Jeszcze niedawno Mateusz Morawiecki był w obozie władzy figurą niemal nietykalną. Premier „od zadań specjalnych”, bankowiec, technokrata, twarz „nowoczesnego PiS” – taką rolę wyznaczył mu Jarosław Kaczyński. Dziś jednak coś wyraźnie pękło. I nie chodzi już tylko o krytykę ze strony opozycji czy mediów liberalnych. Coraz głośniej Morawieckiego kontestują także ci, którzy przez lata byli z Prawem i Sprawiedliwością „na dobre i na złe”.
– „Mateusz Morawiecki bardzo się stara, by wyrosnąć na tego lidera, który w przyszłości miałby zastąpić Jarosława Kaczyńskiego, ale czas Mateusza Morawieckiego minął, choć w polityce czegoś takiego nie ma” – mówi Rafał Ziemkiewicz na łamach portalu tygodnika „Do Rzeczy”. To zdanie jest znaczące nie tylko ze względu na jego treść, ale i autora. Ziemkiewicz nie należy do krytyków PiS z zewnątrz. Przez lata był jednym z najbardziej lojalnych komentatorów tego obozu, gotowym bronić go w najtrudniejszych momentach. jeżeli dziś mówi o „skończonym czasie” Morawieckiego, to znaczy, iż cierpliwość pękła również po prawej stronie.
Kryzys wokół byłego premiera nie jest zjawiskiem nagłym. Od dłuższego czasu w PiS krążą głosy o sporze dotyczącym przyszłego kierunku partii. Jedni chcieliby twardego powrotu do retoryki tożsamościowej i konfrontacyjnej, inni – próby odbudowy wizerunku po utracie władzy. Morawiecki próbuje ustawić się w roli tego drugiego nurtu: polityka „rozsądnego”, „umiarkowanego”, zdolnego przyciągnąć centrowego wyborcę. Problem polega na tym, iż jego wiarygodność w tej roli jest znikoma.
To właśnie Morawiecki przez lata firmował najbardziej kontrowersyjne decyzje rządu PiS: konflikty z Unią Europejską, chaotyczną politykę pandemiczną, nieprzejrzyste programy finansowe i narrację propagandy sukcesu, która zderzyła się brutalnie z inflacją i kryzysem kosztów życia. Dziś próba przedstawienia się jako „rozsądnej alternatywy” brzmi w najlepszym razie jak polityczny recykling, w najgorszym – jak brak elementarnej samokrytyki.
Symbolem zmiany nastrojów stał się ostatnio wpis Jacek Kurski, który bezpardonowo uderzył w byłego premiera. Kurski to postać szczególna: przez lata jeden z najbardziej agresywnych obrońców linii PiS, człowiek aparatu partyjnego do szpiku kości. Jego atak na Morawieckiego nie był więc aktem niezależnej refleksji, ale sygnałem wysłanym z samego środka obozu. jeżeli choćby Kurski uznał, iż można – a choćby trzeba – uderzyć w byłego premiera, to znaczy, iż ochrona polityczna Morawieckiego przestała działać.
W tym sensie Morawiecki stał się wygodnym celem. Uosabia wszystkie słabości rządów PiS, a jednocześnie nie posiada własnej frakcji ani charyzmy, które pozwoliłyby mu się skutecznie bronić. Jego ambicje przywódcze są aż nazbyt widoczne, ale poparcie – coraz bardziej iluzoryczne. choćby publicyści dotąd mu życzliwi mówią dziś o nim z wyraźnym znużeniem.
Krytyka Morawieckiego ze strony „swoich” to coś więcej niż personalny spór. To objaw głębszego kryzysu PiS, partii, która po latach wodzowskiego zarządzania nie potrafi ani rozliczyć przeszłości, ani wskazać wiarygodnej przyszłości. Morawiecki chciałby być pomostem między epoką Kaczyńskiego a „nowym PiS”. Coraz więcej wskazuje na to, iż stanie się raczej jednym z ostatnich symboli epoki, która właśnie się kończy.
A w polityce – wbrew temu, co mówi Ziemkiewicz – czasem naprawdę bywa tak, iż czyjś czas po prostu mija.

16 godzin temu



![Chełm. W ubiegłym tygodniu odeszli od nas... [28-12-2025]](https://static2.supertydzien.pl/data/articles/xga-4x3-chelm-w-ubieglym-tygodniu-odeszli-od-nas-21-12-2025-1766873282.jpg)



