

Lider demokratycznej mniejszości w Senacie Chuck Schumer komentując doniesienia o ujawnieniu poufnych informacji, stwierdził, iż było to „jedno z najbardziej niewiarygodnych naruszeń tajemnic wojskowych”, z jakim kiedykolwiek się spotkał. Incydent nazwał „amatorskim zachowaniem”. Jego demokratyczna koleżanka z Senatu Elizabeth Warren oświadczyła na portalu X: „Nasze bezpieczeństwo narodowe jest w rękach kompletnych amatorów”. A była kandydatka Demokratów na prezydenta Hillary Clinton napisała: „Chyba sobie żartujecie” — i opublikowała artykuł z magazynu „The Atlantic”, który ujawnił ten wręcz niewiarygodny skandal.
Sprawa jest wysoce problematyczna nie tylko dla Ameryki. Jej kluczowi sojusznicy również mają powody do zmartwień.
„Eksperci od bezpieczeństwa przecierają oczy ze zdumienia”
Według redaktora naczelnego The Atlantic, Jeffreya Goldberga, który przypadkowo znalazł się w grupie, doradca ds. bezpieczeństwa Michael Waltz, wiceprezydent J.D. Vance, sekretarz obrony Pete Hegseth, sekretarz stanu Marco Rubio oraz inni wysocy rangą urzędnicy omawiali za pośrednictwem komunikatora Signal zarówno taktykę wojskową, jak i planowany nalot na jemeńskich rebeliantów Huti. Rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego potwierdził, iż treść czatu była najprawdopodobniej autentyczna i zapowiedział w tej sprawie dochodzenie.
Od tego czasu eksperci ds. bezpieczeństwa na całym świecie przecierają oczy ze zdumienia. Jak to możliwe, iż czołowi członkowie rządu USA rozmawiają o tak wrażliwej operacji wojskowej za pośrednictwem komunikatora? I nie zdają sobie sprawy, iż w grupie znajduje się osoba spoza rządu? Co by było, gdyby nie znalazł się w niej wysoce profesjonalny dziennikarz Goldberg, ale ktoś, kto przekazałby te plany przed rozpoczęciem operacji? W najgorszym wypadku członkom tej terrorystycznej organizacji lub sponsorującemu ją Iranowi. Życie amerykańskich pilotów byłoby poważnie zagrożone.
Sprawa ta jest wysoce problematyczna nie tylko dla Ameryki. Sojusznicy również mogą być wstrząśnięci.
„Gorzka lekcja”
Dla Europy treść rozmów zawiera kolejną gorzką lekcję. Wynika z nich, iż ostra krytyka ze strony Waszyngtonu nie jest tylko częścią strategii zwiększania wydatków na obronę. Dla najważniejszych członków amerykańskiej administracji kontynent jest bowiem nie tylko irytujący, ale choćby godny pogardy.
Z ujawnionych informacji wynika, iż Vance krytykował planowany atak wojskowy. Argumentował, iż trzy proc. amerykańskiego handlu przechodzi przez Kanał Sueski, podczas gdy odsetek handlu europejskiego wynosi 40 proc. Kiedy Hegseth wskazał na ryzyko związane z opóźnieniem operacji, wiceprezydent odpowiedział: „Jeśli uważasz, iż powinniśmy to zrobić, zrobimy to. Po prostu nie chcę znowu ratować Europy”. Na co sekretarz obrony napisał: „W pełni podzielam twoje obrzydzenie pasożytnictwem Europy. To ŻAŁOSNE”.
Do tego pory w niektórych europejskich stolicach mogło dominować poczucie, iż nowa administracja USA może być surowa na zewnątrz, ale jej wewnętrzne przekonanie, iż Europa jest ważnym sojusznikiem, nie uległo zmianie. Słowa wiceprezydenta i sekretarza obrony kładą temu kres. Dla Europy to może oznaczać tylko jedno: kontynent musi zadbać o własne bezpieczeństwo. I to szybko.