– Niepokoi mnie to, iż obecna władza – Donald Tusk i jego ekipa – postawili na Kamalę Harris, a więc po wygranej Donalda Trumpa Donald Tusk powinien podać się do dymisji – stwierdził Mariusz Błaszczak.
To szef klubu PiS, jeden z najważniejszych polityków tej partii. Błaszczak zawitał w niedzielę wieczorem do Polsat News, gdzie podzielił się z zaskoczonymi widzami garścią swoich niezwykle ciekawych i oryginalnych tez.
– jeżeli wygra Trump, to obecne władze polskie znajdą się w bardzo złym położeniu, bo oni konfliktują Polskę ze Stanami Zjednoczonymi i przeszłym, a także być może przyszłym prezydentem Trumpem, z którym bardzo dobrze współpracował rząd PiS – mówił Błaszczak.
To bardzo interesująca teza. Tym bardziej iż (przynajmniej w sferze deklaracji słownych) Koalicja 15 Października wcale nie stawia na Kamalę Harris.
"Harris czy Trump? Niektórzy mówią, iż przyszłość Europy zależy od wyborów w Ameryce, podczas gdy zależy ona przede wszystkim od nas. Pod warunkiem iż Europa w końcu dorośnie i uwierzy we własną siłę. Bez względu na wynik, era geopolitycznego outsourcingu dobiegła końca" – napisał w sobotę na platformie X Donald Tusk. Wpis jest w języku angielskim, przedstawiamy jego tłumaczenie.
Jak widać poparcia dla Harris tu nie ma. W podobnym duchu wypowiadają się inni przedstawiciele Koalicji. Nie wiadomo więc na jakiej podstawie Błaszczak mówi o stawianiu na Kamalę Harris. Tym bardziej nie wiadomo też, jak polscy politycy obozu rządzącego mieliby się konfliktować z Donaldem Trumpem.
Ślepa wiara w Trumpa
Co więcej: Błaszczak ocenił, iż wygrana Trumpa w amerykańskich wyborach prezydenckich "jest w polskim interesie, ze względu na to, iż mamy bardzo dobre doświadczenia z prezydentem Trumpem, kiedy był prezydentem USA".
– jeżeli wygrałby Donald Trump, to sądzę, iż natychmiast powinien się zmienić rząd w Warszawie, bo Niemcy nie są w stanie nas wspierać, jeżeli chodzi o obronność, a Stany Zjednoczone – tak – dodał Błaszczak. Jak stwierdził, "tylko współpracując ze Stanami Zjednoczonymi możemy budować realną polską politykę obronną".
Faktem, który budzi największe rozbawienie w kontekście wypowiedzi Błaszczaka, jest to, iż ta partia wręcz oficjalnie wspiera Donalda Trumpa. A kiedy dzierżyła stery władzy w Polsce, nie była gotowa na uznanie za prezydenta Joe Bidena.
Andrzej Duda dopiero kilka dni po jego wyborze zdobył się na wysłanie mu lakonicznych gratulacji. Wtedy nie zostało to dobrze odebrane w Białym Domu i Polska naprawdę długo czekała na wizytę amerykańskiego prezydenta.
Warte przypomnienia są też słowa całego szeregu polityków PiS o Niemcach. Dominuje w nich otwarta niechęć, co z pewnością psuje (i psuło) stosunki dyplomatyczne z naszym największym sąsiadem.
Błaszczak śmieszy i przeraża
Obecnie otwarcie propisowskie media od rana do wieczora rozpływają się nad zaletami Trumpa, na wiece tego kandydata jeździ europoseł PiS Dominik Tarczyński. Słowa Błaszczaka musiały więc wzbudzić duże emocje. Jest wśród nich i rozbawienie, i oburzenie.
"Mariusz Błaszczak postulujący dymisję polskiego premiera w związku z ewentualną wygraną Trumpa, ociera się nie tylko o śmieszność, ale i o służbę na rzecz przywódcy innego kraju" – napisał w mediach społecznościowych szef klubu Koalicji Obywatelskiej Zbigniew Konwiński.
"Mariusz Błaszczak uważa, iż to nie polscy wyborcy będą decydować, kto sprawuje władzę w Polsce tylko wynik wyborów w USA. Mentalność prosto z PRL" – dorzucił od siebie szef MSWiA Tomasz Siemoniak.