Awantura w PiS. A Morawiecki się schował

11 godzin temu
Zdjęcie: Morawiecki


Piątkowe spotkanie władz PiS, którego kulisy opisał „Newsweek”, odsłania obraz partii bardziej przypominającej klub wzajemnych pretensji niż sprawnie działającą maszynę polityczną. Z relacji wynika, iż nie był to zwykły spór personalny ani taktyczna różnica zdań, ale kolejny etap głębokiego kryzysu przywództwa i tożsamości. Jak powiedział jeden z polityków PiS: „To jest przewrót kopernikański”. Sformułowanie efektowne, ale w gruncie rzeczy trafne – bo pokazuje, jak bardzo zmienił się wewnętrzny układ sił, a przede wszystkim jak krucha okazała się lojalność w partii, która przez lata opierała się na żelaznej dyscyplinie.

Z opisu „Newsweeka” wynika, iż „prawie całe kierownictwo partii było przeciw Morawieckiemu”. Sam fakt, iż były premier nie pojawił się na spotkaniu, urasta do symbolu. „Morawiecki zignorował wezwanie prezesa” – czytamy – wybierając wyjazd na Podkarpacie zamiast konfrontacji z partyjnym kierownictwem. W PiS, gdzie demonstracyjne posłuszeństwo wobec Jarosława Kaczyńskiego przez lata było politycznym rytuałem, taki gest brzmi jak herezja. A jednocześnie pokazuje, jak bardzo rozpadła się wewnętrzna hierarchia.

Spotkanie miało być burzliwe i – jak relacjonuje tygodnik – rzeczywiście takie było. Głos zabierali niemal wszyscy, w większości krytykując Morawieckiego. Frakcja skupiona wokół Tobiasza Bocheńskiego, Przemysława Czarnka i Patryka Jakiego przyszła „uzbrojona w analizy sondaży”, próbując dowieść, iż PiS traci wyborców na rzecz dwóch Konfederacji. Argument był prosty i zarazem brutalny: „nie istnieje umiarkowany, centrowy wyborca”, o którego – ich zdaniem – miał zabiegać Morawiecki. To znamienne, bo pokazuje, iż partia, która jeszcze niedawno marzyła o hegemonii, dziś licytuje się na radykalizm w obawie przed jeszcze bardziej radykalną konkurencją.

W tym sensie PiS znalazło się w pułapce własnej narracji. Przez lata partia przekonywała, iż tylko ona potrafi reprezentować „prawdziwych Polaków”. Teraz okazuje się, iż elektorat ten nie jest ani monolitem, ani wiernym zapleczem. Zamiast refleksji nad przyczynami porażek, mamy więc polowanie na winnego. Morawiecki – technokrata z ambicjami i własnym zapleczem – idealnie nadaje się do tej roli.

Nie brakowało jednak głosów obrony. Ryszard Terlecki argumentował, iż spór należałoby „przeciąć” poprzez wskazanie Morawieckiego jako przyszłego premiera, bo jest on „najlepiej przygotowanym i doświadczonym” kandydatem. Ta wypowiedź brzmi jak echo dawnej logiki PiS: zamiast otwartej debaty – arbitralna decyzja, która ma zakończyć konflikt. Tyle iż dziś ta metoda już nie działa. choćby Terlecki nie mógł pominąć krytyki Mariusza Błaszczaka, zarzucając mu słabą mobilizację klubu parlamentarnego.

Z kolei Piotr Gliński próbował „zbijać argumenty dotyczące sondaży”, oskarżając frakcję Czarnka i Jakiego o chęć „wypchnięcia Morawieckiego” z partii. Ten fragment relacji szczególnie obnaża kondycję PiS: zamiast programu i wizji mamy wzajemne podejrzenia, personalne wojny i analizowanie aktywności w mediach społecznościowych jakby od tego miała zależeć przyszłość kraju.

Kulisy piątkowego spotkania pokazują więc PiS jako partię zmęczoną władzą, przegraną wyborczo i pogubioną strategicznie. „Przewrót kopernikański” okazuje się nie tyle rewolucją, ile chaotycznym krążeniem wokół własnych lęków. A im dłużej PiS będzie skupiać się na wewnętrznych rozgrywkach, tym szybciej jego polityczny wszechświat będzie się kurczył.

Idź do oryginalnego materiału