Na „cywilizowanym i europejskim” zachodzie realizowane są gigantyczne marsze propalestyńskie, atakowane są synagogi, a ilość incydentów antysemickich bije kolejne rekordy. Tymczasem w Polsce przeszły nieporównywalnie mniejsze i spokojniejsze manifestacje, gdzie jedyną osobą, która rzeczywiście podpadła pod antysemityzm była… Norweżka. Ale mediom nie przeszkodziło, by całą uwagę na temat antysemityzmu skupić na, a jakże, Polsce.
W sumie ciężko komentować to całe zajście, które dotyczyło Polski, bo u nas to naprawdę miało charakter nieproporcjonalnie mniejszy, niż we Francji czy Niemczech. Niemniej to właśnie na nas skupiła się uwaga niektórych środowisk, które już zaczęły Polsce wypominać Auschwitz i obozy zagłady.
A co słychać w tym samym czasie w Niemczech, które zawsze lubią być pionierami w moralizowaniu? Bo zainteresowanie mediów tym jednym transparentem w rękach Norweżki jest podejrzanie nieproporcjonalne do tego, co dzieje się za naszą zachodnią granicą. Garść informacji z ostatnich tygodni i dni:
- 27 września – niemieckie służby rozbijają neonazistowską organizację, która liczyła około 150 osób;
- Na rynku niemieckim pojawia się książka „Córka Lilli. Życie mojej matki w cieniu przeszłości. Niemiecko-żydowska historia„, która opisuje jak antysemityzm i rasizm nie zniknęły z niemieckiego społeczeństwa i to pomimo prawie 80 lat od końca wojny;
- 1 października – antysemicka i propalestyńska demonstracja w Berlinie-Neukoelln.;
- 8 października – Komisarz ds. antysemityzmu dostrzega rosnące zagrożenie dla Żydów w RFN w związku z atakiem Hamasu na Izrael (nagłówek dosłownie wzięty z PAP);
- w tym samym dniu kanclerz Niemiec mówił, iż „Świętowanie na naszych ulicach tych okropnych czynów jest nie do zaakceptowania”;
- 10 października – pojawia się informacja o współpracy islamskich organizacji terrorystycznych, które współpracują z władzami niemieckich landów. Największe antysemickie wzmożenie widać było na terenach Hamburga, ale tendencja ta dotyczyła również innych obszarów;
- 11 października – na pozostałościach Muru Berlińskiego pojawiły się swastyki, oraz hasła „kill Juden” (zabić Żydów). Był to kolejny incydent antysemicki w stolicy Niemiec;
- w tym samym dniu berlińska policja zakazała zaplanowanych demonstracji propalestyńskich, ponieważ obawiała się podżegania do nienawiści, fali antysemityzmu oraz zagrożenia dla porządku publicznego;
- 13 października – Centralna Rada Żydów w Niemczech alarmuje, iż fala nienawiści i antysemityzmu w szkołach przebija wszelką skalę i „jest szokiem”;
- tego samego dnia szefowa poradni ds. przemocy i dyskryminacji na tle antysemickim ostrzega, iż „poczucie bezpieczeństwa Żydów w Niemczech zostało zachwiane”;
- 14 października – policja przerywa kolejną antysemicką i propalestyńską demonstrację Berlinie;
- w tym samym dniu we Frankfurcie zatrzymano około 100 osób w kilkuset osobowej demonstracji antysemickiej i propalestyńskiej;
- 18 paźddziernika – synagoga w Berlinie została obrzucona koktajlami mołotowa;
- 20 października – społeczności żydowskie alarmują do władz, iż nie czują się bezpiecznie w Niemczech. Rabini mówią, iż odradzają innym Żydom nosić jarmułki. Sami przyznają, iż obawiają się pogromów;
- w tym samym dniu Federalne Stowarzyszenie Ośrodków Badań i Informacji o Antysemityzmie (RIAS) zarejestrowało łącznie 202 przypadki antysemityzmu w Niemczech w ciągu dziesięciu dni od krwawego ataku na Izrael przez Hamas. To o 240 procent więcej niż w tym samym czasie rok wcześniej (cytat dosłowny z PAP);
- 21 października – wielotysięczne propalestyńskie i antysemickie demonstracje w Berlinie i Duesseldorfie. Z kolei w Halle święto żydowskie zostało odwołane z powodu obawy przed atakami na Żydów;
- 23 października – Bundestag jak i prezydent RFN dzień wcześniej alarmują, iż antysemitym to „czerwona linia”. Tego samego dnia ktoś rzucił kamieniem w żydowski szpital w Berlinie;
I jak myślicie, co wywołało większe oburzenie w mediach? Norweżka w Polsce czy rekordowe antysemickie incydenty w Niemczech? Pozostawiam to pytanie do swobodnej interpretacji.
W przypadku Polski naprawdę trzeba się postarać, by takie zajście miało miejsce. Czasem przybiera to już formę czystej prowokacji, jak spalenie statutu kaliskiego. Problem, a raczej jego brak, leży w tym, iż u nas nie wychodzi to poza wąską grupkę radykałów, którzy słyną z najróżniejszych ekscesów i są powszechnie znani. Inną opcją są już po prostu wręcz naiwne prowokacje, czy wafelkowe „urodziny Hiltera” w lesie, gdzie „przypadkiem” byli reporterzy jednej ze stacji telewizyjnych.
Natomiast na zachodzie przybiera to już realny problem, gdzie nie tylko biorą udział radykałowie, ale również wielotysięczne społeczności muzułmańskie. I jest to między innymi pokłosie fatalnej polityki migracyjnej zachodnich państw unijnych.