Bezczelność, sztuczne zęby i botox, czyli kompletny upadek sejmowej komisji

2 miesięcy temu

Przed sejmową komisją do spraw „afery wizowej”, po wielu perturbacjach i pościgach, zgłosił się Daniel Obajtek. W roli przewodniczącego tym razem nie zobaczyliśmy wybitnego posła, erudytę i drwala, Michała Szczerbę, ale Marka Sowę i nie był to udany debiut. Marek Sowa to brat księdza Kazimierza Sowy, a obaj są kuzynami Roberta Sowy, znanego restauratora, który jest kojarzony z „aferą taśmową” z 2014 roku. W wyniku tej afery Donald Tusk musiał się ewakuować do Brukseli, natomiast koalicja PO-PSL straciła władzę.

Czas gwałtownie płynie i dziś przewodniczący Marek Sowa z pewnością nie pamięta, czy raczej „nie odnajduje w pamięci”, jednej z największych afer w IIIRP, w której brali udział jego krewni, partyjni koledzy i były szef ORLEN Jacek Krawiec nominowany przez koalicję PO-PSL. Dzięki tej luce w pamięci przewodniczący łatwo się wcielił w rolę sprawiedliwego arbitra oceniającego polityczną konkurencję. Nic nowego pod słońcem, tego typu zachowania widzimy w polityce codziennie i to w wykonaniu wszystkich formacji, ale Markowi Sowie nie poszło tak, jakby tego oczekiwał on sam, partia i wyborcy żądni krwi politycznych przeciwników.

Przewodniczący nie umiał sobie poradzić ani z proceduralnymi kwestami, ani z bojowo nastawionym świadkiem, w efekcie atmosfera na komisji bardzo gwałtownie zgęstniała i poszczególni członkowie związani z obecną koalicją rządzącą starali się zatrzeć złe ważenie. Jako pierwsza na polu boju stawiła się posłanka Platformy Obywatelskiej Maria Janyska, ale pojedynek w najlepszym razie zakończył się remisem:

– Jest pan bezczelny, ale do tego już się przyzwyczailiśmy – powiedziała Maria Janyska.
– To pani jest bezczelna – odpowiedział Daniel Obajtek.

Potem nastąpiła chwila spokoju, przede wszystkim dlatego, iż kolejni członkowie zadający pytania albo należeli do opozycji albo zachowywali dość przyzwoity poziom. Wszystko runęło, gdy do mikrofonu dorwała się posłanka Polski 2050 Aleksandra Leo.

– Mnie dziwi, iż pan chojraczy sobie na mediach społecznościowych, błaznuje sobie tutaj na komisji. Może pan sobie szczerzyć te swoje słynne sztuczne zęby – powiedziała Aleksandra Leo.
– A pani swój botoks – wypalił Daniel Obajtek.
– To pan ma botoks za publiczne pieniądze – odcięła się posłanka i dodała – Ja na pana miejscu, przeklinałabym dzień, w którym pan opuścił Pcim.
– Pani obraża miejscowości, a nie wiem skąd pani wyszła – odpowiedział Obajtek i tutaj żenujący dialog przerwał przewodniczący komisji.

Samej wymiany zdań nie warto poświęcać większej uwagi, poza uwagą generalną, iż jest to obraz całkowitego upadku komisji sejmowej, która niczego dotąd nie wyjaśniła i nie wyjaśni. Natomiast dość interesujące jest ostatnie pytanie, jakie skierował Daniel Obajtek do posłanki Aleksandra Leo. Skąd ta pani wyszła? Z radia RMF FM i telewizji TVN, gdzie była kierowniczką redakcji programu „Dzień dobry TVN”. Z mediów przeszła do polityki, w 2010 roku była członkiem sztabu wyborczego Bronisława Komorowskiego, za co w nagrodę dostała stanowisko w Kancelarii Prezydenta RP i to nie byle jakie, bo była wiceszefem Gabinetu Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego i dyrektorką biura Anny Komorowskiej.

Po przegranej Bronisława Komorowskiego w 2015 roku, pracowała w propagandzie, ładnie nazywanej „kampaniami komunikacyjnym”. W 2018 roku została zatrudniona jako dyrektorka w Fundacji Instytut Bronisława Komorowskiego, a w 2023 roku wystartowała w wyborach do Sejmu z listy Polski 2050. Biorąc pod uwagę skąd wyszła Aleksandra Leo, gdzie przychodziła i gdzie się znajduje aktualnie, trudno się dziwić temu, jaki reprezentuje poziom.

Nie wierzymy nikomu, nie wierzymy w nic! Patrzymy na fakty i wyciągamy wnioski!

Idź do oryginalnego materiału