Błaszczak straszy migrantami. Ale sam chce ich sprowadzać na potęgę

9 godzin temu

W ostatnich dniach Mariusz Błaszczak, szef klubu parlamentarnego PiS i były minister obrony narodowej, ogłosił, iż jego ugrupowanie zamierza złożyć projekt referendum w sprawie unijnego paktu migracyjnego.

Deklaracja ta wpisuje się w dotychczasową strategię Prawa i Sprawiedliwości – kreowanie wizerunku partii, która broni Polski przed „dyktatem Brukseli” i przed rzekomą falą nielegalnych imigrantów. Jednak słowa samego Błaszczaka, wypowiedziane niemal mimochodem, ujawniają coś, czego PiS do tej pory starało się unikać wprost: partia przyznaje, iż masowe sprowadzanie cudzoziemców do Polski jest nie tylko faktem, ale i „koniecznością”.

W rozmowie na antenie Radia Wnet Błaszczak powtarzał dobrze znane hasła. „Jesienią tego roku złożymy taki projekt. Są podpisy, tak, są podpisy, ale bardzo proszę o to, żeby tych podpisów było jeszcze więcej (…). Tych podpisów musi być bardzo, ale to bardzo dużo” – podkreślał. W rzeczywistości nie chodzi tu jednak o realne narzędzie polityki migracyjnej, ale o mobilizację elektoratu. Zbiórka podpisów, zapowiedź wielkiej manifestacji 11 października i odwoływanie się do rzekomego zagrożenia ze strony obecnej koalicji mają jeden cel: utrzymać wrażenie, iż PiS wciąż jest jedynym obrońcą polskiej suwerenności.

Problem polega na tym, iż słowa Błaszczaka są wewnętrznie sprzeczne. Z jednej strony ostrzega przed „nielegalną migracją”, z drugiej – otwarcie przyznaje, iż PiS zamierza wspierać napływ imigrantów zarobkowych.

Kluczowe w tej wypowiedzi są słowa samego szefa klubu PiS: „Legalna migracja w sytuacji, w której przyjeżdżają ludzie do pracy, do pracy, której nie wykonują Polacy, jest koniecznością. o ile ci ludzie przyjeżdżają do pracy, a potem wyjeżdżają, to myślę, iż bez tej pracy (…) gospodarka polska by nie mogła się rozwijać”.

Trudno o jaśniejsze przyznanie, iż PiS w praktyce nie tylko akceptuje masową imigrację, ale wręcz ją promuje. To pod rządami tej partii do Polski przyjechały setki tysięcy obywateli z Azji i Afryki, sprowadzanych przez agencje pracy i firmy budowlane. Sam Błaszczak mówi wprost, iż gospodarka potrzebuje cudzoziemców. Skoro tak, to dlaczego jego partia jednocześnie straszy wyborców paktami migracyjnymi i obiecuje „zatrzymanie fali migrantów”?

Ta podwójna narracja nie jest przypadkiem. PiS doskonale wie, iż polska gospodarka boryka się z niedoborem rąk do pracy, a wielu sektorów – jak rolnictwo czy budownictwo – nie utrzymaliby wyłącznie polscy pracownicy. Zamiast jednak otwarcie powiedzieć wyborcom: „Tak, Polska potrzebuje imigracji”, partia stara się utrzymać mit, iż broni kraju przed obcymi.

Błaszczak przyznaje: „Zagrożeniem dla nas jest nielegalna migracja (…), a nie ci, którzy przyjeżdżają, żeby pracować”. Problem w tym, iż w praktyce granica między „legalną” a „nielegalną” często jest płynna. To właśnie PiS tworzył system, w którym cudzoziemcy byli sprowadzani masowo, często na fikcyjne umowy, z pominięciem realnej kontroli państwa.

Referendum zapowiadane przez PiS nie rozwiąże żadnego problemu, bo najważniejsze decyzje i tak zapadają w Brukseli i w negocjacjach między państwami członkowskimi. Ma ono jedynie funkcję mobilizacyjną. Tymczasem realna polityka PiS w sprawie migracji jest jasna: otwarte drzwi dla setek tysięcy pracowników z zagranicy, przy jednoczesnym straszeniu obywateli przed „migrantami” jako zagrożeniem.

Takie podejście można określić jednym słowem – hipokryzja. Błaszczak i jego partia chcą jednocześnie korzystać z pracy cudzoziemców i budować kapitał polityczny na lękach społecznych wobec migracji.

Deklaracja Mariusza Błaszczaka obnaża prawdziwe oblicze polityki migracyjnej PiS. Oficjalnie – referendum, hasła o bezpieczeństwie i suwerenności. W praktyce – otwarte przyznanie, iż „legalna migracja jest koniecznością” i iż polska gospodarka bez niej sobie nie poradzi.

Obywatel, który wsłucha się w te słowa, dostrzeże prostą sprzeczność: PiS przez lata sprowadzał do Polski rekordowe liczby imigrantów, a dziś udaje, iż to rząd Tuska otwiera granice. Tymczasem fakty są jednoznaczne – to Mariusz Błaszczak i jego ugrupowanie budowali system zależny od cudzoziemskiej siły roboczej.

Idź do oryginalnego materiału