Bezrefleksyjna, militarna propaganda posłanki Jachiry

14 godzin temu

Kiedy posłanka Klaudia Jachira stwierdza, iż głosy sprzeciwu wobec zakupu izraelskiej broni są „niezgodne z polską racją stanu”, trudno nie odnieść wrażenia, iż myli demokrację z linią partyjnej dyscypliny. Jeszcze wczoraj uchodziła za obrończynię wolności słowa, dziś chętnie nakleja łatki „propalestyńskich” albo choćby „prohamasowskich” na wszystkich, którzy ośmielają się pytać, czy handel zbrojeniowy ma jakieś granice moralne i polityczne.

5 września posłanka Jachira zamieściła w Facebooku następujący wpis:

Wpis Klaudii Jachiry z 5/09/2025. Kliknij, aby powiększyć.

Uważam, iż grupy propalestyńskie (a może i prohamasowskie?) w Polsce, które nawołują do zrywania rozmów z izraelskimi firmami w sprawie zakupu od nich broni czy technologii związanej z tzw. żelazną kopułą, o której dziś rano w Tokfmie mówił wiceminister MONu Stanisław Wziątek, działają niezgodnie z polską, a co za tym idzie, z europejską racją stanu.

Niezależnie od tego jak fatalną i nieskuteczną politykę prowadzi rząd Netanjahu, my potrzebujemy sprawdzonej w boju broni.

I właśnie taką gwarancję daje broń izraelska oraz to uzbrojenie, które sprawdza się w Ukrainie. Na szczęście obecny polski rząd kończy z polityką Pisu, gdy kupowaliśmy co popadnie, a do tego nie stawialiśmy na produkcję broni w kraju.

I jeszcze jak słyszę te niby moralne argumenty, iż przecież ta izraelska broń służy do zabijania… Tak, każda broń służy do zabijania, a nie do masażu albo do słuchania muzyki (o czym przekonał się generał Szymczyk).

W naszym wypadku ma służyć do obrony, ale to nie zmienia faktu, iż ma być skuteczna, a broń po prostu rani i zabija. To jest właśnie koszmar wojny.

Trafnie to ujął kolega z Zielonych:
„W ostatnim czasie poświęcamy wojnie w Strefie Gazy więcej uwagi niż wojnie w Ukrainie, choć ta pierwsza jest dla nas nieporównanie ważniejsza. Pomimo wszystkich zbrodni Netanjahu i Hamasu, nie zajmą oni w dającej się przewidzieć przyszłości ani Estonii, ani Przesmyku Suwalskiego. „

A ja dodam, iż przy naszym położeniu geograficznym nazwa Bliski Wschód jest myląca. Dla nas tamten konflikt to Daleki Wschód, a na Bardzo Bliskim Wschodzie jest Ukraina i Rosja, baaaardzo blisko- bo już w Królewcu, 400 km od Warszawy.

Nie zgadzam się także ze zrównywaniem działań Rosji i Izraela, bo jednak geneza tych wojen jest zupełnie inna. Ci pierwsi, bestialsko zaatakowali niepodległy kraj bez żadnego powodu, ci drudzy, mieli prawo do obrony, gdy to ich Hamas bestialsko zaatakował 7 X 2023 roku.

Jednak podobnie jak Konstanty Gebert i minister Sikorski, uważam, iż działania Izraela wykroczyły poza zakres obrony koniecznej. Nadużywają siły i dzisiaj nie wiadomo co jeszcze Izrael próbuje osiągnąć, bo na pewno nie sprzyja to uwolnieniu pozostałych przy życiu (o ile jeszcze tacy są) zakładników.

Dlatego w pełni popieram polski rząd w tej sprawie, zarówno w sprawie pełnego prawa do istnienia dwóch państw – Palestyny i Izraela, w sprawie zakupu sprawdzonej i skutecznej broni dla naszej armii oraz z jasnym stwierdzeniem, iż samoobrona ma swoje granice i nie może być równoznaczna z tak dużą ilością ofiar wśród cywilów.

Komentarz

Klaudia Jachira wygłasza w tym poście mieszankę prostych lęków i militarnej retoryki podszytej ideologiczną pewnością siebie. Przekształcanie krytyki społecznej i apeli o transparentność w oskarżenie o „propalestyńskość” albo wręcz „prohamasowość” to tania taktyka dyskredytacji. Zamiast odnosić się do argumentów, etykietuje się ludzi i zamyka debatę. W demokracji spór publiczny nie jest sabotażem racji stanu, tylko obowiązkiem obywatelskim.

Twierdzenie, iż każdy głos sprzeciwu wobec importu uzbrojenia z Izraela jest groźny dla bezpieczeństwa Polski, jest równie niebezpieczne jak naiwne. Ktoś może słusznie pytać o konsekwencje humanitarne, o standardy eksportowe, o to, w jaki sposób zakupiona technologia będzie używana — i czy przy okazji nie wzmocnimy reżimów łamiących prawa człowieka. Nie są to „niby moralne argumenty”, ale kwestie odpowiedzialności państwa i przestrzegania prawa międzynarodowego.

Argument o „sprawdzonej w boju” broni jako ostatecznym arbitrze racji jest cynicznym uproszczeniem. Skuteczność militarna to tylko jeden z wymiarów decyzji o zakupie — są też polityczne, prawne, moralne i strategiczne. Polska nie musi świadomie ignorować tych pozamilitarnych wymiarów, by być „poważnym” partnerem. „Broń ma służyć do obrony” — oczywiście — ale to państwo decyduje, kiedy i w jakim kontekście używać siły, i musi liczyć się z reputacją oraz z długofalowymi skutkami politycznymi.

Jachira chętnie rozgranicza „my” i „oni” — przypisuje Izraelowi prawo do samoobrony bez zrównywania go z Rosją, a jednocześnie łagodnie traktuje kategoryczne oskarżenia o „nadużywanie siły”. To wybiórcze rozumowanie: prawo do obrony nie zwalnia nikogo z odpowiedzialności za proporcję działań i ochronę ludności cywilnej. Wybranie uproszczonej narracji „mamy prawo kupować, bo my nie tacy” to polityczny oportunizm, nie strategia.

Sformułowanie, iż protesty społeczne „działają niezgodnie z polską, a co za tym idzie, europejską racją stanu” brzmi jak groźba: obywatele zastrzegają sobie prawo do debaty, kontrolowania władzy i wpływu na politykę eksportową. W liberalnej Europie to nie grzech, ale obowiązek — a próby karania go etykietkami osłabiają fundamenty naszego systemu politycznego.

Geograficzne metafory („Daleki Wschód”, „Bardzo Bliski Wschód”) są groteskowe i pokazują bardziej panujące w tekście zamieszanie retoryczne niż klarowny argument. Gdy chodzi o bezpieczeństwo, liczą się realne sojusze, interesy strategiczne i przejrzyste procedury — nie gładkie, populistyczne porównania odległości geograficznej.

Jeśli pani poseł naprawdę zależy na bezpieczeństwie kraju, powinna prosić o jedno: jasne reguły, jawne procedury, kontrolę parlamentarną i audyty użytkowania sprzętu. To one chronią przed zakupami „co popadnie”, ale też zapobiegają sytuacji, w której rząd kupuje uzbrojenie bez debaty publicznej i bez rozważenia skutków politycznych.

Na koniec: prawo do obrony i krytyka polityki wojskowej nie są sprzecznościami — są dwoma filarami odpowiedzialnej polityki zagranicznej. Zamiast szafować etykietami i odrzucać pytania jako „moralizatorstwo”, warto zainicjować poważną, transparentną dyskusję o tym, jakie uzbrojenie kupujemy, za jakich warunków i z jaką odpowiedzialnością wobec prawa międzynarodowego oraz ludności cywilnej. To byłby prawdziwy gest odpowiedzialności — a nie kolejny polityczny teatrzyk w wykonaniu aktorki-posłanki.

→ I.R. Parchatkiewicz

• collage: barma / Gazeta Trybunalska

• więcej tekstów autora: > tutaj

Idź do oryginalnego materiału