B. Ratter: O dążeniu Niemców do zniszczenia wszystkiego co polskie w zaborze pruskim

solidarni2010.pl 3 miesięcy temu
Felietony
B. Ratter: O dążeniu Niemców do zniszczenia wszystkiego co polskie w zaborze pruskim
data:19 maja 2024 Redaktor: Anna

Aby w świecie i u Niemców dobrej woli wzbudzić jaką taką wiarę, potrzeba przecież jakichś faktów. I na to rząd pruski znalazł radę. Nie mogąc polskim poddanym zarzucić knowań antypaństwowych i zdrady stanu i zaniedbania obowiązków obywatelskich, czepia się drobiazgów, podnosi je do wysokiej potęgi i pokazuje światu z wielkim hałasem i jaskrawą wystawnością- o dążeniu Niemców do zagłady i zniszczenia wszystkiego co polskie w zaborze pruskim w 1904 r pisał dr Antoni Karbowiak.
Czy ta właśnie niemiecka koncepcja nie jest realizowana po 120 latach m.in. przez nagrodzoną Noblem (z jaskrawą wystawnością ) Olgę Tokarczuk w książce "Prowadź swój pług przez kości umarłych" i reżyser Agnieszkę Holland, która pokazała światu z wielkim hałasem film "Pokot" zrealizowany na podstawie książki?

Śmierć larwy zgniotka podniesiona do potęgi i pokazana jako efekt „wszelkich możliwych świństw i nadużyć Lasów Państwowych”. Nic dziwnego, iż film otrzymał nagrodę Srebrnego Niedźwiedzia na Festiwalu Filmowym w Berlinie za pokazanie Polakom i światu konieczności przejęcia przez Niemcy władzy nad Lasami Państwowymi.
Fragment nagrodzonej Noblem powieści „polskiej” autorki Olgi Tokarczuk:
(…) Przeszukiwał martwe kłody, te naturalnie próchniejące i te ścięte, i szukał larw Zgniotka. Liczył je. Kazał mi sobie wyobrazić, iż Lasy Państwowe nie mają w ogóle żadnej świadomości, iż artykuł 12. Dyrektywy zobowiązuje państwo członkowskie do ustanowienia systemu ścisłej ochrony siedlisk rozrodu i zapobiegania ich niszczeniu.
Pozwalają wywozić drzewo, w którym Owady składają jaja i z których później wylęgają się larwy. Larwy jadą do tartaków i do zakładów przerobu drewna. Nie zostaje po nich ślad. Giną i choćby nikt tego nie zauważa. Pomyślałam wtedy, iż każdej niesprawiedliwie zadanej śmierci należy się jednak jakaś jawność. choćby owadziej. Śmierć, której nikt nie zauważył, staje się podwójnym skandalem. … kłody pozwoliły odsłonić przed moimi oczami swoje tajemnice. Zwykłe pnie drzew okazały się całymi królestwami Stworzeń, które drążyły korytarze, komory, przejścia i składały tam swoje drogie jaja. Larwy może nie były zbyt piękne, ale wzruszała mnie ich ufność - powierzały swoje życie drzewom, nie przypuszczając, iż te ogromne nieruchome Stworzenia są w istocie tak kruche i na dodatek całkowicie zależne od woli ludzi. Trudno było sobie wyobrazić, iż larwy giną w ogniu. (…) Najpierw opowiadał mi o wszelkich możliwych świństwach i nadużyciach Lasów Państwowych, ale potem trochę się rozluźnił. (Olga Tokarczuk Prowadź swój pług przez kości umarłych).
Proszę zwrócić uwagę na pisownię Owady i Stworzenia w środku zdania…
Absurdem treści europejska noblistka dorównuje a może przewyższa niemieckich nauczycieli z 1904 roku, którzy jak pisze dr A. Karbowiak - są źle usposobieni dla dzieci polskich i są przeważnie protestantami, najczęściej bardzo zaciekłymi, choćby do śmieszności. Pewien inspektor szkolny żąda od nauczycieli, aby nauczali dzieci, iż Niemcy są słowiańskiego pochodzenia. Gdybyż przynajmniej ów poczciwiec był- powiedział, iż są Prusakami! Ale Niemcami i zarazem Słowianami - toć naturalnie i w kole owego gorliwca muszą się znaleźć Niemcy, którzy takiej mądrości bakalarskiej pochwalić nie mogą.
Dr A. Karbowiak pisał o traktowaniu polskich uczniów przez Niemcy: Za to polscy uczniowie wystawieni są na rozmaite szykany i upośledzenia. Są nauczyciele, którzy z lubością przedrzeźniają język polski i szydzą z dziejów polskich. Niektórzy z nich wydają tendencyjne broszury, aby zohydzić to, co polskie, a zachwalać to, co niemieckie. W bibliotekach szkół średnich są dzieła, które obrażają uczucia religijne i narodowe uczniów katolicko-polskich.
W " Szkole pruskiej w ziemiach polskich" z 1904 r czytamy.: Nie brak między nauczycielami szkół średnich jednostek, mających poczucie sprawiedliwości i wolnych od szowinizmu, ale pod wpływem parcia z góry te uczucia tępią się coraz bardziej. O przychylności szkoły do uczniów polskich nie ma mowy a tym mniej o pielęgnowaniu tego, co polskie. Naukę języka polskiego traktuje się po macoszemu, powierza się często ludziom, nie mającym żadnej zgoła kwalifikacji. Bywało, iż uczniów gimnazjalnych uczył polskiego nauczyciel Niemiec, władający słabo po polsku. Cała nauka zasadzała się na tłumaczeniu „Pana Podstolego“ Krasickiego na język niemiecki. Zamiast wypracowań wolno pisać tłumaczenia polskie z niemieckiego lub listy kupieckie .
Pani minister Barbara Nowacka niemieckie polecenie zrozumiała i w MEN nie ma mowy o pielęgnowania tego co polskie. I o przekazywaniu wiedzy. Pani Minister traktuje naukę języka polskiego po macoszemu, do pisania wypracowań zaleca używanie piktogramów, by były zrozumiałe w edukacji włączającej (inkluzywnej) dla dzieci z głębokim upośledzeniem umysłowym we wspólnej edukacji w szkołach. Pani Minister likwiduje lektury, na których setki lat wychowywały się pokolenia Polaków, bo po co polskiej młodzieży wielka polska literatura. Zresztą dzieci z upośledzeniem umysłowych i tak ich nie przeczytają, a musi być równość, nie wolno nikogo dyskryminować. Pani minister chce w kanonie lektur tylko współczesne, postępowe powieści Tokarczuk.
MEN chce kontynuować naukowe odkrycia wraz z Olgą Tokarczuk, która na nowo pisze nie tylko historię, nie tylko na nowo definiuje naród polski ale również zamierza dokonać rewolucji w nauce na miarę kopernikańską, chce zaprzeczyć dotychczasowym twierdzeniom w biologii, iż cechy określające tożsamość płciową nie są nam dane już w łonie matki ale może je określać tylko absolwent kierunku Queer Studiem. (2016r. Klub Ronina Grzegorz Strzemecki o gender i Oldze Tokarczuk).
Może warto przypomnieć nam wszystkim, z wprasowanym marksizmem i polityką wstydu, którą przez lata rządy i będący na ich usługach nienawistnicy polskości z obcych mniejszości i ideologii nas karmili- zakończenie dzieła A. Karbowiaka z 1904 roku:
Z drugiej strony wykazaliśmy faktami niezbitymi, iż nie potrzebujemy szkoły pruskiej w ziemiach polskich uważać za osobliwe pruskie dobrodziejstwo, bo mieliśmy przed Prusakami swoją rodzimą szkołę, nie gorszą od pruskiej a lepszą od niej, bo narodową. Jednocześnie dostarczyliśmy dowodów, że, pozostawieni sami sobie w warunkach swobodnego działania, szliśmy w dziedzinie pracy pedagogicznej w ciągu dwóch ostatnich wieków na równi z Prusakami a choćby ich wyprzedziliśmy pod niejednym względem a między innymi pod względem tolerancji religijnej i narodowościowej.
Bożena Ratter
Idź do oryginalnego materiału