Biden popiera Izrael. Wyborcy grożą, iż nie poprą Bidena

6 miesięcy temu

Partia Demokratyczna próbuje przewidzieć, jak dużym ryzykiem dla prezydenta Bidena jest wciąż pogarszająca się sytuacja w Gazie. To oczywiście w kontekście nadchodzących w listopadzie wyborów prezydenckich, w których osiemdziesięciojednoletni Biden będzie się ubiegać o drugą turę. Przeciwko niemu stanie zapewne były prezydent Donald Trump.

Dyskusja wśród demokratów zaogniła się po prawyborach w stanie Michigan 28 lutego, kiedy aż sto tysięcy wyborców tej partii zaznaczyło na karcie do głosowania, iż nie gwarantuje oddania głosu na Bidena. Stan Michigan jest jednym z największych skupisk obywateli pochodzenia arabskiego w USA. Wielu potencjalnych wyborców poszło więc do wyborów specjalnie po to, żeby zakreślić okienko „żaden z powyższych” (kandydatów) lub choćby wpisać tam: „Free Gaza”. Ci wyborcy sygnalizują, iż jeżeli Biden nie zmieni swojej polityki wobec Izraela i Palestyny, przesiedzą listopadowe wybory w domu.

Michigan jest jednym z tych stanów, które nieustannie wahają się między demokratami a republikanami, dlatego choćby niewielki margines głosów może się okazać decydujący. Na tę chwilę niezdecydowani demokraci stanowią 13 proc. wyborców w tym stanie. W podobny sposób Biden może w listopadzie stracić Pensylwanię, a choćby Georgię, gdzie w kwestię palestyńską mocno zaangażowały się kościoły skupiające czarnych. Trudno przewidzieć, jak zachowają się wyborcy zarejestrowani jako niezależni (nie deklarujący przywiązania do żadnej partii), których część sympatyzuje z Izraelem, ale wielu opowiada się też za pełnym izolacjonizmem USA.

Ankieta przeprowadzona przez YouGov wspólnie z „The Economist” pokazuje, iż 50 proc. wyborców, którzy w 2020 roku zagłosowali na Bidena, uważa iż Izrael dokonuje w Gazie ludobójstwa z pomocą Stanów Zjednoczonych. W obrębie dwóch wiodących partii wygląda na to (ankieta Reutersa/Ipsos), iż 54 proc. republikanów i 37 proc. demokratów wciąż popiera Izrael.

Amerykańskim Arabom kibicują Afroamerykanie, którzy utożsamiają się z Palestyńczykami pod znanym im kolonialnym jarzmem. Wśród białych demokratów rozkłada się to pokoleniowo; Gazie kibicują głównie demokraci przed 50. rokiem życia (i głosujący z progresywną młodzieżą socjalista ze stanu Vermont, senator Bernie Sanders). W niższej izbie amerykańskiego Kongresu o kwestię palestyńską zabiega jedyna posłanka pochodzenia arabskiego, reprezentująca właśnie Michigan Rashida Tlaib, oraz jej progresywne koleżanki, takie jak posłanka Alexandria Ocasio-Cortez.

Na tym jednak nie koniec, bo przeciwko polityce Bidena wobec Gazy występują również członkowie poprzedniego rządu demokratów, czyli administracji Obamy, w której Biden był wiceprezydentem. Jest też spora grupa oburzonych polityką Bidena znanych osobistości, takich jak były dziennikarz liberalnej telewizji MSNBC Mehdi Hasan, który rzucił pracę, ponieważ telewizja nie odzwierciedlała jego poparcia dla Palestyny. O konieczności zmiany polityki Bidena otwarcie mówią byli doradcy Obamy, między innymi ci skupieni wokół Crooked Media w Kalifornii (podcasty Pod Save America i Pod Save The World), jak również tacy komentatorzy polityczni jak Ezra Klein (obecnie „New York Times”, wcześniej „Washington Post”).

Polityka USA wobec Izraela i Palestyny głęboko podzieliła demokratycznych wyborców. Niezadowolenie wobec polityki USA w Gazie zaczęli wyrażać choćby szeregowi pracownicy Białego Domu i w Departamentu Stanu. ale polityka administracji Bidena wobec Izraela nie zmienia się, bo zmienić się nie może. Prezydent wydaje się liczyć na to, iż demokratyczni wyborcy wciąż czują większą odrazę wobec Trumpa niż wobec nieustającej pomocy USA dla Izraela.

Dlaczego Biden nie słucha progresywnych głosów? O tym się akurat nie mówi. Być może jest przekonany, iż jeszcze gorszym wyjściem będzie utrata głosów konserwatywnych amerykańskich Żydów, zwłaszcza z wciąż rządzącego pokolenia baby boomersów. Część tych wyborców potrafi skutecznie przywołać Waszyngton do porządku. Izraelskie lobby to najprężniej działające lobby w USA, od dekad mające wpływ na decyzje obu wielkich partii. Tych ludzi Biden boi się bardziej niż studentów i niebiałych wyborców.

Decyzję o bezdyskusyjnym i wieczystym poparciu dla Izraela Biden podjął jeszcze jako młody polityk. Nauczył się w Waszyngtonie, iż słowo „Holokaust” jest słowem magicznym, które można wiecznie wykorzystywać jako kartę przetargową. A obecny prawicowy rząd Izraela opiera się właśnie na poparciu konserwatywnych Amerykanów izraelskiego pochodzenia.

Biden kontynuuje wobec Izraela politykę swojego ojca, którego bardzo podziwiał, a który po drugiej wojnie światowej stanowczo podkreślał konieczność zbudowania państwa Izrael. Jak całe jego pokolenie, Biden wychował się w okresie rozliczeń z Holokaustu i stuleci antysemityzmu w Europie. W dodatku nigdy nie zniknęła mu z głowy świadomość, iż antysemityzm, choć przygaszony, ma się dobrze – tak w Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych – aż do teraz. Biden oświadczył zresztą wprost, iż jest syjonistą, i od dekad jest postrzegany jako największy przyjaciel Izraela w Waszyngtonie. Gdy prezydent Obama miał problemy z prawicowym rządem Izraela, Biden pomagał układać się obu stronom.

Ameryka oczekiwała wręcz, iż dziesięciolecia lojalności Bidena wobec Izraela pomogą załagodzić obecny konflikt. ale konflikt palestyńsko-izraelski trwa mniej więcej tyle lat, ile ma sam Biden, a on sam nie bez powodu był ulubionym politykiem proizraelskich grup w Waszyngtonie. Nigdy nie protestował przeciwko izraelskim osiedlom wznoszonym nielegalnie na palestyńskiej ziemi.

W czwartek 7 marca Biden wygłosi coroczne orędzie do narodu (State of the Union), a wyborcy z pewnością chcą usłyszeć prezydencki komentarz w sprawie Gazy. Biden zapewnia media, iż porozumienie które zatrzyma wymianę ognia na sześć tygodni, jest już tuż-tuż. Podał choćby datę zawieszenia broni: ma to się stać w przyszły poniedziałek, 11 marca – co jest związane z tym, iż 10 marca zaczyna się u muzułmanów Ramadan, wielki post. Ludzie rzeczywiście biorący udział w negocjacjach wypowiadają się jednak chłodniej – ich zdaniem zawarcie porozumienia nie jest wcale tak bliskie.

Biden może się oburzać na taktykę Izraela, ale od czasu ataku Hamasu na Izrael 7 października 2023 roku już dwukrotnie wysyłał Izraelowi broń i pieniądze, nie żądając nic w zamian. Dopiero ostatnio pojawiły się propozycje, by przy kolejnej transzy pomocy zobowiązać Izrael do złożenia obietnicy, iż nie będzie używać broni do łamania praw człowieka.

W sobotę 2 marca po raz pierwszy od początku konfliktu amerykańskie samoloty zrzuciły żywność dla Palestyńczyków w Gazie, których od początku tego konfliktu zginęło już 30 tysięcy, w tym prawie 12 tysięcy dzieci. Więcej takich zrzutów ma się odbyć w przyszłości. Były ambasador USA w Algierii i Syrii Robert Ford komentował jednak w mediach społecznościowych: „żeby Stany były zmuszone zrzucać jedzenie nad Gazą […] to jest największe upokorzenie USA przez Izrael, jakie w życiu widziałem”.

Część progresywnych wyborców już zdecydowała, iż po takiej ilości palestyńskich ofiar nie będą w stanie zagłosować na Bidena. Ich grono urosło po doniesieniach, iż 29 lutego izraelscy żołnierze zabili około stu palestyńskich cywilów stojących w kolejce po wodę i jedzenie – bo izraelscy żołnierze „poczuli się zagrożeni”. Protesty przeciw izraelskiej wojnie w Gazie realizowane są choćby w samym Izraelu, gdzie rodziny izraelskich zakładników, pojmanych przez Hamas w październiku, wzywają do zaprzestania ognia. Od czasu ich porwania armia izraelska zabiła więcej zakładników, niż uratowała.

Podczas ataku Hamasu na Izrael zginęło tysiąc czterysta ludzi, a Hamas pojmał do dwustu zakładników. Wczesne doniesienia o gwałtach i dzieciobójstwie, jakie mieli popełnić bojownicy Hamasu, okazały się fałszywe. Pisze o tym Intercept, kwestionując zasadność publikowanego w „New York Timesie” cyklu o brutalności Hamasu. NYT nie po raz pierwszy został wystrychnięty na dudka, ale (na razie) nie zamierza przepraszać.

Idź do oryginalnego materiału