PiS chętnie snuje narrację o „lepszym i świeższym” mandacie Karola Nawrockiego mającym go uprawniać do robienia co chce. Tymczasem PiS w wyborach prezydenckich był w silnej defensywie i stracił ponad 2 mln głosów w stosunku do wyborów z 2023. W I turze Nawrocki dostał 5.790.804 wobec 7.640.854 głosów na PiS. W II turze dostał 10 606 877, z czego ok 4 mln z tego to głosy Konfederacji i Brauna, trochę Zandberga. W kolejnych wyborach parlamentarnych te głosy na pewno nie padną na listę PiS – pisze Andrzej Długosz.
Skąd pomysł o niezwykłej siłę mandatu Prezydenta i rzekomym prawie do rozjeżdżania rządu? Warto popatrzeć na liczby. Na listy partii tworzących obecna Koalicję 15 października oddano łącznie 11.599.090 głosów. To o 992.213 więcej niż otrzymał w II turze Nawrocki. Sam Trzaskowski otrzymał 10 237 286 głosów. Choć do końca nikt nie może być pewny tych akurat liczb. Dane PKW nie odpowiadają prawdzie i to smutne, iż w XXI wieku proste policzenie może sprawić tyle kłopotów, a prawo nie przewiduje procedury prostowania oczywistych błędów. Pora zmienić kodeks wyborczy.
Tyle o siłę mandatów. Myślę, iż politycy Koalicji powinni za każdym razem przypominać, iż dostali milion głosów więcej niż Nawrocki. Po kilku dniach problem zniknie, bo to niewygodne dane dla PiSu. Co nie zmienia sytuacji, bo Nawrocki będzie agresywny wobec rządu. I dostanie prawdopodobnie adekwatną odpowiedź. Wcześniej czy później będziemy pewnie wspominać ciapowatego Dudę z utęsknieniem. Bo łamał Konstytucję, robił z siebie durnia dziwnymi minami i wypowiedziami. Ale był generalnie mało widoczny i nie prowokował nadmiernego dymu politycznego. Nawrocki będzie inny – podsumowuje Długosz.