Antoni Ciszewski: Za pancernymi drzwiami

2 miesięcy temu

Antoni Ciszewski: Za pancernymi drzwiami.

Jest jedna wielka niewiadoma. Gdyby tak nie było, napady, włamania – rozpruwanie sejfów miliarderów pod ich nieobecność, rozprawiczanie szaf pancernych w urzędach konstytucyjnych – mnożyłyby się jak grzyby po deszczu. Zwykle dzieje się tak z powodu poszukiwania tego, co dla poszukiwacza wydaje się być bezcenne, nie tylko warte zachodu. Tylko złodziej/włamywacz wie gdzie i czego szukać. Ta powszechnie znana subkultura marginesu społecznego zdążyła już oblecieć wszystkie kina na świecie.

Najnowszą wersją tego odcinka stały się liczne nagrania krążące w Internecie, przedstawiające akcję mrożącą krew w żyłach, z bezpośrednim udziałem funkcjonariuszy Prokuratury Krajowej Wydział Spraw Wewnętrznych oraz funkcjonariuszy Policji, którzy w sposób zupełnie bezpardonowy wtargnęli do organu konstytucyjnego, samowolnie (?) doprowadzając do podważenia wizerunku sędzi Dagmary Pawełczyk-Woickiej jako przewodniczącej Krajowej Rady Sądownictwa oraz powodując szkodę majątkową na majątku ruchomym instytucji tak ważnej dla sądownictwa w Polsce.

Poszło o pancerne szafy skrywające, jak to zawsze bywa, przysłowiowe „trupy” – w tym konkretnym przypadku chodzi o akta kilkunastu spraw dyscyplinarnych, dotyczących określonych sędziów sądów powszechnych, skonfliktowanych z prawem (?), prawdopodobnie przyłapanych na gorącym uczynku jeszcze za rządów Zjednoczonej Prawicy.

Sytuacja trochę nietypowa, jak na film gangsterski oczywiście, bo motywem tego niewątpliwego wtargnięcia przez prok. Piotra Myszkowca na teren uczelni wyższej (SGGW), w asyście uzbrojonych po zęby policjantów, gdzie KRS podnajmuje powierzchnię biurową, nie było żadne nagłe zawiadomienie, mogące świadczyć o ewentualnym zagrożeniu życia lub zdrowia kierownictwu oraz pracownikom zatrudnionym w KRS ze strony np. obcych służb lub innych dywersantów, do tej pory nieznanych organom ścigania.

Skoro nie było racjonalnego motywu działania operacyjnego dla organów ścigania – czyli konieczności użycia siły fizycznej i specjalistycznego sprzętu w stanie wyższej konieczności – musiał więc być brany pod uwagę jakikolwiek pretekst do „grzecznego wypchnięcia” dziennikarzy i nielicznego personelu KRS z ciągów komunikacyjnych wewnątrz budynku.

Trzymając się opcji „trupa w szafie”, należałoby wysnuć takie oto podejrzenie, iż nieproszonym gościom – oprócz wersji podanej do oficjalnego obiegu – prawdopodobnie mogło chodzić o narządy ludzkie do przeszczepu (?) – tykające jeszcze skurczem serce, nerki, wątrobę – te ludzkie elementy, na których ostatnio tak dobrze się zarabia.

Lecz w trakcie podjętych czynności poszukiwawczych – nie zabrało nerwowych ruchów – okazało się, iż w środku tych szczelnie zamkniętych pomieszczeń od przynajmniej kilkunastu miesięcy zalega już tylko samo jelito grube (?). Czyli jeden wielki smród – aż po same pachy.

Wziąwszy więc do rąk – owe już papierowe „truchło” – owi poszukiwacze przygód zwyczajnie sobie poszli, przez nikogo nie niepokojeni. Naprawdę, hochsztapler Kwinto by się uśmiał. Kultowa scena z filmu Vabank, jest bowiem następująca:

Podejrzany Kramer, panicznie szuka dla siebie alibi – Niech pani otworzy! Czy zastałem pana, tego, no…, Murzyna?

Zdziwiona kobieta, w papilotach na głowie i z pokojowym psem na ręku, odpowiada: – Jakiego Murzyna?

Kramer: – Tego Murzyna, który mieszka u pani.

Zdziwiona kobieta: – A niech mnie Matka Boska broni. Pod jednym dachem z antychrystem?

Zniecierpliwiony Kramer: – Dlaczego pani kłamie? Przecież widziałem jak wczoraj wychodził z pani domu Murzyn z psem!

Zdziwiona kobieta: – Z psem?

Poddenerwowany Kramer: – Tak z psem !!!

Przelękniona kobieta: – Święty…, jakim psem !? Tu niema ma żadnego psa – stanowczo oznajmiła kobieta, odwróciła się i weszła do mieszkania, zamykając drzwi za sobą.

Kramer zupełnie wytrącony z równowagi, waląc pięścią w drzwi: – Jak to nie ma żadnego psa, przecież widziałem jak wychodził wczoraj Murzyn z taką dziwką i z psem.

Zbity z tropu Kramer odwraca się do komisarza i oznajmia: – Ta baba też jest z nimi w zmowie. Nich ją pan aresztuje! Błagam pana! Panie komisarzu, jak Boga kocham, widziałem jak tu wczoraj wychodził pies z Murzynem, nooo !!! Panie komisarzu, jak Boga kocham, nooo, błagam pana !!!

Komisarz odpowiada: – Panie Kramer, wystarczy tego alibi. Idziemy !

Przedwojenna Warszawa znała takiego słynnego włamywacza – nazywał się Stanisław Cichocki (ur. ok. 1890 roku) ps. „Szpicbródka” – odwzorowany w roli filmowej – w Vabank – jako Henryk Kwinto właśnie.

Ciekawe, iż Cichocki karierę włamywacza rozpoczął w carskiej Rosji. Fachu uczył się od niejakiego Wincentego Brockiego, który zasłynął okradzeniem skarbca w klasztorze Jasnogórskim w 1909 roku. Natomiast Cichocki już w wieku 17 lat forsował zabezpieczenia pancerne w berlińskich bankach. Pisały na ten temat ówczesne gazety w całej Europie.

W ten sposób, sceny w siedzibie KRS mają niewątpliwie podobny wątek kryminalny. Wydaje się, iż to także dobry wyjściowy materiał na całkiem niezły film gangsterski. Przy okazji podwoiłbym zabezpieczenia skarbca w Narodowym Banku Polskim, bo coś mi się zdaje, iż rezerwy polskiego złota są zagrożone. Sprawy dyscyplinarne sędziów sądów powszechnych, prowadzone przez sędziego Piotra Schaba i jego zastępców, to wszak mały pikuś, gdy od pewnego czasu szykowany jest frontalny atak na prezesa NBP.

Jedno jest pewne: lada dzień, lada miesiąc, kroi się naprawdę gruby “skok”.

Polecamy również: MSWiA wprowadzi pozwolenia na broń czarnoprochową

Idź do oryginalnego materiału