Kontynuując wątek papieski, ale dziś w nieco innym ujęciu, należy zauważyć, iż nowy bożek katolików, trumpista
Bob Prevost, znany bardziej pod artystycznym pseudonimem Leon 16, dostał z Polski niespodziewany i raczej niespotykany prezent. Otóż pewien hodowca z Pomorza wabiący się Michalski (Andrzej) podarował temu Leonciowi konia, precyzyjniej mówiąc ogiera (płeć męska iż tak powiem z różnych powodów liczy się w Watykanie bardziej niż ta przeciwna). Ogier ów siwy (nie biały jak napisano, bo taka maść nie występuje), jest też jakoby czystej krwi Arabem i został siłą ochrzczony, przyjmując imię Proton.
Nie udało się ustalić, przynajmniej na razie, co Bob Leon zrobi z tym koniem. Bezdyskusyjnie może to być dla niego pewien problem (dla papieża znaczy się, ale koń pewnie nie pojmuje, iż on też ma problem i krótko mówiąc wdepnął w gówno), poza tym, iż padł pomysł, by jedną z licznych watykańskich kaplic, tę na zapleczu ogrodów, przerobić na tymczasową stajnię. Potem się zobaczy. By nie ranić tzw. uczuć, nie chcę już pisać do czego ów Arab będzie przywiązany i co ewentualnie będzie obgryzał.
Fundamentalne pytanie na dziś jest takie, po kiego wała papieżowi koń, i co takiego we łbie hodowcy Michalskiego bulgocze (poza oczywiście deszczówką), iż wpadł na tak kuriozalny pomysł? Pomijam już to, iż obdarowywanie katolika i to jeszcze tak prominentnego Arabem, jest wyjątkowo niesmaczną prowokacją. Arab w Watykanie, na dodatek klepany po zadzie przez samego papieża, prowokacyjnie srający na zabytkową posadzkę…? Coś niebywałego.
Ale jak słusznie zauważył mój przyjaciel, w Rzymie różne cuda się zdarzały, kiedyś koń został senatorem (Incitatus, ulubiona chabeta cesarza Kaliguli, w planach było zrobić go też konsulem), więc niewykluczone, iż teraz koń Proton zostanie kardynałem i za czas jakiś wróci do Polski jako nuncjusz papieski. I to byłoby piękne nadzwyczaj zakończenie tej historii.
A tak w ogóle trzeba pozazdrościć papie, jakie klawe on ma życie. Jemu dali konia a taki wikary gdzieś tam na głębokim powiedzmy Podlasiu, zadowolić się musi co najwyżej ministrantem, albo dzieciakiem niedorozwiniętych sąsiadów.