytywnej dyskryminacji”, która ostatecznie jednak tylko wzmacnia podziały rasowe i nie ma nic wspólnego choćby z postulatami Martina Luthera Kinga, który marzył o równości i nie brał choćby pod uwagę, iż kolor skóry ma przeważać nad wyjątkowością i indywidualnością każdej osoby.

Conquer twierdzi, iż „wokizm” pod przykrywką progresywizmu, wprowadza „prawdziwą policję myśli”, zakrojony na szeroką skalę system kontroli, mający na celu segmentację społeczeństwa według pochodzenia, koloru skóry czy płci. Co ciekawe, w Stanach Zjednoczonych skutki tej polityki spowodowały, iż sami Afroamerykanie zaczynają odwracać się od zarażonych wokizmem Demokratów i w coraz większym stopniu wspierają Republikanów. To pod rządami Trumpa społeczność ta osiągnęła bezprecedensowy poziom dobrobytu i zatrudnienia. Epoka Bidena i etatystyczne wsparcie społeczności Afroamerykanów, przyniosło w konsekwencji pogłębienie nierówności i rozczarowanie tych, którzy zdecydowali się brać swój los we własne ręce i poświęcić ciężkiej pracy dla osiągnięcia dobrobytu.​​

Trump jest o krok od dokonania najbardziej znaczącego przełomu wśród tego elektoratu od czasów Richarda Nixona w 1960 r. Kamala Harris w czasie kampanii wyborczej brnie jednak dalej w pozyskiwanie tego elektoratu obietnicami i mówi choćby o amnestii na zaciągnięte pożyczki, czy o legalizacji marihuany, co ma wspierać szczególnie pewne „społeczności”. Faworyzowanie określonych grup społecznych odbywa się jednak ze szkodą dla interesu ogółu i zniechęca wielu Afroamerykanów do wysiłku integracji.

Amerykański Republikanin z Paryża, Conquer twierdzi, iż „zwycięstwo Trumpa byłoby czymś więcej niż tylko triumfem wyborczym” i „byłby to mocny sygnał, pozwalający położyć kres dryfom wokizmu, które grożą rozszerzeniem się daleko poza granice Ameryki”. Jego zdaniem, nie zwalnia to jednak państw Europy od „przygotowań do prowadzenia własnej bitwy kulturowej przeciwko tej niszczycielskiej ideologii”.

Bogdan Dobosz

Idź do oryginalnego materiału