Antykomunizm na pokaz. Kogo PiS nie dostrzega we własnych szeregach

4 godzin temu
Zdjęcie: PiS


Jednym z fundamentów tożsamości Prawa i Sprawiedliwości od lat pozostaje deklarowany antykomunizm. To na nim PiS budował moralną wyższość nad rywalami, uzasadniał politykę historyczną i legitymizował symboliczne gesty władzy. Problem w tym, iż im dłużej ta narracja funkcjonuje w przestrzeni publicznej, tym wyraźniej widać jej wewnętrzną sprzeczność. Niedzielne starcie w programie Bogdana Rymanowskiego było tego doskonałym przykładem.

Pretekstem do dyskusji stała się decyzja prezydenta Karola Nawrockiego o przeniesieniu Okrągłego Stołu do Muzeum Historii Polski. Dla obozu PiS to kolejny krok w demontażu symboli III RP, traktowanych jako efekt zgniłego kompromisu z komunistami. W obronie tej decyzji wystąpił poseł Radosław Fogiel, który próbował nadać sprawie ton pokoleniowy i niemal niewinny.

„Prezydent Nawrocki urodził się w 1983 roku. To nie jego wina, iż ma dziś dopiero 42 lata, ale to w żaden sposób nie zabrania mu dokonywać ocen tego okresu historycznego” – przekonywał Fogiel. Dodał przy tym, iż uznanie zasług działaczy opozycji, w tym twórców Komitetu Obrony Robotników, „w żaden sposób nie deprecjonuje prezydenta Nawrockiego”. Była to próba rozbrojenia zarzutu ahistoryczności i zerwania z doświadczeniem transformacji.

Problem polega na tym, iż PiS nie poprzestaje na ocenach historycznych. Od lat buduje obraz siebie jako jedynej formacji nieskażonej komunizmem, stojącej po „właściwej stronie” historii. I właśnie w tym momencie do dyskusji wkroczył Bartosz Arłukowicz, brutalnie sprowadzając ją na ziemię. Jego riposta była krótka, dosadna i – co najważniejsze – trafiała w sedno problemu.

„Może chcecie ze mną porozmawiać o plutonowym Krasulskim, który siedzi tuż za Kaczyńskim i dzielnie strzepuje mu łupież z marynarki? To jest nasza ekipa czy wasza?” – pytał Arłukowicz. W jednym zdaniu obnażył największą słabość pisowskiego antykomunizmu: jego selektywność. Bo o ile łatwo jest potępiać Okrągły Stół i elity III RP, o tyle znacznie trudniej spojrzeć na własne zaplecze kadrowe.

Fakty są bowiem nieubłagane. W szeregach PiS od lat funkcjonują osoby z mniej lub bardziej bezpośrednimi związkami z poprzednim ustrojem: byli funkcjonariusze, działacze partyjni, beneficjenci systemu. Ich obecność nie przeszkadza, dopóki są lojalni wobec obecnego przywództwa. Antykomunizm staje się więc nie zasadą, ale narzędziem – używanym wtedy, gdy jest politycznie wygodne.

Spór o Okrągły Stół idealnie pokazuje tę hipokryzję. Symbol rozmów, które umożliwiły pokojowe przejście do demokracji, zostaje zdegradowany do muzealnego eksponatu jako rzekomy dowód zdrady elit. Jednocześnie PiS milczy o biografiach własnych polityków, bo te nie pasują do czarno-białej opowieści. W tej logice liczy się nie prawda historyczna, ale polityczna użyteczność.

Argument Fogla o młodym wieku prezydenta Nawrockiego brzmi w tym kontekście jak zasłona dymna. Nikt nie kwestionuje prawa do oceniania historii. Problem polega na tym, iż te oceny są jednostronne i instrumentalne. jeżeli bowiem potępia się kompromisy z końca lat 80., wypadałoby zachować konsekwencję wobec własnych kadr. Tego PiS robić nie chce.

Dlatego słowa Arłukowicza wybrzmiały tak mocno. Przebiły balon moralnej wyższości, na którym PiS próbuje się unosić od lat. Pokazały, iż antykomunizm w wydaniu tej partii to raczej retoryczna poza niż realna zasada. A historia – zamiast być przedmiotem uczciwej refleksji – pozostaje kolejnym polem politycznej manipulacji.

Idź do oryginalnego materiału