Choć wypowiedź Szymona Hołowni o sugestiach dokonania „zamachu stanu” wywołała niemałe poruszenie w debacie publicznej, reakcja Pałacu Prezydenckiego – sprowadzona do rozmowy telefonicznej i zapowiedzi spotkania – raz jeszcze pokazuje, jak ograniczoną rolę w systemie politycznym odgrywa dziś prezydent Andrzej Duda. I nie jest to wyłącznie kwestia prerogatyw konstytucyjnych, ale przede wszystkim sposobu ich realizacji.
Zgodnie z informacjami przekazanymi przez Małgorzatę Paprocką, szefową Kancelarii Prezydenta RP, Andrzej Duda polecił jej skontaktowanie się z marszałkiem Sejmu Szymonem Hołownią w sprawie jego głośnej wypowiedzi. W piątek wieczorem miała miejsce rozmowa, z której wynikło, iż zaprzysiężenie Karola Nawrockiego odbędzie się zgodnie z planem 6 sierpnia, a marszałek wyjaśnił, iż sformułowania „zamach stanu” użył wyłącznie jako metafory politycznej.
Zaskakuje jednak nie tyle treść tej wymiany, co jej forma – rozmowa telefoniczna, zapowiedź spotkania „na początku sierpnia”, a przede wszystkim całkowity brak politycznego przywództwa ze strony prezydenta. Andrzej Duda, kończący drugą kadencję, wydaje się już jedynie biernym obserwatorem wydarzeń, który nie potrafi ani ich kształtować, ani adekwatnie komentować.
Zamiast klarownego, samodzielnego wystąpienia, opinia publiczna otrzymała komunikat pośredni, przekazany ustami urzędniczki. To charakterystyczne dla obecnego stylu działania głowy państwa – unikanie jednoznacznych deklaracji, brak inicjatywy, sprowadzanie aktywności do minimum instytucjonalnego. Mimo iż prezydent posiada silny mandat demokratyczny i konstytucyjne instrumenty wpływu na debatę publiczną, korzysta z nich rzadko i niechętnie. W ten sposób sam marginalizuje swoją pozycję.
W przypadku tak poważnego tematu jak rzekome sugestie naruszenia porządku konstytucyjnego – bez względu na to, czy sformułowanie „zamach stanu” miało charakter techniczny, czy publicystyczny – oczekiwać można było stanowczej, własnej reakcji prezydenta. Tymczasem z Pałacu Prezydenckiego nie wyszło ani jedno oświadczenie podpisane przez Dudę. Nie było konferencji prasowej, wystąpienia medialnego ani choćby oficjalnego komentarza w mediach społecznościowych. Trudno nie odnieść wrażenia, iż prezydent unika konfrontacji, choćby wtedy, gdy dotyczy ona kwestii fundamentalnych.
Znamienne jest także to, iż cała sprawa – zamiast być wyjaśniona jednoznacznie – pozostaje zawieszona w sferze domysłów i półsłówek. Marszałek Hołownia przyznał, iż „wielokrotnie sugerowano mu” opóźnienie zaprzysiężenia. Nie podał nazwisk, nie wskazał środowisk. Zamiast dochodzenia prawdy, opinia publiczna otrzymuje pokaz politycznej ugody – rozmowa za zamkniętymi drzwiami, zapewnienia, uśmiechy, zapowiedź spotkania „na początku sierpnia”. Taki sposób reagowania, pozornie wyważony, w rzeczywistości dezinformuje i dezorientuje obywateli.
Trudno nie zauważyć, iż postawa prezydenta Dudy po raz kolejny świadczy o jego całkowitym uzależnieniu od bieżących nastrojów i braku strategii politycznej. Tam, gdzie potrzeba byłoby stanowczości, dostajemy proceduralną uprzejmość. Tam, gdzie powinna wybrzmieć rola głowy państwa jako arbitra i strażnika konstytucji – panuje cisza. Spotkanie z marszałkiem zaplanowane na sierpień trudno traktować inaczej niż jako polityczny rytuał bez znaczenia.
Zbliżający się koniec kadencji prezydenta nie zwalnia go z odpowiedzialności za instytucję, którą reprezentuje. Wręcz przeciwnie – to czas, w którym powinien on bronić standardów, jakie sam deklarował obejmując urząd. Milczenie, delegowanie komentarzy na rzecz urzędników, symboliczne gesty bez treści – to nie są zachowania, których oczekują obywatele od najwyższego przedstawiciela państwa.