Ameryka odlicza dni do objęcia urzędu prezydenckiego przez D.Trumpa. W „biblijnej atmosferze” pojawi się „mesjasz”, aby ugasić pożary, te dosłowne – w Ameryce -, i polityczne na świecie.
Ameryka odlicza dni do objęcia urzędu prezydenckiego przez prezydenta-elekta Donalda Trumpa. Oficjalne wyniki wyborów zostały już przyjęte na posiedzeniu Kongresu. Do uroczystego zaprzysiężenia pozostało już kilka dni. „Aniołowie” w osobach Elona Muska i Keitha Kellogga, nie tracą czasu i już zapowiadają „nadejście mesjasza”, przecierają drogi i przygotowują „orszaki powitalne” w Europie i na świecie. A w stosunku do „niewiernych barbarzyńców” zapowiadają wdrożenie różnych „egzorcyzmów” – politycznych, finansowych, technologicznych i personalnych, a nie jest wykluczone, iż także militarnych.
Czego należy się spodziewać?
Zacznijmy od pewnej uwagi – nazwijmy ją metodologiczno-socjotechniczną. Świat jest ponoć wielobiegunowy, ale tak naprawdę dwubiegunowy: amerykańsko-chiński, po tym jak Rosja ukazała póki co swoją słabość i brak własnej idei i strategicznej koncepcji rozwojowej. jeżeli chodzi o identyfikację głównych ośrodków decyzyjnych, to przychylam się do poglądu rosyjskiego analityka W. Lepiechina, iż po stronie dotychczasowych hegemonów istnieją trzy ośrodki koncepcyjno-decyzyjne: dwa zlokalizowane w USA – wokół „demokratów” (liberalno-lewicujące środowiska powiązane z tzw.”nowymi pieniędzmi oraz technologiami IT i biotech oraz nieortodoksyjnymi środowiskami żydowskimi), „republikanów”( neokonserwatywne środowiska związane z kapitałem przemysłowym, sektorem wojskowym i ze środowiskami syjonistycznymi, a także z ortodoksyjnymi środowiskami żydowskimi i całą paletą judeo-chrześcijańskich kościołów);; trzecie centrum decyzyjne, to tzw. „stare pieniądze” – powiązane z rodziną Rothschild, czarną arystokracją europejską i Watykanem. Chiny są drugim biegunem układu globalnego i póki co, jedynie silnym graczem ponadregionalny, pretendującym do roli siły globalnej. Chiny penetrowane są przez trzy wcześniej wymienione ośrodki, aczkolwiek mają własne ambicje i ciągle rosnące zasoby i możliwości. Dla swego przetrwania tak czy owak zdane są na uczestniczenie w globalnych scenariuszach finansowo-gospodarczych i społecznych.
Warto zauważyć, iż globalni planiści posługują się także sprawdzonymi schematami i narzędziami manipulacji socjotechnicznej. Pierwsze z nich to eskalacja strachu o różnych wymiarach: żywnościowym, zdrowotnym, klimatycznym, ekonomicznym, etnicznym itd. Drugie z narzędzi, to sztucznie wykreowana „binarność politycznych przywódców”. W USA, bo na nich koncentruję swoją uwagę, wykreowano groteskowego i niedołężnego J. Bidena i komiksowo-infantylną K. Harris, którzy mieli za zadanie stworzyć u Amerykanów uczucie zagrożenia, ośmieszenia imperium, słabości i schyłkowości, aby na tym tle pojawił się „mąż opatrznościowy”, który nie boi się zaryzykować swojego życia (patrz: teatralny „zamach” z zakrwawionym uchem), aby uratować w pierwszym rzędzie Amerykę. W stosunku do światowej opinii publicznej D. Trump ma uosabiać twardziela i „tradycjonalistę”, który wprowadzi świat na adekwatne tory i uratuje go przed „komunizmem”, „cywilizacyjnym chaosem”, „nachodźcami-imigrantami” oraz „groźbą wojennych konfliktów” ponadregionalnych.
Wszystkie zapowiedzi Trumpa, to jedynie umiejętnie przybrane maski, aby realizować bardziej wyrafinowane projekty globalistycznych inżynierów do domykania globalnego, cyfrowego obozu koncentracyjnego w wersji soft. Projektu odbierającego narodom suwerenność, a jednostkom wolność , kreatywność i swobodę kształtowania życia wspólnotowego według własnych projektów i zgodnie z własnymi wartościami kulturowymi.
Czy społeczność światowa da się oszukać i uwierzyć w nadejście „mesjasza” przekonamy się w ciągu najbliższych lat. Szansa na powodzenie globalnego oszustwa jest wielka, gdyż rzeczywistych przywódców narodowych na świecie jest olbrzymi deficyt. Jedyna nadzieja, to bunt i przebudzenie się naródów konsekwentnie zapędzanych do cyfrowego obozu koncentracyjnego.
O polskich partyjnych „elitach politycznych” choćby nie warto wspominać, gdyż przedstawiciele wszystkich ich, bez wyjątku, aż się ślinią, aby D.Trump poklepał ich po ramieniu i żeby kolejny raz pełen hipokryzji wykrzyczał w Warszawie lub w Waszyngtonie, iż „kocha Polskę” i „podziwia Polaków”… jak bardzo są naiwni i skłonni pełnić rolę niewolników, i jak bez wzajemności gotowi są ginąć za Amerykę.
PZ
————-
Dodatek dla myślących: