ROZMOWA. Burmistrz Rafał Dąbrowski w nieco innym wydaniu. Bo choć wielu zna jego „Halo halo, dzień dobry” i na jego blogu śledzi życie miasta od kuchni i na bieżąco jak nigdy wcześniej, to w sumie… wielu z nas wciąż aż tak dobrze tego człowieka nie poznało. Jaki jest na pierwszy rzut oka ekstrawertyczny „selfiemistrz” Ostródy?

Pogadamy sobie o tym z głównym zainteresowanym, burmistrzem Ostródy Rafałem Dąbrowskim.
– Pewnie jakoś dwa lata temu zapadła decyzja o pańskim starcie w wyborach. Czy dziś, mając już blisko półtora roku doświadczenia na stanowisku, zdecydowałby się pan ponownie ubiegać o fotel burmistrza Ostródy?
– Nie pierwszy raz słyszę to pytanie. To ciężka, wymagająca niemalże całodobowej aktywności i czujności praca. Oczywiście wtedy, gdy chce się ją wykonywać dobrze. Kosztuje pewnie sporo zdrowia i nerwów, nie tylko moich ale i najbliższych – choć mimo tego, iż jestem bardzo aktywny to staram się ich w tę część życia jak najmniej angażować.
– To zabrzmiało w stylu: w odpowiedzi na to pytanie, odmawiam udzielenia odpowiedzi…
– No to odpowiem bez wahania. Tak, zdecydowałbym się. Widzę pozytywne zmiany, które wprowadzamy. Widzi je wiele ostródzianek i ostródzian. Ostródzie potrzebne było nowe spojrzenie na wiele spraw i procesów, odważne patrzenie w przyszłość i dialog. I dziś widzimy, iż to się dzieje.
– A pan, tak osobiście, jak się w tym wszystkim czuje i odnajduje? Więcej jest satysfakcji czy tych wspomnianych nerwów?
– Satysfakcja towarzyszy mi najczęściej. Po tych kilkunastu miesiącach mogę z pełnym przekonaniem powiedzieć, iż kocham tę robotę – tak jak kocham to miasto, jego mieszkańców, jego ulice, jego historię. Jestem ostródofilem.
– Fajnie było wejść pierwszy raz do gabinetu jako burmistrz? Do gabinetu, z którego kiedyś po referendum niejako „na taczkach wywieźli” pańskiego ojca mieszkańcy – ostródzianki i ostródzianie?
– Gdy startowałem w wyborach, w trakcie kampanii, zdecydowana większość wspomnień o moim tacie, Olgierdzie, była pozytywna. Myślę, iż wtedy, w 2012 roku, padło wiele półprawd czy choćby kłamstw i to one stanowiły podwaliny referendum. Ale to nie ma dziś wpływu na mnie i moje działania. A pierwsze wejście do gabinetu… zamknąłem się w nim sam na kilka, może kilkanaście minut. Usiadłem i chłonąłem tę atmosferę, tę historię. Myślałem wtedy dużo o tacie. Zresztą dalej często o nim myślę. Mam jego zdjęcie na biurku. Ale zaraz trzeba było brać się za robotę.

– Byłby dumny, czy zapytałby „po co Ci to, synu”?
– Myślę, iż jedno i drugie.
– Współpracuje pan z ludźmi, z którymi nie było po drodze Olgierdowi Dąbrowskiemu. Wielu ludzi to dziwi…
– Współpracuję z każdym, kto kocha to miasto i chce dla niego dołożyć swoją cegiełkę. Przeszłości nie zmienimy. Możemy co najwyżej budować wspólną przyszłość.
– Ale nie uważa pan, iż ciągłe docenianie burmistrza Czesława Najmowicza czy ścisła kooperacja z honorowym obywatelem Henrykiem Hochem to pewnego rodzaju przerysowanie? Nie naraża się pan tym swojemu środowisku, wszak byli to kiedyś wielcy adwersarze pana ojca?
– Tata był, jest i będzie dla mnie inspiracją, przyjacielem i mentorem. Ale nie jestem nim. Sam decyduję, z kim współpracuję i działam. I doceniam zarówno dokonania burmistrza Najmowicza jak i pana Hocha. Obaj zrobili dla Ostródy dobre rzeczy. Byli skonfliktowani z moim tatą, nie ze mną. Nie jestem mściwy, nie mam w sobie nienawiści czy niechęci spowodowanej tylko i wyłącznie tym, co było kiedyś. Skupiam się na przyszłości.
– A burmistrz Michalak?
– Zostawił w niezłym stanie miejski budżet.
– Niezła ucieczka, ale chciałbym jednak usłyszeć ciut więcej. Przecież to ewidentnie był najsłabszy burmistrz Ostródy w jej historii po 1989 roku. Często ucieka Pan od tego tematu, a jednak wspierał go Pan w wyborach kilka lat temu i później w referendum.
– Pan Michalak nie startował w wyborach 2024. Moim zdaniem nie wykorzystał wielu szans, które były na horyzoncie w czasie jego kadencji. Być może zbyt często szukał też konfliktów zamiast kompromisów. Ale nie będę się tym zadręczał. Raz jeszcze – skupiam się głównie na przyszłości.

– Progresywny burmistrz i konserwatywny zastępca. W przestrzeni publicznej dużo mówi się o tym, iż z Jolantą Gadomską jesteście z dwóch różnych światów.
– To bzdura, może różnimy się nieco światopoglądowo, ale w naszej codziennej pracy dogadujemy się lepiej niż dobrze. To wyśmienity fachowiec, oddany miastu samorządowiec i świetny człowiek. Mamy doskonałą relację, mimo iż do pewnych spraw podchodzimy zupełnie inaczej. Ale na naszą robotę nie ma to żadnego wpływu.
– Żałuje Pan, iż zastępcą nie została Dorota Szczurowska, co planowaliście w trakcie kampanii?
– Nie, bo dzięki temu mam obok siebie dwie wybitne kobiety, których zazdroszczą Ostródzie w niemal każdym samorządzie w regionie. Jola i Dorota to prawdziwy skarb dla Perły Mazur.
– Burmistrz, dziennikarz czy influenser – czym zajmuje się Rafał Dąbrowski?
– Stanowisko, które piastuję, jest dość wyraźnie zaznaczone.
– Sporo pan pisze – a to dziennikarstwo, a i wpływ na opinię publiczną ma pan duży – a to z kolei popularny influencing.
– jeżeli ten wpływ jest pozytywny, buduje dobre postawy, wzbudza lokalny patriotyzm i poczucie przynależności do naszej małej ojczyzny… to mogę być influenserem.
– Nie przesadza pan z aktywnością w mediach społecznościowych?
– Lubię social media. To najlepsza, najszybsza i najbardziej dostępna forma kontaktu z tysiącami, dziesiątkami tysięcy mieszkańców Ostródy i regionu. Podaję im sprawdzone informacje, są na bieżąco z życiem miasta, poznają – czasem poznajemy razem – różne procesy, które dzieją się w samorządzie. Dopóki mieszkańcy chcą mnie czytać i oglądać, dopóty będę pisał i opowiadał. Robię to dla nich.
– I lubi pan selfiaki.
– Algorytmy Facebooka i Instagrama też. Generalnie informacja z grafiką trafi do mniejszej ilości osób niż taka ze zdjęciem. Jest tu też po prostu trochę pragmatyzmu.
– Zatem kolejny głos z miasta. Dąbrowski – „synuś” Platformy Obywatelskiej – zaraz ucieknie do parlamentu…
– Znowu bzdura (śmiech).
– Miałem nie pytać o kino w Ostródzie, więc kończąc – na jaki film wybiera się pan do Łukty, Olsztyna, a może do Iławy w najbliższym czasie?
– Dobre (śmiech). Kinoteatru nikt nie odpuścił. Krok po kroku. W 2026 roku pewnie zaczniemy mówić o konkretach. Wydatki na inwestycje mamy na naprawdę wysokim poziomie. Nie zrobimy wszystkiego naraz. A do kina pojadę na pewno na Wielki Marsz bo jestem fanem Stephena Kinga. Swoją drogą już lata nie byłem w kinie, dziękuję za przypomnienie, iż warto się tam wybrać.