Bizantyjski styl prezydentury. Czy Polskę stać na Karola Nawrockiego?

13 godzin temu

Debata o kosztach funkcjonowania najwyższych urzędów państwa zawsze budzi emocje, bo dotyczy pieniędzy obywateli.

Ostatnie informacje o budżecie Kancelarii Prezydenta na rok 2025 wywołały falę krytyki, szczególnie iż wydatki wzrosną aż o 38 milionów złotych w porównaniu do roku poprzedniego. Ostateczna kwota – 312 milionów złotych – brzmi abstrakcyjnie, ale łatwo można ją rozbić na codzienny rachunek: to 850 tysięcy złotych dziennie. Na tle tej liczby szczególnie dotkliwie brzmią słowa posła KO Artura Łąckiego, który przypomniał, iż w tym samym czasie prezydent blokuje obniżki cen prądu dla zwykłych obywateli.

Nowy gospodarz Pałacu Prezydenckiego, Karol Nawrocki, nie odcina się od tego modelu – przeciwnie, w wielu aspektach zdaje się go wzmacniać. Polityczny styl jego poprzednika, Andrzeja Dudy, był często określany mianem „bizantyjskiego”. Nadmiar ceremonii, przepychu i ostentacyjnego dystansu wobec obywateli kontrastował z realnymi problemami, z jakimi borykały się polskie rodziny. Nawrocki, zamiast szukać bardziej oszczędnego i nowoczesnego sposobu sprawowania urzędu, wydaje się iść tą samą drogą.

Koszt utrzymania Kancelarii Prezydenta jest szczególnie bulwersujący w kontekście obecnej sytuacji gospodarczej. Inflacja, drożejąca żywność i energia, konieczność reformy finansów publicznych – to wszystko są realia, które dotykają obywateli. W takiej sytuacji oczekiwałoby się, iż najwyższe władze dadzą przykład skromności i dyscypliny budżetowej. Tymczasem dzieje się odwrotnie.

Wzrost o blisko 14 procent w ciągu jednego roku trudno wytłumaczyć jedynie inflacją czy koniecznością modernizacji. To raczej sygnał, iż standard życia w Pałacu Prezydenckim został utrzymany, a choćby rozszerzony – mimo iż zwykły obywatel musi z miesiąca na miesiąc zaciskać pasa.

Andrzej Duda ukształtował jej obraz jako instytucji kosztownej, rozbudowanej i nastawionej bardziej na reprezentację niż na realne wsparcie obywateli. Ceremonialność dominowała nad efektywnością, a symbolika nad merytoryką. Wielu komentatorów już wtedy zwracało uwagę, iż prezydentura w Polsce coraz bardziej przypomina formę, a coraz mniej treść.

Nawrocki miał szansę to zmienić. Jako historyk i menedżer instytucji publicznych mógł wprowadzić do Pałacu Prezydenckiego powiew nowoczesności i prostoty. Zamiast tego zdecydował się kontynuować model, który sam w sobie budził zastrzeżenia. To świadomy wybór, który sugeruje, iż obecny prezydent nie dostrzega, jak duży rozdźwięk istnieje między potrzebami obywateli a stylem sprawowania władzy.

Wydatki Kancelarii Prezydenta to nie tylko kwestia księgowa. To również koszt polityczny, który Nawrocki będzie musiał ponosić coraz częściej. Oburzenie opinii publicznej nie wzięło się znikąd – ludzie widzą, iż władza żyje na innych zasadach niż reszta kraju. Z jednej strony słyszą o konieczności oszczędzania i trudnych decyzjach gospodarczych, a z drugiej widzą rachunki sięgające setek milionów złotych na utrzymanie jednego urzędu.

W tym kontekście prezydent staje się symbolem oderwania od rzeczywistości. jeżeli Kancelaria Prezydenta kosztuje państwo 850 tysięcy złotych dziennie, to trudno przekonać obywateli, iż rządzący naprawdę rozumieją ich codzienne problemy.

Problem z Nawrockim polega więc na czymś więcej niż tylko na liczbach. To kwestia symboliki i stylu sprawowania urzędu. Polacy nie potrzebują prezydenta, który będzie otaczał się splendorem i rozbudowaną kancelarią. Potrzebują przywódcy, który potrafi być blisko ludzi, zrozumieć ich codzienne troski i dać przykład oszczędności.

Bizantyjski styl, odziedziczony po Andrzeju Dudzie i kontynuowany przez Nawrockiego, działa jak kula u nogi. Zamiast budować autorytet, osłabia zaufanie. Zamiast pokazywać siłę państwa, podkreśla jego marnotrawstwo.

Karol Nawrocki stoi przed wyborem. Może dalej iść drogą ceremonialności i kosztownej reprezentacji, ryzykując, iż jego kadencja zostanie zapamiętana głównie przez pryzmat wydatków. Może też spróbować odwrócić ten trend, rezygnując z części przywilejów i pokazując obywatelom, iż prezydentura nie musi oznaczać oderwania od rzeczywistości.

Na razie jednak bilans jest jednoznaczny: 312 milionów złotych w budżecie i 850 tysięcy złotych dziennie to liczby, które mówią same za siebie. I które sprawiają, iż Karol Nawrocki zamiast wzmacniać urząd, zaczyna obciążać go politycznie i wizerunkowo.

Idź do oryginalnego materiału