Premier Donald Tusk wskazuje wyraźnie: prezydent Andrzej Duda wciąż może uratować państwo przed poważnym kryzysem konstytucyjnym i społecznym, jaki narasta wokół kontrowersji związanych z wynikiem wyborów prezydenckich. Kluczem jest jedno działanie – wycofanie weta do tzw. ustawy incydentalnej, która określa, iż o ważności wyborów zdecyduje skład 15 najstarszych stażem sędziów Sądu Najwyższego.
Brzmi kontrowersyjnie? Niekoniecznie. To, co dla niektórych komentatorów wygląda na prawny eksperyment, ma już historyczny precedens. W 1996 roku prezydent Aleksander Kwaśniewski wycofał weto wniesione wcześniej przez Lecha Wałęsę wobec ustawy o przejęciu majątku po PZPR. Choć budziło to wówczas spory, sprawa trafiła do Trybunału Konstytucyjnego. I to właśnie tam, ówczesny prezes TK prof. Andrzej Zoll wydał jednoznaczne orzeczenie:
„Prezydent może wycofać wniosek o ponowne rozpatrzenie ustawy, jeżeli Sejm jeszcze nie podjął nad nim prac.”
Prawo do zmiany decyzji przez głowę państwa – zanim Sejm rozpocznie procedurę ponownego rozpatrzenia – nie jest sprzeczne ani z konstytucją z 1952 r., ani z obecną, z 1997 roku. Nie istnieje żaden przepis, który by tego zabraniał. A sytuacja polityczno-prawna z 2025 roku niemal idealnie odwzorowuje realia tamtej sprawy z lat 90.
W praktyce oznacza to, iż Andrzej Duda, cofając swoje weto, otworzyłby drogę do wejścia w życie ustawy, która pozwala wyłączyć z decydowania o ważności wyborów sędziów powołanych przez neo-KRS. Zamiast nich, decyzję podjęliby sędziowie z najdłuższym stażem, niezależni od politycznego rozdania ostatnich lat. To ruch, który mógłby nie tylko uspokoić emocje społeczne, ale przede wszystkim odbudować zaufanie do procesu wyborczego.
Opozycja i płatni pisowscy komentatorzy zarzucają premierowi Tuskowi brak podstawy prawnej do takich sugestii. Tymczasem historia jasno pokazuje, iż mechanizm wycofania weta funkcjonował już wcześniej i został zatwierdzony przez Trybunał. To nie jest więc prawnicze science fiction, tylko realna droga wyjścia z impasu.
Co ważne — działanie to leży całkowicie w gestii prezydenta. Andrzej Duda, który lubi podkreślać swoją niezależność i odpowiedzialność za los państwa, ma dziś wyjątkową okazję, by pokazać, iż stoi po stronie prawa, a nie partyjnych interesów. Może zakończyć eskalację, która zagraża legitymacji wyborów prezydenckich i podważa fundamenty państwa prawa.
Pytanie brzmi: czy z tej szansy skorzysta? My wiemy – iż nie. Bo to kaczy podnóżek.