Gdy mówimy o bezpieczeństwie Polski, oczekujemy racjonalnej polityki i strategicznego planowania. Tymczasem Mariusz Błaszczak, dziś w opozycji, coraz częściej działa jak komiwojażer, promując drogi, zagraniczny sprzęt wojskowy bez realnej oceny jego przydatności bojowej. Polska staje się rynkiem zbytu, a bezpieczeństwo państwa – pretekstem do efektownych, ale wątpliwych zakupów.
Błaszczak w tej roli kieruje się przede wszystkim efektem medialnym. Zdjęcia przy sprzęcie, deklaracje o sile polskiej armii i podkreślanie bliskości z USA mają budować jego polityczny wizerunek, ale nie zwiększają bezpieczeństwa kraju. Polska staje się rynkiem zbytu dla zagranicznych producentów, a każdy kontrakt oznacza gigantyczne wydatki publiczne bez gwarancji, iż zakupiony sprzęt faktycznie wzmocni zdolności bojowe armii.
O tym, iż Błaszczak od lat konsekwentnie zajmuje się tematyką kontraktów zbrojeniowych, świadczą jego krytyczne wypowiedzi wobec poprzednich rządów. Wielokrotnie wskazywał, iż rządy Donalda Tuska opóźniały realizację kluczowych projektów, co jego zdaniem osłabiało potencjał obronny Polski. W jednej z wypowiedzi stwierdził: „To, iż rząd Tuska zmarnował prawie dwa lata i nie zrealizował budżetu w wysokości 12 mld zł, który rząd Zjednoczonej Prawicy zabezpieczył na fabrykę amunicji, dziwi coraz mniej – w końcu to tylko rząd Tuska”.
Błaszczak podkreślał przy tym, iż niewykorzystanie środków przeznaczonych na modernizację przemysłu obronnego nie było drobnym niedopatrzeniem, ale symptomem systemowej niekompetencji administracji. Krytykował także „puste obietnice” dotyczące zwiększenia produkcji amunicji w Polsce, porównując je do wcześniejszych deklaracji o cenach paliw czy kwocie wolnej od podatku.
Gdy Błaszczak pełni rolę polityka opozycji, jego działania wciąż mają charakter instrumentalny. Zamiast naciskać na racjonalne i strategiczne decyzje rządu, promuje drogie i niepewne kontrakty zbrojeniowe, które mają przede wszystkim wizerunkowo pokazać, iż Polska inwestuje w bezpieczeństwo. W rzeczywistości jednak takie działania stawiają państwo w roli klienta zagranicznych koncernów, a nie samodzielnego gracza, który potrafi przewidywać realne zagrożenia i odpowiednio planować swoje siły zbrojne.
Skutki tej polityki są wielowymiarowe. Po pierwsze, budżet państwa jest obciążany miliardami złotych, które trafiają do zagranicznych producentów broni. Po drugie, Polska – zamiast budować własną, niezależną strategię obronną – staje się rynkiem zbytu dla cudzych interesów. Wreszcie, po trzecie, bezpieczeństwo kraju staje się hasłem propagandowym, a nie realnym priorytetem.
Rola ministra obrony narodowej powinna polegać na przewidywaniu zagrożeń, odpowiedzialnym planowaniu i zapewnieniu bezpieczeństwa obywatelom. Tymczasem Błaszczak coraz wyraźniej koncentruje się na medialnych efektach i spektakularnych zakupach. Polska, zamiast wzmacniać swoje zdolności w sposób przemyślany i efektywny, staje się klientem i pionkiem w cudzej grze.
Efekt jest oczywisty: polityk opozycji zamiast pełnić funkcję kontrolną i konstruktywną wobec rządu, w praktyce tego nie robi. Polacy coraz wyraźniej dostrzegają tę prawdę – iż bezpieczeństwo kraju nie może być podporządkowane cudzym interesom ani ambicjom polityków w opozycji, niezależnie od tego, jak atrakcyjnie medialnie to wygląda.