„Betonoza” coraz wyżej i wyżej

6 godzin temu

Z Ochodzitej w Koniakowie roztacza się jedna z najciekawszych i najpełniejszych panoram górskich w całych Beskidach Zachodnich. Dawniej stoki tej charakterystycznej, kopulastej góry wykorzystywano rolniczo. Dziś dawnych rolników i pasterzy zastąpili deweloperzy, a miejska „betonoza” wdziera się powoli na wysokość prawie tysiąca metrów!

Inwestorzy zaanektowali już również położony zaledwie 1,5-kilometra dalej Koczy Zamek. To znajdujące się tuż przy drodze z Koniakowa do Milówki niewielkie, niezalesione wzgórze (847 m n.p.m.), słynie z przepięknej panoramy. A ponieważ niedaleko biegnie niebieski szlak turystyczny ze Zwardonia na Baranią Górę, od lat jest mekką wszelkiej maści górołazów. – Teraz jednak na Koczy Zamek trudno się dostać, ponieważ wierzchołek został zabudowany. Prowadzi tam jedynie wydeptana, wąziutka ścieżka obok prowizorycznych ogrodzeń powstających obiektów. Tyle iż niełatwo ją znaleźć – żalą się członkowie jednego z kół Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego na ziemi cieszyńskiej.

Ich zdaniem, za kilka lat widok na Tatry z Koczego Zamku zostanie prawdopodobnie definitywnie sprywatyzowany. Na dowód „petetekowcy” wskazują fakt, iż już dziś ktoś zabudował część wzgórza podciętą 10-metrową ścianą lokalnego kamieniołomu. Pytanie więc, czy to jedynie incydent, czy może fragment szerszego procesu, który bezpowrotnie przeobrazi Trójwieś Beskidzką na wzór kurortów w Alpach, na Wyspach Kanaryjskich czy w Meksyku?

Józef Michałek, działacz na rzecz zachowania beskidzkiej architektury, kultury i zwyczajów nie ma niestety złudzeń. Jego zdaniem masowa turystyka wdziera się coraz wyżej, przy okazji niszcząc wiele na swojej drodze. A górale kilka robią, by ten proces powstrzymać.

– Powiem wprost. Teraz jemy to, co sobie sami nawarzyliśmy. A nie ma nic gorszego niż niekompetencja urzędników – nie przebiera w słowach i przypomina, iż na początku XXI wieku byli tacy, którzy przestrzegali przed uchwalaniem nowego planu przestrzennego zagospodarowania gminy. Dokument jednak przegłosowano i dopuszcza on zagospodarowanie nie tylko Koczego Zamku, ale także stoków Ochodzitej czy Złotego Gronia w Istebnej. – Niemal na całym Złotym Groniu po stronie wyciągów można budować hotele na sto miejsc noclegowych. Podobnie jest na Ochodzitej. Ktoś zapisał w planie, iż to tereny sportu i rekreacji, ale mogą tam powstawać budynki. Sami sobie możemy więc podziękować, iż uchwaliliśmy takie prawo – stwierdza z goryczą Józef Michałek i dodaje, iż lepiej nie mieć planu przestrzennego zagospodarowania gminy w ogóle, niż mieć zły plan. – A Istebna ma bardzo zły plan. I będzie on niestety powielany z każdym kolejnym, bo kilka da się naprawić – przekonuje. – Trójwieś Beskidzka, która mocno kontrastowała z Wisłą i Szczyrkiem, w tym momencie idzie w ślady tych miast. A presja ze strony masowej turystyki będzie tylko rosła – dodaje.

Zwłaszcza, iż Koniaków już niedługo stanie się niezwykle atrakcyjny, a wszystko przez bliskość drogi ekspresowej S1. – Deweloperzy wiedzą, iż niezwykle atrakcyjne tereny z pięknymi widokami na Tatry niedługo będą na wyciągnięcie ręki. jeżeli zaś ktoś potrafi czytać plan zagospodarowania przestrzennego, u nas będzie mógł wszystko. Budować można bowiem na potęgę – mówi Józef Michałek.

A trzeba pamiętać, iż wszystkie turystyczne „osady” i „enklawy” potrzebują wody, energii, dróg i parkingów. Luksusowe apartamentowce produkują też tony śmieci i hektolitry nieczystości. Czy infrastruktura Trójwsi Beskidzkiej jest na to gotowa? Czy zyski na pewno będą większe od kosztów?

Wójt gminy Istebna Stanisław Legierski nie jest tak radykalny w ocenie sytuacji, ale i on przyznaje, iż źle się stało. – Mnie osobiście też to denerwuje. Pozwolenia na budowę wydaje jednak starostwo powiatowe na podstawie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, a ten został uchwalony w 2002 r. – przypomina włodarz. – I z reguły nie mamy możliwości zablokowania inwestycji. Jest tylko jedna ścieżka – odszkodowania, ale na tę drogę gminy nie stać – stwierdza.

Stanisław Legierski tłumaczy, iż gmina starała się ograniczyć zasięg działalności inwestorów, próbując wyznaczyć linię zabudowy. – Interpretacja zapisów prawa należy jednak do starostwa powiatowego. Gmina kilka tutaj może – stwierdza. – Była też kwestia punktowych zmian, niestety wojewoda nie ustosunkował się do tego pomysłu po naszej myśli – przypomina.

Jaka więc przyszłość czeka Trójwieś Beskidzką? Jak Istebna, Jaworzynka i Koniaków będą wyglądały za kolejne ćwierć wieku?

– Każdy chce, by nasze góry pozostały wolne, ale w rzeczywistości niszczymy krajobraz bez opamiętania. A samorząd nie zaryzykuje wycofania się z uchwalonych zapisów. Nikt nie odważy się na wyłączenie z zabudowy terenów budowlanych, bo to grozi gigantycznymi odszkodowaniami i procesami na wielką skalę – stwierdza pesymistycznie Józef Michałek.

Trochę inaczej widzi jednak problem wójt Stanisław Legierski. Przypomina, iż samorządowcom udało obronić na przykład okolice Szyrokiego Wierchu w Jaworzynce. – Tam nie będzie żadnej zabudowy i myślę, iż ostatecznie nie damy się zadeptać i zabudować, choć jako mieszkaniec Koniakowa również uważam, iż południowa strona Ochodzitej nie wygląda dobrze. Niestety, to pokłosie rzeczy, które działy się ponad 20 lat temu. W dodatku sami jesteśmy trochę winni, bo przecież nie ma kupca, gdy nie ma sprzedającego – mówi.

Na inną kwestię zwraca natomiast uwagę etnografka Małgorzata Kiereś. – Jestem góralką i dla mnie góry powinny pozostać górami. Tymczasem w niektórych miejscach serce mnie boli, gdy widzę symbole z różnych płaszczyzn kulturowych. Nie rozumiem, jak w jednym miejscu można zbudować bramkę wołoską, krzyż, pomnik i kapliczkę. Po co? – pyta.

Jej zdaniem kulturowa ekspansja „dołów” to bardzo złożona materia, a pewne procesy są zwyczajnie nieuniknione. – Globalizacja istnieje i wpływa na każde miejsce na świecie. I tego procesu nie zatrzymamy, ale globalizacja ma też plusy. Potrafiliśmy przecież stworzyć markę koronki koniakowskiej, która jest znana na całym świecie – przypomina. – Na zachodzących wokół nas procesach możemy więc wygrywać, o ile potrafimy je mądrze odczytać. Gorzej, jeżeli pozwalamy się takim procesom jak globalizacja rozwijać bez planu, wizji, kształtu – tłumaczy i także przekonuje, iż problemy, które dziś dostrzegamy, są efektem procesu zainicjowanego dużo wcześniej. – W dodatku to decyzje podjęte przez ludzi stąd, najczęściej mających władzę. Nie chcę jednak wchodzić w te rzeczy, bo to złożone kwestie. I starzy górale powiedzieliby „trza by kupić rozumu” – podsumowuje Małgorzata Kiereś.

Fot. Witold Kożdoń.

Idź do oryginalnego materiału