„Ani klarownego przekazu, ani charyzmatycznego przywódcy”. Ziemkiewicz punktuje błędy Konfederacji

13 godzin temu

„W polityce, jeżeli nie ma się klarownego przekazu, trzeba mieć przynajmniej charyzmatycznego przywódcę. Konfederacja nie ma ani tego, ani tego”, pisze na łamach tygodnika „Do Rzeczy” Rafał Ziemkiewicz.

Publicysta zwraca uwagę, iż polska scena polityczna nie pasuje do światowego trendu. „W państwach, którym polityczną stabilność zapewniały przez wiele lat partie mainstreamowe, obserwujemy ich powolny upadek i wzrost partii radykalnych, antysystemowych – zarówno z lewa, jak i z prawa. Tak jest dziś w Niemczech, we Francji, a także – uwzględniwszy odmienność systemów politycznych – w USA. W Polsce natomiast oligopol PO i PiS, które to frakcje skutecznie wpisały się w emocje politycznych plemion wytworzonych przez mechanizm postkolonialny, ma się świetnie. Szczególnie po stronie rządzącej PO, która w szybkim czasie zdołała sprowadzić koalicjantów do roli całkowicie niesamodzielnych przystawek”, wskazuje.

Nieco inaczej wygląda sytuacja w przypadku Konfederacji, która po słabym wyniku w ubiegłorocznych wyborach odbudowała się w sondażach. „Pytanie, z czym poszłaby do wyborów – poza plus minus 10-procentowym poparciem w sondażach – Konfederacja. Nie wydaje się, aby partia odrobiła lekcję, której udzielili jej wyborcy w październiku ubiegłego roku. Wtedy punkt startu był znacznie wyższy, w lipcu–sierpniu dzięki aktywności w mediach społecznościowych Sławomira Mentzena i deklaracjom najmłodszych wyborców popularność Konfederacji sięgnęła 15 proc. Jak wiemy, w głosowaniu pozostała z tego połowa. Dlaczego? Na to pytanie konfederaci nie udzielili sobie dotąd odpowiedzi, poza jedną: to skutek wrogości mediów zdominowanych przez oligopol PiS i PO”, czytamy.

Zdaniem RAZ-a uparte trwanie Konfederacji przy deklaracji „ani PO, ani PiS”, w praktyce oznacza „ani PiS”. Po części jest to prawdopodobnie odreagowywaniem uporczywości, z którą media lewicowo-liberalne propagandowo „zaganiają” Bosaka i Mentzena do obozu Kaczyńskiego, choćby w swych sondażach, umieszczając ich partię w wyimaginowanym podziale na „partie demokratyczne” i „PiS z Konfederacją”.

Swoją rolę odgrywają też idiosynkrazje – zgodnie z „doktryną Kaczyńskiego”, która głosi, iż na prawo od PiS nie może być nic niezwasalizowanego przez PiS, przez ostatnie lata narosły w sojuszu narodowców z wolnościowcami liczne urazy spowodowane sprawami, których dzisiaj nikt już poza nimi nie pamięta. „I niestety Konfederaci nie potrafią się powstrzymać, żeby choćby bandyckiego wejścia pseudoprokuratorów Bodnara do siedziby Marszu Niepodległości nie uznać za okazję do wywlekania dawnych pretensji, iż w roku 2018 PiS i prezydent Duda chcieli przejąć Marsz”, podkreśla autor „Polactwa”.

„Czy zresztą istnieje ktoś taki jak stratedzy konfederacji? Do tej roli pretendował kiedyś Przemysław Wipler, ale po różnych dziwnych wypowiedziach, np. tonujących eurosceptyczny przekaz partii, trudno powiedzieć, jaki jest adekwatnie jego pomysł na konfederacką opowieść o przyszłej Polsce. Każdy z liderów partii wydaje się dziś działać osobno. Swoje mówi Mentzen, swoje Bosak, swoje Ewa Zajączkowska-Hernik. Niechby choćby żadnemu nie zdarzyło się powiedzieć nic złego (a wpadki się zdarzają) – to nie składa się na spójny przekaz”, podkreśla RAZ.

Wydarzenia i nastroje społeczne wydają się Konfederacji sprzyjać jak nigdy wcześniej, a ta nie umie zrobić nic, by to wykorzystać. Tak jakby również ona uległa przekonaniu, iż wystarczy być. A raczej w tym wypadku wystarczy nie być: wystarczy nie być PO ani PiS, to w końcu ludzie postawią na nas. Godzi się przypomnieć, iż polityka przypomina piłkę nożną: od czasu do czasu ma się okazję strzelić bramkę i trzeba to zrobić właśnie wtedy, bo kolejnej okazji może już nie być”, podsumowuje Rafał Ziemkiewicz.

źródło: tygodnik „Do Rzeczy”

TG

Idź do oryginalnego materiału