Błaszczak kontra fakty. Kiedy polityk mówi, a rozum idzie na urlop

1 tydzień temu
Zdjęcie: Mariusz Błaszczak. Fot. YT


Mariusz Błaszczak wciąż walczy – tym razem z podatkiem dla banków. Choć rząd każe im zapłacić więcej, on widzi w tym „układ z banksterami”. To już nie polityka, to autoironia w wykonaniu byłego generała od słów bez pokrycia.

Były szef MON odkrył nową teorię spiskową: rząd Donalda Tuska dogadał się z „banksterami”. Problem w tym, iż chodzi o podatek, który… banki mają zapłacić. Gdyby logika miała ucho, prawdopodobnie teraz pękłoby z bólu.

„Widać, iż jest to rezultatem układu, jaki został zawarty między koalicją 13 grudnia i banksterami” – grzmiał Mariusz Błaszczak, komentując rządową propozycję podniesienia podatku CIT dla banków. Trudno o zdanie bardziej absurdalne, choćby jak na standardy polskiej opozycji. Bo oto były szef MON, który jeszcze niedawno rozdawał miliardy na zbrojenia, dziś broni… banków przed wyższym opodatkowaniem.

Słowa Błaszczaka padły po głosowaniu w Sejmie, w którym posłowie poparli projekt zwiększenia CIT dla banków krajowych i zagranicznych. Za – 238 posłów koalicji i koła Razem. Przeciw – PiS i część Konfederacji. Według ustawy w 2026 roku CIT dla banków wyniesie 30 procent, w 2027 – 26, a w 2028 – 23. Rząd szacuje, iż w przyszłym roku budżet zyska dodatkowe 6,6 miliarda złotych, które mają zostać przeznaczone na bezpieczeństwo i ochronę zdrowia.

I tu zaczyna się groteska. Błaszczak, który przez lata bronił wydatków idących w dziesiątki miliardów złotych, teraz twierdzi, iż podniesienie podatku dla banków to „układ z banksterami”. „To działanie pozorne, zupełnie pozorne” – przekonywał. A chwilę później dodał, iż „Tusk jest najlepszym przyjacielem banksterów”.

W tym zdaniu streszcza się cała kondycja powyborczego PiS: brak spójności, brak zrozumienia rzeczywistości, a przede wszystkim brak powagi. Bo jak inaczej traktować polityka, który w jednym zdaniu oskarża rząd o „układ z bankami”, a w drugim – proponuje, by „1/4 zysków banków trafiła do Ministerstwa Obrony Narodowej”? Logika? Znikoma. Retoryka? Bez granic.

„Ja gwarantuję, iż część z tych zysków powinna trafić do budżetu MON” – zapewniał były minister, z przekonaniem człowieka, który od dawna myli budżet państwa z prywatnym kontem resortu obrony. Tak właśnie wygląda PiS-owska ekonomia po ośmiu latach władzy: mniej konkretów, więcej sloganów i niekończące się przemowy o „nadmiarowych zyskach”.

Błaszczak zapowiadał też, iż PiS przedstawi „cały zestaw pomysłów” na opodatkowanie banków. Brzmiało to jak echo z 2015 roku – tamte czasy, gdy partia obiecywała, iż „banksterzy zapłacą”, a skończyło się na podatku bankowym przerzuconym na klientów. Teraz, gdy ktoś naprawdę chce sięgnąć po miliardy z sektora finansowego, PiS odkrywa w tym spisek.

Wystąpienia Błaszczaka przypominają coraz częściej kabaret polityczny. Jego argumentacja jest jak lustrzane odbicie: każda decyzja rządu – choćby zgodna z hasłami PiS sprzed lat – staje się zdradą. Każdy pomysł – choćby społecznie korzystny – musi być przedstawiony jako „układ”. Gdy fakty nie pasują, tym gorzej dla faktów.

Nie chodzi już o spór merytoryczny, ale o rytuał oburzenia. „Koalicja 13 grudnia”, „banksterzy”, „układ” – te słowa mają zastąpić myślenie. Bo w PiS myślenie coraz bardziej przeszkadza. W czasach, gdy Kaczyński coraz częściej milczy, a partia traci kierunek, Błaszczak stara się krzyczeć głośniej – by ktokolwiek jeszcze go słyszał.

Im jednak głośniej mówi, tym mniej ma do powiedzenia. Jego słowa brzmią jak relikt z epoki, w której „bankster” był politycznym demonem, a prosty przekaz o „złych elitach” wystarczał, by wygrać wybory. Dziś choćby wyborcy PiS wiedzą, iż to pusta retoryka – słowa wypowiadane na autopilocie przez polityka, który stracił kontakt z rzeczywistością.

Błaszczak chciał być twarzą PiS-owskiego populizmu w wersji ekonomicznej. Został jego karykaturą. Broniąc banków przed podatkiem, który ma zasilić ochronę zdrowia i wojsko, ujawnił nie tyle troskę o obywateli, ile o własną retoryczną wygodę.

„Widać, iż jest to rezultatem układu” – mówi. I rzeczywiście: widać, iż coś się zawarło. Układ między Mariuszem Błaszczakiem a światem równoległym, w którym słowa nie muszą mieć sensu, by brzmiały jak patriotyzm.

Idź do oryginalnego materiału