Ameryka Łacińska odlicza dni do inauguracji Trumpa

2 dni temu

Prawicowi prezydenci Argentyny i Salwadoru wiwatują. Javierowi Mileiowi udało się spełnić swoje wielkie marzenie: jako pierwszy prezydent z Ameryki Łacińskiej zrobił sobie selfie z Donaldem Trumpem. W tym celu Argentyńczyk wybrał się do Stanów – tuż po tym, jak republikanin wygrał wybory 5 listopada. Obaj pozowali z wyciągniętymi kciukami, tak jak Milei lubi najbardziej, Trump pogratulował mu tego, iż „czyni Argentynę ponownie wielką”.

Radość prawicy może jednak okazać się krótkowzroczna – zapowiadane przez Trumpa cła zaporowe i deportacje dotkną również państwa rządzone przez jego sympatyków.

Prawdopodobnie najbardziej zaboli Meksyk.

Biblijne plagi

„Biedny Meksyk, tak daleko od Boga, a tak blisko Stanów Zjednoczonych” – te słowa, wypowiedziane przez meksykańskiego dyktatora Porfiria Díaza ponad sto lat temu, brzmią dziś bardzo aktualnie.

Bo to przede wszystkim na Meksyk Trump obiecuje zesłać biblijne plagi. Po pierwsze: cła zaporowe na meksykańskie produkty, wbrew umowie o wolnym handlu między tymi dwoma krajami. Po drugie: bombardowanie baz karteli kokainowych w Meksyku, a zatem ni mniej, ni więcej, tylko interwencję wojskową na terytorium innego państwa. Po trzecie: deportacje milionów ludzi, których Trump nazywa „obcymi” czy też „kosmitami” (aliens).

O ilu milionach „obcych” mówimy? Nie wiadomo. Podczas kampanii Trump ścigał się w podbijaniu tej liczby sam ze sobą. Od miliona ludzi, których przyszły wiceprezydent J.D. Vance obiecał „wydalić z USA natychmiast”, do 11, 15, a choćby 23 milionów, które pojawiały się w wypowiedziach przyszłego prezydenta.

Ludzi zamieszkałych w USA bez pozwolenia na pobyt stały jest ok. 11 milionów. Prawie połowa z nich to Meksykanie.

We wpisach publikowanych na jego własnej platformie TruthSocial Trump łączy wszystkie trzy tematy: cła, migracje i narkotyki.

Cła zaporowe – 25 proc. na „wszystkie” produkty importowane z Meksyku – pozostaną w mocy, dopóki „narkotyki, zwłaszcza fentanyl, i wszyscy Nielegalni Obcy nie zaprzestaną tej Inwazji naszego Kraju!” – pisownia oryginalna.

Jak w przypadku słynnego słuchowiska radiowego Wojna światów Orsona Wellesa, wyemitowanego w Halloween 1938 roku, wielu spośród milionów słuchaczy nie było w stanie odróżnić prawdy od fikcji i uwierzyło, iż Ziemię naprawdę zaatakowali kosmici, dziś także wielu Amerykanów wierzy w „inwazję obcych”.

Cło za cło

Co na to wszystko Meksyk? Lewicowa prezydentka Claudia Sheinbaum ogłosiła, iż jeżeli Trump wprowadzi cła zaporowe na meksykańskie produkty, jej kraj odpowie tym samym – oko za oko, cło za cło.

Sheinbaum podkreśla też, iż Meksyk coraz skuteczniej kontroluje migracje z Ameryki Środkowej do Stanów. Liczba nielegalnych przekroczeń granicy między Meksykiem a USA w ostatnim roku gwałtownie spadła, co pokazują oficjalne statystyki – Sheinbaum wysłała je Trumpowi listownie.

W dyskusji o narkotykach, którymi, jak przekonuje Trump, Meksyk zalewa Stany Zjednoczone, Sheinbaum podkreśla, iż jej kraj nie jest ich konsumentem, za to płaci ogromną cenę w postaci przemocy związanej z przestępczością narkotykową, pochłaniającą coraz więcej istnień. Prezydentka zwraca też uwagę, iż aż 70 proc. nielegalnej broni skonfiskowanej w Meksyku pochodzi z USA.

„Nie produkujemy broni, nie używamy narkotyków syntetycznych. Niestety, handel narkotykami zabija naszych ludzi, aby zaspokoić popyt w twoim kraju” – powiedziała Sheinbaum na konferencji prasowej, zwracając się bezpośrednio do Trumpa.

Moi meksykańscy znajomi nie wierzą w pogróżki republikanina. – Jakie tam cła zaporowe, religią Amerykanów jest: „żeby było tanio” – mówi mi przez telefon reżyser filmowy Rodrigo Reyes. – Wydalić miliony? Ludzie, którzy głosowali na Trumpa, byli zachwyceni hasłami o masowych deportacjach, ale nie sądzę, by zamierzał zrealizować ten pomysł. Deportacja tak wielu osób byłaby zbyt skomplikowana i wbrew prawu – mówi Reyes.

Reyes urodził się w Meksyku, mieszka w USA. Nakręcił między innymi Czyściec – film dokumentalny o granicy między USA a Meksykiem, którą sam przekroczył po raz pierwszy jako nielegalny imigrant. Wyjaśnia, iż w ostatnich latach jego ojczyzna i Stany prowadziły udaną współpracę w zakresie kontroli granic i migracji.

– Granica między USA i Meksykiem w praktyce znajduje się w tej chwili w Chiapas, na południu Meksyku. Władze meksykańskie często zatrzymują ludzi właśnie tam, nie pozwalając im dotrzeć do rzeczywistej granicy ze Stanami – mówi Reyes. Jego zdaniem ta kooperacja zostanie przerwana, jeżeli USA będą stawiać Meksykowi żądania, nie oferując niczego w zamian.

„Wierzę, iż kiedy Trump obejmie urząd, okaże powściągliwość w swoich działaniach” – pisze do mnie przyjaciel Gabriel Mejía Pérez.

Mejía mieszka w Mexico City, prowadzi tam mały sklep rowerowy.

„Stosunki z Meksykiem są strategiczne dla USA. Trump nie wyrzuci ich do kosza ot tak” – twierdzi. I dodaje: „Oczywiście będzie naciskał, aby tematy, które w jego narracji są priorytetowe, były dyskutowane w regionie jako te najważniejsze”.

Jest się czego obawiać

Osobiście widzę kilka istotnych powodów do niepokoju. Jednym z nich jest nominacja Thomasa Homana na stanowisko „cara granicznego”. Homan kierował pogranicznikami z ICE podczas pierwszej kadencji Trumpa. To on zatwierdził kontrowersyjną inicjatywę rozdzielania imigranckich rodziców i dzieci po przekroczeniu granicy z Meksyku do USA.

W wojnie celnej to Meksyk ma najwięcej do stracenia. Ok. 80 proc. swoich towarów eksportuje do USA i jest uzależniony od handlu ze swoim północnym sąsiadem w znacznie większym stopniu niż vice versa.

Po drugiej wygranej Trumpa Wenezuela i Kuba straciły nadzieję, iż nałożone na nie amerykańskie sankcje gospodarcze zostaną w najbliższych latach zniesione. Kuba przez cały czas jest też na amerykańskiej liście „krajów sponsorujących terroryzm”, z której obiecał ją wykreślić Biden, ale chyba zapomniał.

Na wyspie nie wierzy się już, iż wrócą turyści ze Stanów. Nie wrócą, bo podróżować do „krajów sponsorujących terroryzm” im nie wolno. Zresztą, nam też nie – jeżeli chcielibyśmy wjechać do Stanów w ramach Programu Ruchu Bezwizowego, pobyt na Kubie po 2021 roku nam to uniemożliwi.

Kuba raczej nieszczególnie obchodzi Trumpa, na Sekretarza Stanu wybrał sobie jednak Marco Rubio, który ma kubańskie korzenie i jest zwolennikiem jak najostrzejszej polityki wobec wyspy.

Inne lewicowe rządy obawiają się, iż Trump ukarze je za ostrą krytykę Izraela w związku ze zbrodniami wojennymi w Gazie, a choćby przyczyni się do destabilizacji regionu.

Gdy w styczniu 2024 w Gwatemali miejscowa prawica starała się nie dopuścić do demokratycznej zmiany warty, wysłannicy Bidena niestrudzenie pracowali za kulisami, by progresywny zwycięzca Bernardo Arévalo mógł przejąć władzę. Tymczasem ludzie blisko związani z Trumpem szerzyli teorie spiskowe o sfałszowanych wyborach. Dziś gwatemalska prawica czuje, iż wiatr wieje w jej żagle.

A już w lutym 2025 roku pierwsza runda wyborów w Ekwadorze. jeżeli lewica – jak przewidują liczne prognozy – odniesie minimalne zwycięstwo, a prawica nie zechce go uznać, odmawiając oddania władzy, Trump może wkroczyć do akcji.

Jednak moi meksykańscy przyjaciele nie chcą martwić się na zapas. Rodrigo Reyes przyznaje jednak, iż ciężko mu myśleć o „kolejnych czterech latach z tym dupkiem (cabrón) w Białym Domu”.

Idź do oryginalnego materiału