Angela Merkel zadaje "cios w plecy" swojemu następcy. "Wkalkulowuje maksymalną szkodę"

6 godzin temu
Zdjęcie: Fot. REUTERS/Jana Rodenbusch


Była kanclerz krytykuje szefa CDU Friedricha Merza za plany drastycznego ograniczenia migracji. Zadaje mu tym "cios w plecy" - czytamy w komentarzach.
Była kanclerz Niemiec Angela Merkel uważa, iż rozwiązania problemu migracji trzeba szukać na poziomie europejskim. Ostro krytykuje plany swego następcy, szefa chadeckiej partii CDU Friedricha Merza, który w przypadku objęcia fotela kanclerza planuje ograniczyć migrację, z odsyłaniem ludzi z granicy włącznie.


REKLAMA


"Merkel nie chce być odpowiedzialna za wzrost AfD"
Relacje Merkel z jej partią w dużej mierze się ochłodziły - podkreśla "Frankfurter Allgemeine Zeitung" i przypomina, iż inni byli przewodniczący partii i kanclerze również zrywali z organizacją, bez której ich kariera nie byłaby możliwa. "Merkel nie ukrywa już, iż gdy patrzy na swoją legitymację partyjną, wcale nie robi jej się ciepło na sercu, ale jej puls przyspiesza, gdy myśli o Merzu. Merkel nie chce być odpowiedzialna za wzrost Alternatywy dla Niemiec (AfD). Jednak między kryzysem uchodźczym a odejściem Merkel notowania AfD się podwoiły. Późniejszy boom AfD w dużej mierze idzie na konto Zielonych i socjaldemokratów z SPD, którzy kontynuowali politykę migracyjną Merkel i którym ona sama oddaje się teraz do dyspozycji jako najważniejszy świadek w oskarżeniach przeciwko Merzowi" - pisze FAZ.
"Suedwest Presse" konstatuje: "Oczywiście oboje polityków (Merz i Merkel - red.) nie lubi się od dawna, co ma swoje korzenie w odmiennych poglądach politycznych. Oczywiste jest, iż komentarze Merkel zakłócają kampanię wyborczą Merza. Ale interpretowanie tego jako ciosu w plecy, jak robią to niektórzy politycy chadecji, jest również w oczywisty sposób przesadzone. W końcu jest to sprawa, która w chadecji od lat budzi emocje."


Zobacz wideo AfD jednak ma granice - nie chce polskich ziem


"Merkel nie jest wszystkiemu winna"
"Reutlinger General-Anzeiger" komentuje: „Prawda jest taka, iż Merkel nie jest wszystkiemu winna. Nie można jej winić ani za pandemię koronawirusa, która napędziła partii AfD wyborców z kręgów antyszczepionkowców, ani za rozwój sytuacji międzynarodowej od czasu jej odejścia. Faktem jest również, iż prawie 70-letni Friedrich Merz jest dopiero trzecim wyborem swojej partii po Annegret Kramp-Karrenbauer i Arminie Laschecie. To nie wyklucza wyboru Merza na kanclerza Niemiec - jeżeli stawia on sobie za wzór do naśladowania Olafa Scholza, którego jego partia SPD również wcale nie chciała wybrać na lidera."


"Rhein-Zeitung" uważa, iż w atakowaniu Friedricha Merza byłej kanclerz Angeli Merkel z pewnością chodzi o przekonania, gdyż polityka migracyjna odgrywała istotną rolę w okresie jej rządów. "Merkel broni swojego dziedzictwa. Ale każdy, kto ingeruje w ten sposób na trochę ponad dwa tygodnie przed wyborami powszechnymi, najwyraźniej musi kierować się polityczną kalkulacją. Ponieważ teraz właśnie zaczyna się faza, w której wielu wyborców podejmuje decyzję. Merkel wkalkulowuje maksymalną szkodę dla Friedricha Merza i dla jej własnej partii. Co więcej, sposób, w jaki ingeruje w obecną debatę, jest arogancki. To nie jest dobry styl dla byłej szefowej rządu. Zwłaszcza dlatego, iż dzisiejsza polityka musi naprawić skutki polityki poprzedników. Krytyka i rady Merkel byłyby bardziej znośne, gdyby była gotowa krytykować także samą siebie. Ale na to nie jest gotowa" - czytamy w dzienniku z Koblencji.


***
Artykuł pochodzi z serwisu Deutsche Welle
Idź do oryginalnego materiału